Gaza: atak izraelskich helikopterów
Ostrzał w Gazie (AFP)
Władze Stanów Zjednoczonych nie skrytykowały izraelskich nalotów na Gazę oświadczając, że Izrael miał prawo się bronić. Władze Autonomii Palerstyńskiej zaapelowały o amerykańską interwencję po wtorkowych nalotach na palestyńskie cele w Gazie i na północ od miasta.
Cztery izraelskie helikoptery wystrzeliły co najmniej 10 pocisków.
W czasie nalotów zostały zniszczone znajdujące się na terytorium rezydencji Jasera Arafata lądowisko i dwa helikoptery. Przewodniczący Autonomii Palestyńskiej przebywał w tym czasie w Ramallah - poinformowała francuska agencja AFP.
Rzecznik Szarona, Raanan Gissin, w wywiadzie dla stacji CNN powiedział, że dzisiejszy atak na rezydencję Arafata to ostrzeżenie dla przewodniczącego Autonomii Palestyńskiej. Dodał: to jasny sygnał dla Arafata, że albo zajmie się zwalczaniem terroryzmu albo będzie to musiał zrobić Izrael.
Na razie nie wiadomo nic o ewentualnych ofiarach śmiertelnych. Nad Gazą unoszą się dymy po wybuchach pocisków. Na miejsce bombardowania przybyły ambulanse Czerwonego Półksiężyca i jednostki straży pożarnej.
Jeden z ministrów rządu palestyńskiego zwrócił się do Stanów Zjednoczonych o zaapelowanie do Izraela o przerwanie nalotów. Minister Erakat oskarżył Izrael o próbę zniszczenia Autonomii Palestyńskiej. Minister powiedział agencji Reutera, że Ariel Szaron powinien wiedzieć, że rozlew krwi rodzi rozlew krwi.
Według armii izraelskiej atak jest odpowiedzią na weekendowe zamachy terrorystyczne, w których zginęło 25 Żydów, a setki zostało rannych.
Decyzja o rozpoczęciu nalotów została podjęta zapewne w czasie rozmów premiera Izraela Ariela Szarona z ministrem obrony Ben Eliezarem, ministrem spraw zagranicznych Peresem oraz szefami służb bezpieczeństwa. Spotkanie odbyło się od razu po powrocie Ariela Szarona ze Stanów Zjednoczonych. Izraelski premier zapowiedział wcześniej, że Izrael odpowie bardziej zdecydowanie i ostro niż dotychczas. (aka)(mk)