Frasyniuk: 13 grudnia 1981 r. opozycjoniści pokazali odwagę
Były działacz opozycyjny Władysław
Frasyniuk uważa, że w dniu wprowadzenia stanu wojennego w Polsce
13 grudnia 1981 roku ówcześni opozycjoniści pokazali odwagę i
stanęli w obronie rodzących się wartości demokratycznych.
Jednocześnie ocenia decyzję władz komunistycznych o ogłoszeniu
stanu wojennego jako błędną.
12.12.2006 | aktual.: 12.12.2006 13:09
W środę mija 25. rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Wśród oficjalnych powodów tej decyzji władze komunistyczne wymieniały grożącą naszemu krajowi interwencję zbrojną państw Układu Warszawskiego, a także pogarszającą się sytuację gospodarczą w kraju. Jako przyczynę powstałej sytuacji wskazywano działalność ówczesnej opozycji.
Frasyniuk podkreślił, że jego ocena wprowadzenia stanu wojennego jest inna niż prezentowana powszechnie przez opinię publiczną i niektórych opozycjonistów. Jego zdaniem, rocznica tego wydarzenia to "bardzo optymistyczny dzień i powinno się go obchodzić radośnie, bo pokazuje, że jesteśmy wielkim społeczeństwem".
Uważam to za fantastyczny dzień dla "Solidarności" i polskiego społeczeństwa. O ile Sierpień (1980 roku) był dniem otwartości, tolerancji, dialogu i przyzwoitości, to 13 grudnia był dniem odwagi, poczucia honoru i własnej godności- powiedział Frasyniuk.
Jego zdaniem, Polacy przeciwstawili się wówczas "totalitarnej, zorganizowanej władzy" oraz pokazali, że potrafią "stanąć w obronie zaczynu państwa demokratycznego, jego instytucji i własnej godności".
Był opozycjonista wspomina, że wśród ówczesnych młodych działaczy opozycyjnych "strach przed wejściem sowieckich czołgów" wcale nie był w połowie grudnia 1981 roku odczuciem dominującym. Był on +wrzucany+ przez te starsze pokolenia, ale w naszym (młodych - PAP) myśleniu nie dominował, przeciwnie - mówił.
Frasyniuk uważa, że wprowadzenie stanu wojennego nie było konieczne. Należę do tej części polskiego społeczeństwa, które nie wierzy w interwencję wojsk radzieckich. Prawda jest taka, że spacyfikować nastroje można było tylko i wyłącznie przejeżdżając czołgami wszystkich działaczy "Solidarności", albo wywożąc nas na dalekie zaplecze Związku Radzieckiego- podkreślił.
Do dziś pojawiają się głosy ludzi "z tamtej strony", że w Polsce był chaos, zagrożenie, że rosła anarchia. To nieprawda. Kierownictwo państwa było wtedy zaangażowane w pacyfikowanie demokracji, która pojawiała się tu i ówdzie. To służby PRL od jesieni 1981 roku kompletowały argumenty, a nawet budowały fakty po to, aby stworzyć wrażenie chaosu, zagrożenia dla towarzyszy partyjnych- ocenił Frasyniuk. Komunistyczna władza - mówił były opozycjonista - wyciągnęła jednak "słuszne wnioski" ze swojej decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego. Jednym z nich były - według Frasyniuka - późniejsze obrady Okrągłego Stołu.
Nawet jak Wojciech Jaruzelski nie uczestniczył w tych obradach, to i tak wszystkie zasadnicze decyzje były z nim konsultowane. Przerywano posiedzenie, ktoś szedł do generała, żeby uzyskać akceptację. (...) Szkoda, że nie było tej refleksji przed 13 grudnia- zaznaczył były opozycjonista.
Frasyniuk powiedział, że choć "nie ma żadnego szacunku" do gen. Jaruzelskiego za to, że zdecydował o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, to jednocześnie szanuje go za to, że podjął decyzję "by rozmawiać, a nie zamykać".
(Jaruzelski) miał odwagę usiąść do Okrągłego Stołu- argumentował Frasyniuk. Dodał, że "cienia szacunku" nie ma natomiast do płk. Ryszarda Kuklińskiego. Dla polskiego społeczeństwa nie zasłużył się ani, jeden ani drugi. Paradoks polega jednak na tym, że temu drugiemu jesteśmy gotowi budować pomnik- podkreślił.
Postać nieżyjącego już płk. Kuklińskiego wzbudza w Polsce wiele kontrowersji. Część opinii publicznej uważa go za bohatera, inni - za zdrajcę. Płk Kukliński służył w Ludowym Wojsku Polskim. W latach 70. przekazał Amerykanom tajne dokumenty dotyczące Układu Warszawskiego. Niektórzy uznają to za działanie bohaterskie argumentując, że uchroniło ono Polskę od radzieckiej interwencji, inni uważają płk. Kuklińskiego za zdrajcę.
Władysław Frasyniuk - były więzień polityczny - w latach 1981- 1990 kierował dolnośląską "Solidarnością". Uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu. Stał na czele Ruchu Obywatelskiego - Akcja Demokratyczna, potem był wiceszefem Unii Demokratycznej. Od 1994 r. zasiadał we władzach Unii Wolności, w latach 90. był posłem. Wraz z Jerzym Hausnerem i Tadeuszem Mazowieckim powołał do życia Partię Demokratyczą - demokraci.pl, której jednak nie udało się wejść do parlamentu. Partia Demokratyczna w ostatnich wyborach samorządowych współtworzyła wraz z SLD, SdPL i Unią Pracy komitet Lewica i Demokraci.