"Gazeta Wyborcza": Trzej zamachowcy
"Sklejałem modele samolotów". "Widziałem wybuch w szopie". "Latając samolotami, oglądam skrzydła". Eksperci Macierewicza przedstawili w prokuraturze swe kompetencje, nie przedstawili dowodów na wybuch tupolewa - ujawnia "Gazeta Wyborcza".
Wojskowa prokuratura, która bada katastrofę smoleńską, przesłuchała autorów najgłośniejszych hipotez o zamachu. Od pełnomocników rodzin ofiar "Gazeta Wyborcza" dowiedziała się, że byli to profesorowie: Wiesław Binienda, Jan Obrębski i prawdopodobnie Jacek Rońda.
- Żaden nie przekazał materiałów i danych, które stanowiły podstawę do prezentowanych wcześniej wniosków - mówi rzecznik prokuratury kpt. Marcin Maksjan.
Prokuratura pytała o dowody na poparcie hipotez, że:
- to nie była katastrofa lotnicza, ale zamach,
- samolot rozpadł się w wybuchach,
- skrzydło nie mogło się rozpaść w zderzeniu z brzozą.
Kpt. Maksjan ujawnił: "Jeden z przesłuchanych świadków wskazał, że podstawą wniosków na temat katastrofy był "eksperyment myślowy" oparty na wiedzy pochodzącej z fotografii z miejsca katastrofy. Inny świadek formułował wnioski w oparciu o 40-minutowy kontakt z niewielkim elementem metalowym, który jakoby pochodził z miejsca zdarzenia. Jako podstawę do formułowania wniosków wskazywano np. doświadczenie związane z lataniem samolotami w charakterze pasażera".
Udało się przesłuchać najsłynniejszego eksperta, prof. Biniendę z Uniwersytetu w Akron w USA. Profesor nie przekazał śledczym słynnej symulacji, która ma dowodzić, że skrzydło winno wytrzymać zderzenie z brzozą. Prof. Jan Obrębski, który broni hipotezy wybuchu również nie przekazał żadnych obliczeń. Opowiadał publicznie, że przeprowadził badanie elementu o rozmiarach 20 cm na 20 cm, który ukazał mu nieznajoma osoba, zapewniająca, że jest to element Tu-154. Trzeci ekspert, prof. Jacek Rońda z AGH również nie przedstawił śledczym żadnych obliczeń.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"