"Frekwencja wyborcza w Iranie wyniosła... 140%!"
Mohsen Rezai, który zajął trzecie miejsce w wyborach prezydenckich w Iranie z 12 czerwca, powiedział, że w niektórych okręgach wyborczych frekwencja osiągnęła 140%.
19.06.2009 | aktual.: 21.06.2009 21:53
Opinię taką wyraził w wystąpieniu w państwowej telewizji w nocy z czwartku na piątek. - Kiedy przedstawiam listę 170 okręgów wyborczych, w których frekwencja wyniosła między 95% a 140%, to czy mówię frazesy, czy należy to sprawdzić? - pytał retorycznie Rezai, reprezentujący obóz konserwatystów.
Wcześniej urzędnik z irańskiego MSW, odpowiedzialny za organizację wyborów, twierdził, że trzej pokonani kandydaci mówią "frazesy", gdy zarzucają władzom nieprawidłowości.
W Iranie nie ma oficjalnej listy wyborczej i wyborcy mogą teoretycznie głosować w dowolnym miejscu w kraju, ale w praktyce każdy okręg zna liczbę potencjalnych wyborców, którzy są do niego przypisani.
Rezai ponownie skrytykował też odmowę MSW dostarczenia mu szczegółów na temat rezultatów ze wszystkich lokali, czego domagał się od soboty. Tego dnia ogłoszono oficjalne wyniki, zgodnie z którymi zwyciężył zdecydowanie obecny prezydent, radykał Mahmud Ahmadineżad.
Według Rady Strażników Konstytucji pokonani kandydaci złożyli skargi w sumie na 646 nieprawidłowości.
Rezai wyraził też oburzenie z faktu, że na przywódców religijnych wywierana jest - według niego - presja, by gratulowali zwycięzcy wyborów. - Słyszałem niestety, że jacyś ludzie przez trzy noce z rzędu nachodzili duchownych, żeby zapytać, dlaczego jeszcze nie pogratulowali Ahmadineżadowi - powiedział.
W Iranie od sześciu dni trwają wielotysięczne protesty przeciwko zwycięstwu obecnego szefa państwa, ale też manifestacje poparcia dla niego. Głównym rywalem Ahmadineżada był uważany za reformatora Mir-Hosejn Musawi.