Freud nie myślał tylko o seksie
Nauka Freuda była jak wielki wybuch, którego konsekwencje wciąż odczuwamy. Psychoanaliza, czyli m.in. odkrycie ludzkich popędów i nieświadomości, sięgnęła najdalej w ludzką duszę i kazała nam spokornieć – powiedział Wirtualnej Polsce psychoterapeuta Wojciech Eichelberger.
23.05.2006 | aktual.: 23.05.2006 09:19
6 maja obchodzono 150. urodziny Zygmunta Freuda. Twórca psychoanalizy uważał, że jego nauka zadała trzeci historyczny cios megalomanii człowieka. Przed nim to samo zrobili Kopernik i Darwin. Czy z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że był to wielki przełom i dlaczego?
Wojciech Eichelberger: Cios, który zadał Freud jest chyba ciosem największym w tym sensie, że został najgłębiej zasymilowany przez kulturę, nawet przez kulturę popularną. Ani Darwin, ani Kopernik nie uwolnili ludzkiej rasy od antropocentryzmu, poczucia, że jesteśmy pępkiem świata. (Jeśli chodzi o teorie Darwina, ciekawostką jest, że ostatnio przybywa ludzi, którzy je odrzucają ze względu na religię). Odkrycie przez Freuda sfery nieświadomości w ludzkim umyśle zadziałało jak wielki wybuch. Była to eksplozja intelektualna, dzięki której powstało wiele galaktyk w różnych obszarach ludzkiej wiedzy i kultury. Co ciekawe, ten proces ciągle trwa. O nieświadomości więcej wiedzą niestety tylko elity, bo w szkołach się tego nie uczy. Podejrzewam, że brakuje odpowiednio wykwalifikowanych nauczycieli. Nie zmienia to faktu, że ze wszystkich odkryć urzeczywistniających położenie ludzi we wszechświecie, odkrycie Freuda sięgnęło najgłębiej w ludzką duszę i kazało nam trochę spokornieć. Okazało się, że umysł człowieka
skrywa obszary, które są niezagospodarowane, nieuświadomione i które z reguły determinują nasze zachowanie, decydują o naszych wyborach.
Czy w ostatnich latach doszło do jakichś nowych odkryć dotyczących psychoanalizy? Mark Solms głosi, że teorie Freuda potwierdza neurologia, natomiast angielski psycholog Hans Eysenck uważał, że psychoanaliza upada, a nowe osiągnięcia nauki są wobec niej krytyczne.
- Myślę, że na gruncie psychologii i psychiatrii psychoanaliza przestaje się rozwijać w sposób dynamiczny, natomiast jest wciąż doskonalona i "destylowana". Bardziej się rozwija jakościowo niż ilościowo. Można powiedzieć, że psychoanaliza penetruje własną nieświadomość. Z tej nauki wzięło się mnóstwo różnych pomysłów na badanie psychiki człowieka, przyczyn jego cierpienia psychicznego. Istnieje kilka głównych szkół bezpośrednio nawiązujących do psychoanalizy klasycznej. Powstało też bardzo wiele szkół w opozycji do psychoanalizy. Krótko mówiąc: psychoanaliza stała się podstawowym kanonem, osią tego co się dzieje od czasów Freuda w psychologii, psychiatrii i psychoneurologii. Każdy się musi jakoś do tego odnieść.
Pan jest przedstawicielem szkoły Gestalt. W jaki sposób odnosi się ona do Freuda?
- Zaczynałem od Gestalt, ale już od wielu lat pracuję używając eklektycznej metody egzystencjalnej. Twórcą szkoły Gestalt był późny uczeń Freuda Fryderyk Perls. To kierunek, który powstał w opozycji do Freuda. W założeniu był skrajnie różny od teorii twórcy psychoanalizy. Freud twierdził, że wszystko jest projekcją naszego umysłu, że nie jesteśmy w stanie doświadczać świata i innych ludzi w sposób czysty, fenomenologiczny. Natomiast Perls czerpał z fenomenologii, przysłowiowego "koń jaki jest, każdy widzi". Uznał, że człowiek powinien być w kontakcie z rzeczywistością, a nie swoimi projekcjami. To zdaniem Perlsa decyduje o zdrowiu człowieka.
Freud szczególnie podkreślał rolę seksuologii w życiu człowieka. Czy słusznie?
- Freud pojmował tę sprawę trochę szerzej. Bardzo docenił rolę popędowości ludzkiej, tego aspektu ludzkiej natury, który dzielimy ze światem zwierząt. Do popędów podstawowych zaliczał oprócz seksualności także agresję, instynkt przetrwania i inne potrzeby czysto biologiczne takie jak zdobywanie pokarmu. Z jego badań klinicznych wynikało, że powodem ludzkich cierpień jest wadliwe obchodzenie się z tymi popędami. Nadmiernie represyjne lub niedostatecznie represyjne, które robi z człowieka ofiarę jego własnej popędowości. Seksualność więc też należy do tej sfery życia, która sprawia nam kłopoty.
Czy to seks spowodował, że Freud stał się ikoną popkultury?
- Rzeczywiście powstał taki stereotyp, że Freudowi wszystko się kojarzy z seksem, ale to tylko niesprawiedliwy stereotyp. Jego ogromną zasługą jest to, że seksualność stała się tematem szeroko komentowanym, chociaż na początku nie pozwalała na to obyczajowość. Freud wydobył na światło dzienne głęboko skrywane problemy związane ze sferą erotyczną.
Jak pan ocenia prace Freuda dotyczące snów. M.in. na łamach miesięcznika "Zwierciadło" zajmuje się Pan ich interpretacją.
- Na początku jego teorie wydawały mi się bardzo odkrywcze, ale potem w moim sposobie rozumienia snów poszedłem w stronę bardziej zindywidualizowaną. Chodzi mi o interpretację snów w ramach kontekstu - życia danej osoby, momentu, w którym się znajduje. Klasyczna freudowska analiza snów jest trochę zbyt schematyczna. Pretendowała do nadmiernej uniwersalności w odczytywaniu sennej symboliki. Ta schematyczność w interpretowaniu snów szczególnie w kategoriach seksualnych stała się przyczyną powstania niesprawiedliwych stereotypów.
Czy to prawda, że Freud, który tyle pisał o seksie, jako mężczyzna i mąż był drobnomieszczański i oschły?
- Nie byłoby w tym nic dziwnego. Freud był produktem dziewiętnastowiecznej kultury purytańskiej, ale to tym bardziej cenne, że zdobył się na krytykę tej kultury. Z jednej strony, w swoim myśleniu naukowym był wyzwolony, z drugiej zmagał się tymi samymi problemami, co większość ludzi w tamtym czasie.
Freud jako pierwszy odkrył dziecięcą seksualność, poruszył temat wykorzystywania dzieci, który często jest przyczyną problemów psychicznych u dorosłych ludzi.
- W jego koncepcji popędowość ludzka ujawnia się najpierw u dzieci, które nie są jeszcze zsocjalizowane, nie uległy presji obyczaju, kultury, szkoły. To było bardzo ważne – wykazać jak delikatną materią jest popędowość dziecka i sposób jego wychowyania. Freud wykazał, że te kwestie mają decydujący wpływ na kształtowanie się psychiki. Zwrócił uwagę na losy dziecka, nad którymi nikt się wcześniej nie zastanawiał.
Czy hipnoza, którą Freud się fascynował na początku swojej kariery była przez długi czas używana jako terapia?
- Próbowano używać tej metody leczniczej, ale z tego co się orientuję, szybko została porzucona. Założenie psychoanalizy było bowiem takie, że to co nieuświadomione musi się stać świadome. A hipnoza oczywiście na to nie pozwalała, ponieważ jest doświadczeniem nieświadomym lub tylko częściowo świadomym.
Freud pisał o kobietach, że to wybrakowani mężczyźni. Kobiety podświadomie miały marzyć o tym, by posiadać fallusa itp. Spotkał się z krytyką wielu kobiet np. Karen Horney. Jak z dzisiejszej perspektywy ocenia się te teorie?
- Dystansując się do ówczesnych feministek Freud zachowywał się zgodnie z duchem swojej epoki. Trzeba jednak pamiętać, że miał wiele wybitnych uczennic, które świetnie rozwijały jego teorie. To było niezwykłe w tamtych czasach. Czy Freud się mylił pisząc o kobietach? I tak, i nie. Wygląda na to, że uznał artefakt kulturowy za prawo naturalne. Nic dziwnego, że kobiety, które doznawały w tamtych czasach patriarchalnego ucisku, chciały wydobyć się z tej opresji poprzez zdobywanie atrybutów męskości, w tym atrybutów męskiej seksualności. Potem zaobserwowano, że również u niektórych mężczyzn na poziomie nieświadomym można stwierdzić tęsknotę za waginą. Obie płcie w oczywisty sposób dążą do swojego przeciwieństwa
Czy Freud fantazjował w swoich dziełach, czy nie ponosiła go czasem literacka fantazja? Wszystko stawało się dla niego symbolem: kobieta wsadzającą rękę do torebki w czasie terapii według niego uprawiała pantomimę masturbacji, a moczenie się dzieci utożsamiał z ambicją jako cechą charakteru?
- Po pierwsze: psychoanaliza powstała głównie w oparciu o badania zaburzeń w zachowaniu kobiet cierpiących na histeryczne konwersje, niedowłady, niemotę, które nie miały żadnego fizjologicznego uzasadnienia. Okazało się, że jest to związane z tłumieniem popędowości, ale w dodatku okazało się, że to tłumienie było związane ze wczesnymi nadużyciami seksualnymi w rodzinie. Ujawnienie tego faktu wywołało tak ogromny opór w społeczeństwie, że Freud musiał się z tego wycofać. Musiał uznać histerię za wynik powikłań wewnętrznej dynamiki rozwoju psychiki kobiety. Trzeba pamiętać, że Freud działał pod presją ówczesnej obyczajowości. To co Pan zapewne nazywa fantazjowaniem, mogło być konsekwencją ogólnych i empirycznie niepotwierdzalnych założeń. Ponieważ interpretacja zachowania pacjentów zależała od tych założeń, więc psychoanalizie groziło stanie się samopotwierdzającą się teorią i zabrnięcie w ślepy zaułek. Stąd wzięło się mnóstwo dowcipów na ten temat np. w filmach Woody’ego Allena, który często wyśmiewa
psychoanalizę, a jednocześnie nie może od niej uciec i nieustannie analizuje samego siebie.
Czy łatwo psychoterapeucie oddzielić emocje pacjenta od swoich własnych?
- Freud analizował relację z pacjentem. Zwrócił uwagę na to, że emocje terapeuty, jego przeszłe doświadczenia mogą rzutować na to co się dzieje w terapii. Dlatego obowiązkiem terapeuty jest poddać się własnej analizie. Na początku jednak tego postulatu nie było. Dopiero, gdy niektórzy z jego uczniów zabrnęli w relacje ze swoimi pacjentkami, postanowiono wprowadzić taki wymóg. Freud zresztą też miał taki kłopot: ożenił się z jedną ze swoich pierwszych pacjentek.
Czy wyobraża Pan sobie psychoanalizę z naszymi czołowymi politykami w roli pacjentów? Jakie mogłyby być wnioski?
- Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Nie pozwala mi na to etyka zawodowa.
Z Wojciechem Eichelbergerem rozmawiał Adam Przegaliński, Wirtualna Polska.