Gang urzędników obiboków. Pracownicy widmo przez kilka lat ukrywali się w urzędzie
To może być rekord lenistwa w Polsce. Urzędnik z Kielc miał etat, co miesiąc pobierał pensję, jednak nie ma dowodu, aby w ciągu 2 lat ogóle pojawił się w pracy. O jego istnieniu nie wiedzieli nawet przełożeni.
To najbardziej skrajny przypadek dotyczący sprawy "gangu urzędników obiboków". Ujawnili ich pracownicy samorządu województwa świętokrzyskiego, dokładniej sekretarz województwa Mariusz Bodo, który od marca prowadzi reorganizację Urzędu Marszałkowskiego Województwa Świętokrzyskiego w Kielcach. To efekt zmiany władzy po ostatnich wyborach samorządowych (PiS zastąpiło PSL).
Mariusz Bodo poinformował w maju lokalne media, że około 50 pracowników urzędu, w tym wielu dyrektorów, straci pracę. Kolejne analizy wykazały, że przerost zatrudnienia w urzędzie to około 170 niepotrzebnych stanowisk (na 850 zatrudnionych). To jednak dopiero początek afery.
Gang obiboków. Brali pensje, nikt ich nie widział w pracy
- Odkryliśmy grupę kilkunastu urzędników, którzy byli zatrudnieni na tzw. zadaniowym czasie pracy. W praktyce nikt ich nie kontrolował, ani nie rozliczał z efektów pracy. Kilku z tych osób nikt nigdy nie widział w urzędzie, a dyrektorzy, pod których podlegali, nie wiedzieli, że tacy pracownicy istnieją - mówi WP osoba znająca kulisy prowadzonej weryfikacji.
Najbardziej bulwersujący jest przypadek urzędnika odpowiedzialnego za wyjaśnianie zawiłości procedur przyznawania funduszy unijnych. Nie ma dowodów, aby przez ostatnie dwa lata urzędnik ten w ogóle pojawił się pracy. Do jego obowiązków należało złożenie raz na rok raportu z przeprowadzonych konsultacji. Jednak w urzędzie nie natrafiono na żaden ślad takiego dokumentu, dowiaduje się Wirtualna Polska.
Obecnie Urząd Marszałkowski Województwa Świętokrzyskiego w Kielcach poszukuje audytora, który jeszcze dokładniej zbada skalę problemu.
Partyjna miotła PiS
Kielecki dziennik regionalny "Echo dnia" komentował, że zwolnienia w urzędzie to efekt porządków zaprowadzanych przez działaczy Prawa i Sprawiedliwości. W pierwszej kolejności pracę stracili dyrektorzy związani z Polskim Stronnictwem Ludowym.
- Nowa władza w sejmiku świętokrzyskim nie ma sukcesów, dlatego koncentruje się na podkreślaniu błędów poprzedników. Nie słyszałem, aby ktokolwiek był fikcyjnie zatrudniany w urzędzie - komentuje Karol Kliś, członek PSL i jeden ze zwolnionych dyrektorów urzędu marszałkowskiego w Kielcach.
Przypomnijmy, że samorządem województwa świętokrzyskiego do jesieni ubiegłego roku zarządzał Adam Jarubas z PSL. W Kielcach doszło do jednego z najgorętszych starć pomiędzy PSL a PiS. W trakcie samorządowej kampanii wyborczej Jarubas porównał konkurentów do plemienia Hunów, gotowych do barbarzyńskiego najazdu po wyborach. Ich łupem politycznym miało być lekko licząc kilkadziesiąt stanowisk w instytucjach podległych sejmikowi. Z kolei "PiS-owcy" zapowiedzieli "wyrwanie pięknego województwa z niemocy PSL".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl