Gang urzędników obiboków. Pracownicy widmo przez kilka lat ukrywali się w urzędzie
To może być rekord lenistwa w Polsce. Urzędnik z Kielc miał etat, co miesiąc pobierał pensję, jednak nie ma dowodu, aby w ciągu 2 lat ogóle pojawił się w pracy. O jego istnieniu nie wiedzieli nawet przełożeni.
02.07.2019 | aktual.: 03.07.2019 07:44
To najbardziej skrajny przypadek dotyczący sprawy "gangu urzędników obiboków". Ujawnili ich pracownicy samorządu województwa świętokrzyskiego, dokładniej sekretarz województwa Mariusz Bodo, który od marca prowadzi reorganizację Urzędu Marszałkowskiego Województwa Świętokrzyskiego w Kielcach. To efekt zmiany władzy po ostatnich wyborach samorządowych (PiS zastąpiło PSL).
Mariusz Bodo poinformował w maju lokalne media, że około 50 pracowników urzędu, w tym wielu dyrektorów, straci pracę. Kolejne analizy wykazały, że przerost zatrudnienia w urzędzie to około 170 niepotrzebnych stanowisk (na 850 zatrudnionych). To jednak dopiero początek afery.
Gang obiboków. Brali pensje, nikt ich nie widział w pracy
- Odkryliśmy grupę kilkunastu urzędników, którzy byli zatrudnieni na tzw. zadaniowym czasie pracy. W praktyce nikt ich nie kontrolował, ani nie rozliczał z efektów pracy. Kilku z tych osób nikt nigdy nie widział w urzędzie, a dyrektorzy, pod których podlegali, nie wiedzieli, że tacy pracownicy istnieją - mówi WP osoba znająca kulisy prowadzonej weryfikacji.
Najbardziej bulwersujący jest przypadek urzędnika odpowiedzialnego za wyjaśnianie zawiłości procedur przyznawania funduszy unijnych. Nie ma dowodów, aby przez ostatnie dwa lata urzędnik ten w ogóle pojawił się pracy. Do jego obowiązków należało złożenie raz na rok raportu z przeprowadzonych konsultacji. Jednak w urzędzie nie natrafiono na żaden ślad takiego dokumentu, dowiaduje się Wirtualna Polska.
Obecnie Urząd Marszałkowski Województwa Świętokrzyskiego w Kielcach poszukuje audytora, który jeszcze dokładniej zbada skalę problemu.
Partyjna miotła PiS
Kielecki dziennik regionalny "Echo dnia" komentował, że zwolnienia w urzędzie to efekt porządków zaprowadzanych przez działaczy Prawa i Sprawiedliwości. W pierwszej kolejności pracę stracili dyrektorzy związani z Polskim Stronnictwem Ludowym.
- Nowa władza w sejmiku świętokrzyskim nie ma sukcesów, dlatego koncentruje się na podkreślaniu błędów poprzedników. Nie słyszałem, aby ktokolwiek był fikcyjnie zatrudniany w urzędzie - komentuje Karol Kliś, członek PSL i jeden ze zwolnionych dyrektorów urzędu marszałkowskiego w Kielcach.
Przypomnijmy, że samorządem województwa świętokrzyskiego do jesieni ubiegłego roku zarządzał Adam Jarubas z PSL. W Kielcach doszło do jednego z najgorętszych starć pomiędzy PSL a PiS. W trakcie samorządowej kampanii wyborczej Jarubas porównał konkurentów do plemienia Hunów, gotowych do barbarzyńskiego najazdu po wyborach. Ich łupem politycznym miało być lekko licząc kilkadziesiąt stanowisk w instytucjach podległych sejmikowi. Z kolei "PiS-owcy" zapowiedzieli "wyrwanie pięknego województwa z niemocy PSL".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl