Franciszkanin namawiał nastolatki, żeby rodziły dzieci. Raport mówi jasno: świeckości w szkołach nie ma
Uczeń powinien mieć wybór: religia albo etyka. Tyle na papierze, bo rzeczywistość jest inna. Kuba chodzi do gimnazjum i musi na religii siedzieć, żeby nie wałęsać się po szkole. Słucha katechetki, która woli polityczną indoktrynację od Ewangelii, a za krytykę PiS wpisuje uwagi do e-dziennika .
Kuba* ma 13 lat, jest uczniem drugiej klasy jednego z gimnazjów na Kaszubach. Jego rodzice są ateistami, więc nie zapisali swojego syna na religię. Ale Kuba i tak musi słuchać tego, co katechetka mówi innymi dzieciom. - Dyrekcja tłumaczy, że przecież nie może wałęsać się po szkole – opowiada jeden z rodziców. Kuba siedzi więc w klasie, bo alternatywy nie ma.
Fundacja Wolność od Religii przeprowadziła badania, w których sprawdziła, jak traktowane są dzieci niewierzące i nieuczestniczące w lekcjach religii. Wyniki nie pozostawiają złudzeń: droga do świeckości polskich szkół jest jeszcze długa. - To nieustający problem - mówi Dorota Wójcik, prezes fundacji.
I nie jedyny. Klopotem jest też polityczne zaangażowanie nauczycieli. Na lekcji religii Maciek zwrócił krytyczną uwagę na temat rządów PiS. Z katechetką nie było żadnej dyskusji. Ona otwarcie popiera rząd "dobrej zmiany". Uczniowi wpisała do Librusa (elektronicznego dziennika - przyp.red.) uwagę, że krytykuje rząd PiS.
Polska szkoła, czyli krzyż i tablica
Ławki, krzesła, tablica i krzyż. Tak wygląda większość klas w polskich szkołach. Zdarza się nawet, że krzyż jest do prowadzenia zajęć niezbędny. - Katechetka zrobiła awanturę, wpadła w histerię, bo w klasie nie wisiał krzyż. Powiedziała, że dopóki krzyż nie zawiśnie, to nie będzie prowadzić zajęć. Trzymała dzieci przed salą – opowiada rodzic Agaty*, uczennicy jednego z najlepszych liceów w Gdyni.
Raport to potwierdza: symbole religijne są w szkołach wszechobecne. Ale to nie wszystko, bo szkolne uroczystości bardzo często łączy się z kościelnymi. Na korytarzach jednej z badanych szkół odbywały się rekolekcyjne msze, a spowiedzi udzielano wtedy w klasach. Do innej zaproszono zakonnice, które kazały dzieciom całować relikwie. Teren kolejnej obwieszono plakatami pokazującymi różnice między katolicką i ateistyczną niedzielą: przy tej pierwszej była szczęśliwa rodzina, przy drugiej kłótnia.
Co z dziećmi, które nie biorą udziału w religijnych wydarzeniach? Zazwyczaj szkoły nie zawracają sobie nimi głowy. Siedzą wtedy w bibliotekach, gdzie robią to, co im się podoba. Mogą też wrócić do domu, o ile jest tam ktoś, kto może się nimi zająć.
Tak samo jest z czasem, w którym odbywają się lekcje religii. Szkoła nie oferuje Kubie żadnych alternatyw, więc siedzi w klasie, rysuje i jednym uchem słucha katechetki. To Dorotę Wójcik oburza: - Też jesteśmy podatnikami, też utrzymujemy publiczne szkoły i chcemy być traktowani na równi. Szkoły zwykle tłumaczą się tym, że dzieci na religii jest więcej.
Szóstka za udział w pielgrzymce
Uczniowie, którzy chodzą na religię, nie muszą zmagać się z problemami, jakie mają ich rówieśnicy z etyki. Przede wszystkim nie czekają na swoje zajęcia, bo katecheza najczęściej odbywa się pomiędzy obowiązkowymi zajęciami. Jeżeli ktoś wybrał etykę, to musi przychodzić albo wcześnie rano, albo czekać do późnego popołudnia. Tak właśnie jest w szkole Kuby: gdy wszyscy jego koledzy idą do domu, on zostaje jeszcze na zajęciach z etyki.
Korzyści z udziału w religii może być jednak więcej, niż tylko lepiej ułożony plan lekcji. Uczniowie jednej z badanych szkół mogli dostać... szóstki z WF-u za udział w pielgrzymce.
Sprawę utrudnia się też rodzicom. Szkoły zwykle odgórnie zapisują uczniów na religię, a o etykę trzeba się postarać. Rodzice sami muszą uganiać się za nauczycielami, szukać formularzy i składać oświadczenia. - Niemal codziennie zgłaszają się do nas rodzice albo uczniowie, którym udzielamy porad prawnych, przygotowujemy wzory pism, próbujemy też interweniować w instytucjach państwowych - mówi Dorota Wójcik. Jednak takie interwencje zwykle zdają się na nic: - Rzecznik Praw Dziecka nie odpisał na żadne z pism, które wysyłamy do niego od siedmiu lat.
I potem jest tak, jak w kolejnej szkole z raportu: "żeby wypisać się z religii (…) moja mama musiała składać podanie do dyrektorki. Następnie musiałam przejść rozmowę z dyrektorką i psycholog szkolną."
Chcesz etykę? Płać za etat
W całej sprawie chodzi też, oczywiście, o pieniądze. Przecież trzeba zapłacić komuś, kto lekcje etyki może prowadzić. A często brakuje w szkołach nauczycieli z odpowiednimi kompetencjami, bo te są precyzyjnie określone: ukończone wyższe studia w zakresie filozofii lub etyki. Problemem nie jest jednak to, że takich kadr nie ma na rynku pracy, ale raczej to, że szkoły nie chcą ich zatrudniać. - Szkołom jest łatwiej, gdy nie muszą zatrudniać dodatkowego nauczyciela, rozliczać kolejnych godzin - mówi Dorota Wójcik.
Dlatego szkoły niechętnie informują rodziców o zajęciach z etyki. Wystarczy, że zgłosi się na nie tylko jeden uczeń, a wtedy szkoła musi zajęcia zorganizować. Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że brak dostępu do lekcji etyki w polskich szkołach to naruszenie wolności wyznania. Ówczesna minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska wydała więc rozporządzenie - jeżeli chętnych jest niewielu, trzeba organizować zajęcia międzyklasowe lub międzyszkolne.
Tu jednak znów przepisy to jedno, a rzeczywistość drugie. Niektórzy rodzice słyszą, że skoro chcą lekcji etyki, to niech sami płacą. – "Proszę zapłacić nauczycielowi, to etat będzie" – powiedział dyrektor jednej z badanych szkół. Gdy w innej szkole rodzic chciał zapisać dziecko na etykę, usłyszał, że etyki nie ma, więc należy zaznaczyć, że dziecko nie będzie uczęszczać ani na etykę, ani na religię.
Franciszkanin namawiał nastolatki, żeby rodziły dzieci
Dzieci nie chcą też czuć się wykluczone. Przede wszystkim w mniejszych miejscowościach, gdzie mieszkańcy się znają. - Źle się postrzega tego, kto nie chodzi na religię. Jest taki ostracyzm – przyznaje tata Natalii*, uczennicy gimnazjum w małej miejscowości na Pomorzu. Tam na religię chodzą wszystkie dzieci z klasy, a nauczyciele dopytują, kto był w Kościele.
Tata Natalii opisuje też, o czym jego dziecko musi słuchać: - Katecheta jawnie popiera PiS i się z tym nie kryje. Na rekolekcjach był franciszkanin, który mówił, że czarne protesty są złe. Ostrzegał, że żadna dziewczynka nie powinna na nie chodzić, bo to filozofia śmierci. Wmawiał im, że powinny już rodzić dzieci. Bo w ich wieku Maryja urodziła Chrystusa. Moja córka wróciła do domu przerażona. Rozmawiała z koleżankami, jak one mają rodzić. Tych rekolekcji słuchały dzieci: od 12 do 16 lat. Potem dyrektor szkoły wydał zakaz udziału kobiet w czarnym proteście. Nawet nauczyciele byli w szoku.
Sam obraz spychanej na margines etyki jest wypaczony, a to również wpływa na utrudniony dostęp do niej. - Jest traktowana jak antykatecheza. Jak przedmiot, na którym mówi się, że religia jest zła - tłumaczy Dorota Wójcik. I mówi, czym etyka jest: - To dział filozofii, nauka o moralności, która nie jest osadzona w żadnym światopoglądzie.
Choć droga do świeckości szkół, równości etyki i religii jest jeszcze długa, to pojawia się światełko w tunelu. - W niektórych szkołach już zrozumieli, że edukacja etyczna może przydać się wszystkim dzieciom. To nie tak, że ona jest dla niewierzących - podsumowuje Wójcik.
Cały raport, przygotowany przez Fundację "Wolność od Religii" we współpracy z Fundacją Batorego, dostępny jest tutaj.
Chcesz podzielić się historią ze swojej szkoły? Napisz: piotr.barejka@grupawp.pl
*Imiona bohaterów zostały zmienione