ŚwiatFrancois Hollande popełnia wielki błąd? "Tego problemu nie da się rozwiązać tak, jak proponuje prezydent Francji"

Francois Hollande popełnia wielki błąd? "Tego problemu nie da się rozwiązać tak, jak proponuje prezydent Francji"

- Wiele lat temu taką metodę propagowała Al-Kaida - mówi w rozmowie z WP Tomasz Otłowski, ekspert ds. Bliskiego Wschodu i terroryzmu, dodając, że zamachy przeprowadzone w taki sposób są "praktycznie niemożliwe do wychwycenia". Zdaniem Otłowskiego recepty prezydenta Francji są zupełnie chybione. - Tego problemu nie da się rozwiązać tak, jak proponuje Hollande: poprzez zwiększenie zaangażowania Francji w Syrii. Zamachowiec prawie na pewno nie miał żadnych organizacyjnych związków z Państwem Islamskim. Był znany służbom z tego, że odwiedzał strony radykałów w internecie czy uczestniczył w modlitwach w meczecie, gdzie kazania prawi radykalny imam. Na tej zasadzie został "odhaczony", ale nie był pod stałą kontrolą.

Francois Hollande popełnia wielki błąd? "Tego problemu nie da się rozwiązać tak, jak proponuje prezydent Francji"
Źródło zdjęć: © AFP | Valery Hache
Adam Parfieniuk

15.07.2016 | aktual.: 15.07.2016 16:17

Tomasz Otłowski podkreśla, że choć forma zamachu wydaje się niecodzienna, w istocie jest nie tylko znana, ale także zalecana przez ruchy dżihadystyczne. - Sama taktyka nie jest niecodzienna, choć na pewno niecodzienny jest efekt końcowy. W końcu liczba ofiar jest naprawdę duża. Podejrzewam, że dużą rolę mogła odegrać panika, która wybuchła w tłumie. Być może pojawią się informacje o tym, że ludzie się także śmiertelnie tratowali, uciekając z miejsca zdarzenia. Jednak sama forma ataku nie jest zaskoczeniem. Pojedyncze incydenty z użyciem samochodów, którymi zamachowcy wjeżdżali w przypadkowych przechodniów z okrzykiem "Allahu akbar!" na ustach miały już miejsce w przeszłości, choć oczywiście na mniejszą skalę - mówi.

Obraz
© (fot. WP)

Ekspert przypomina, że taką metodę zamachu wiele lat temu propagowała Al-Kaida. - W swoim anglojęzycznym magazynie "Inspire" nakłaniała muzułmanów, żyjących na Zachodzie, by atakowali w ten sposób, jeśli nie mają innych możliwości, a chcą wstąpić na ścieżkę dżihadu. Ta metoda jest często stosowana przez palestyńskich radykałów w Izraelu. Tam sytuacja jest jednak inna - wiele osób nosi przy sobie broń i często "kariera" takiego zamachowca jest bardzo krótka - mówi Otłowski.

Problem nie tylko Francji?

Według ostatnich doniesień zamachowiec pochodził z Tunezji, ale mieszkał w regionie Nicei, więc doskonale znał teren swoich działań. - Wokół praktycznie wszystkich dużych miast Francji mamy muzułmańskie enklawy i Nicea nie jest pod tym względem wyjątkiem. Radykalizacja części środowiska muzułmańskiego jest faktem i tego problemu nie da się rozwiązać tak, jak proponuje prezydent Hollande: poprzez zwiększenie zaangażowania Francji w Syrii - ocenia Otłowski i dodaje, że zamachowiec prawie na pewno nie miał żadnych organizacyjnych związków z Państwem Islamskim.

- Ponoć był znany służbom, ale z tego, że odwiedzał strony radykałów w internecie czy uczestniczył w modlitwach w meczecie, gdzie kazania prawi radykalny imam. Na tej zasadzie został "odhaczony", ale najprawdopodobniej nie był pod stałą kontrolą - mówi.

Na stronach internetowych i kontach w portalach społecznościowych, powiązanych z dżihadystami, pojawiły się kolejne groźby pod adresem Francji, ale także pogróżki wymierzone w Niemcy, w których nie doszło jeszcze do wielkich zamachów przeprowadzonych przez islamskich radykałów. Tomasz Otłowski sądzi, że to może być "cisza przed burzą", a problem może pojawić się w przyszłości i będzie przypominał ten francuski. - We Francji jest wiele ośrodków radykalizmu, które do niedawna funkcjonowały wokół meczetów, ewidentnie propagujących dżihad. Model integracji muzułmanów we Francji się nie sprawdza. Możliwe, że rolę odgrywa tutaj kolonialna przeszłość, bo Paryż jest znacznie bardziej "umoczony" na Bliskim Wschodzie i w Afryce niż Berlin. Trzeba także pamiętać, że większość muzułmanów to ludność turecka, która jest inaczej nastawiona do Zachodu niż imigranci z Afryki Północnej czy Bliskiego Wschodu - podkreśla ekspert.

Nieuchwytne "samotne wilki". Wyzwanie także dla Polski

Tomasz Otłowski sądzi, że ataki "samotnych wilków", którzy działają na własną rękę, zainspirowani przez ruchy globalnego dżihadu, są szczególnie niebezpieczne dla Zachodu. - Zapobieganie zamachom tego typu jest niezwykle trudne. W przypadku Nicei mogło być tak, że nie mieliśmy nawet do czynienia z próbą zakupu broni. Przecież każdy może wsiąść w samochód i dokonać masakry. To praktycznie niemożliwe do wychwycenia - ocenia ekspert.

Zdaniem Otłowskiego, w tym kontekście szczególnie trudne dla polskich służb może być zabezpieczenie Światowych Dni Młodzieży. - W Polsce służby mogą podejmować działania wymierzone w zorganizowane struktury terrorystów. Łatwiej jest je namierzyć, bo muszą się komunikować, zaopatrywać w broń, itp. Natomiast jeśli chodzi o tzw. samotne wilki, to ich działania, jak w przypadku Nicei, są praktycznie niemożliwe do przewidzenia i zapobieżenia. Przy imprezach masowych, jak ŚDM, nie trzeba nawet wielkich ciężarówek ani wyrafinowanych środków, bo przy ewentualnej ewakuacji panika będzie najbardziej śmiercionośna - mówi ekspert i dodaje, że Polska jest w kręgu zainteresowania islamskich radykałów.

- Nie na pierwszym planie i nie na celowniku struktur zorganizowanych. Ale w Polsce nie możemy wykluczyć działań pojedynczych ludzi, zradykalizowanych muzułmanów, a nawet islamskich neofitów, związanych etnicznie czy rodzinnie z Polską. Takie osoby mogą działać na własną rękę w imię ideologii dżihadu - podsumowuje ekspert.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (228)