Frekwencja, eurosceptycy i opozycja
(PAP/EPA)
Sukces partii eurosceptycznych i antyunijnych, porażka partii rządzących i historycznie niska frekwencja – to wnioski po wyborach do europarlamentu – pierwszych w rozszerzonej Unii.
14.06.2004 | aktual.: 14.06.2004 12:32
Sześć tygodni po rozszerzeniu UE warto podkreślić sukces partii wrogich integracji. Średnia frekwencja spadła do historycznie niskiego poziomu – 44,2%. Jak pisze agencja Reutera, ironią historii jest fakt, że w 10 nowych państwach Unii do urn poszła 1/4 wyborców (średnio 26%), przy czym niechlubny rekord pobiła Słowacja, gdzie frekwencja nie przekroczyła 17%.
Komentatorzy zwracają też uwagę na sukces eurosceptyków w Wielkiej Brytanii i Polsce.
Według ostatnich powyborczych prognoz, frakcja chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej, z 269 spośród 732 eurodeputowanych, pozostanie najsilniejszym ugrupowaniem w PE – przed socjalistami, którym przypadło 199 mandatów. Europejscy liberałowie zdobyli 66 miejsc, Zieloni 39, lewica 37. Tzw. inne partie, do których zalicza się też krytyczne wobec UE ugrupowania bez powiązań z tradycyjnymi frakcjami, będą reprezentowane przez 76 europarlamentarzystów.
W Niemczech, Włoszech, Francji, Danii, Austrii, Portugalii a także w większości nowych państw UE, w tym w Polsce, wybory przyniosły znaczący sukces partiom opozycyjnym. Partie rządzące wygrały jedynie w Hiszpanii i Grecji, gdzie do zmiany władzy doszło w marcu tego roku.
Wybory do europarlamentu były dla obywateli Niemiec okazją do wyrażenia ogromnego niezadowolenia z polityki rządzących wspólnie z Zielonymi Socjaldemokratów.
W Anglii i w Walii w wyborach do Parlamentu Europejskiego straty poniosła zarówno rządząca Partia Pracy, jak i opozycyjni konserwatyści.
W Czechach wybory zakończyły się zdecydowanym i jednoznacznym zwycięstwem opozycji. Na Słowacji Słowacka Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna premiera Mikulasza Dziurindy „o włos wygrała” z opozycyjnym Ruchem na Rzecz Demokratycznej Słowacji byłego premiera Mecziara.