Franciszek robi porządki. Polskich biskupów to nie dotknie [OPINIA]
Papież Franciszek zdecydowanie odpowiada swoim kościelnym krytykom. Odwołanie z funkcji ordynariusza biskupa Josepha Stricklanda i pozbawienie przywilejów kardynała Raymonda Burke’a - to delikatne przypomnienie, że biskupi powinni pozostawać w jedności z papieżem - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Dwie decyzji papieskie rozgrzały ostatnio szczególnie tradycjonalistyczną część katolickiego internetu. Franciszek najpierw pozbawił urzędu ordynariusza amerykańskiego biskupa Josepha Stricklanda, a później zapowiedział, że odbiera prawo do finansowania rzymskiego mieszkania i emerytury kardynałowi Raymondowi Burke’owi.
Powód? W obu przypadkach ten sam. Wytrwała, bardzo ostra i nieustająca krytyka Franciszka. Obaj hierarchowie, publicznie, przez lata zarzucali papieżowi Franciszkowi odejście od zdrowej doktryny, potępiali go za rozmaite herezje, wzywali wiernych do nieposłuszeństwa wobec niego.
Uzasadnieniem dla tej niezmiernie ostrej krytyki było zaś, nieodmiennie, przywiązanie do tego, co obaj uznawali za niezmienne nauczanie Kościoła.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To właśnie powołując się na nie biskup Strickland przekonywał, że na Synodzie o synodalności zebrali się w Rzymie "tchórze", którzy chcą zmiany zasad Jezusa Chrystusa. Amerykański hierarcha przekonywał także, że katolicy muszą przeciwstawić się linii papieża Franciszka w sprawie chrześcijan LGBT+ i liturgii trydenckiej. "Urodziliśmy się w takich czasach" - przekonywał biskup i dodawał, że "biskupi muszą dziś powiedzieć: Nie, nie będziemy udawać, że prawda może się zmienić" - przekonywał.
W swojej diecezji, czym się chwalił, odmówił wprowadzenia decyzji Franciszka w sprawie liturgii trydenckiej, i to także uważał za swoją zasadniczą zasługę.
Nieformalny "papież"
Analogiczne wypowiedzi znaleźć można w licznych głoszonych przez kardynała Burke’a wystąpieniach i homiliach. Ten ostatni, znakomity prawnik kanoniczny, a za czasów Benedykta XVI prefekt Sygnatury Apostolskiej, od lat ostro krytykuje Franciszka, i stał się - tak można go określić - nieformalnym "papieżem" środowisk tradycjonalistycznych. Jego podpis można znaleźć na wszystkich niemal "dubiach" (pytania) zgłaszanych do Watykanu, a on sam jest obecny na ogromnej większości spotkań, na których tradycyjnie nastawieni katolicy sprzeciwiają się linii Franciszka.
Gdy w Watykanie trwał synod o synodalność kardynał Burke nieopodal przewodniczył spotkaniu, które określić można kontr-synodem. - Niestety jest jasne, że przywoływanie Ducha Świętego przez niektórych ma na celu przedstawienie programu, który jest bardziej polityczny i ludzki niż kościelny i boski - powiedział Burke na konferencji zatytułowanej "Synodalny Babel".
Listę niezwykle ostrych, krytycznych wypowiedzi wobec Franciszka obu hierarchów można ciągnąć jeszcze długo. Czy zatem jest zaskoczeniem, że papież Franciszek zdecydował się na konkretne decyzje w ich sprawie? Zaskakujące byłoby raczej, gdyby w imię rzekomej czystości doktrynalnej obaj nadal ostro krytykowali Franciszka, a jednocześnie cieszyli się przywilejami związanymi z urzędami kościelnymi.
Obaj, zarówno Burke jak i Strikland, wiele mówią o konieczności męczeństwa, można więc uznać, że opłacanie watykańskiego, ogromnego mieszkania samodzielnie, albo poszukanie innej siedziby, będzie dla nich pewną formą "pluszowego" cierpienia dla własnych poglądów.
Wymuszona rezygnacja
Ale, by zostawić na boku niepotrzebną złośliwość, warto zadać pytanie, czy papież miał prawo odwołać czy też ukarać swoich wytrwałych krytyków? Odpowiedź jest dość oczywista. Papież jest w Kościele władcą absolutnym - i czy się to komuś podoba czy nie - miał taką władzę. Krótko i jednoznacznie wyjaśniał to duchowny Prałatury Opus Dei, a obecnie sekretarz Papieskiej Rady ds. Interpretacji Tekstów Prawnych biskup Juan Ignacio Arrieta.
Jego zdaniem każdy brak działania w komunii z Kościołem i papieżem może być powodem do zwolnienia. - Nie ma oficjalnego mechanizmu zwalniania biskupów, który może zostać oceniony przez kolegium biskupów i papieża - podkreślał biskup Arrieta. Proces kanoniczny, na potrzebę którego wskazuje część krytyków decyzji Franciszka, jest konieczny tylko wtedy, gdy doszło do przestępstwa. W innych przypadkach wystarczy decyzja papieska.
Zazwyczaj, tak też bywa, papież nie zwalnia biskupa, a prosi go oficjalnie o rezygnację i przyjmuje ją. Jednak istnieje także możliwość wymuszonej rezygnacji, i to bez zgody biskupa. Tak stało się tym razem, a powodem było - jak można przypuszczać, jasny sygnał, jaki papież chciał przekazać innym biskupom, którzy kwestionują jego nauczanie, odmawiają przyjmowania jego decyzji, a także prowadzą wytrwałą jego krytykę w mediach społecznościowych.
Od teraz, szczególnie po tym jak biskupowi Striklandowi, odmówiono nawet prawa do sprawowania mszy świętej na terenie jego własnej diecezji, każdy inny biskup będzie się musiał poważnie zastanowić, czy rzeczywiście chce kwestionować stanowisko Franciszka.
I żeby nie było wątpliwości - z podobnych przywilejów odwoływania biskupów, których uznawano za prezentujących linię radykalnie niezgodną z linią papieską, korzystali także poprzednicy Franciszka. Wcale nie chodzi tylko o karanie liberalnych biskupów (to też się zdarzało), ale choćby o to, że to właśnie Jan Paweł II nakładał kolejne kary na tradycjonalistycznego arcybiskupa Marcela Lefebvre’a, by w końcu personalnie go ekskomunikować po tym, jak wyświęcił on czterech księży założonego przez siebie zgromadzenia na biskupów. Można zatem powiedzieć, że Franciszek zrobił bardzo podobną rzecz.
Kary mogą dotknąć tez polskich biskupów? "Nie sądzę"
Czy te decyzje papieskie oznaczają, że papież przystąpił do oczyszczania Kościoła z konserwatywnie myślących hierarchów? Taka opinia byłaby przedwczesna. Nadal wielu biskupów ma wątpliwości wobec linii Franciszka, a kary spotykają tylko tych, którzy niezwykle ostro i jednoznacznie go krytykują czy wręcz oskarżają o herezję. Nie sądzę też, by kary miały dotknąć polskich biskupów. Ci ostatni, nawet jeśli mają ostrożny stosunek do wielu ze zmian wprowadzanych przez Franciszka, nie pozwalają sobie na bezpośrednie ich kwestionowanie, na podważanie jego autorytetu, czy wręcz na ataki w mediach społecznościowych.
Franciszek ma też świadomość, że ostrożność wobec proponowanych przez niego zmian prezentuje wielu biskupów afrykańskich, pewna część konserwatywnie nastawionych biskupów amerykańskich, a także biskupi Europy Środkowej. Ostre przywołanie ich do porządku, odwołanie biskupów z tych krajów oznaczać by mogło realną schizmę.
Nie ma zresztą ku temu powodów, bo papież nie chce zamknąć dyskusji, nie chce wymusić posłuszeństwa, a jedynie przypomina, że także w synodalnym Kościele krytyka papieża musi mieć swoje granice. Można dyskutować, spierać się, ale nie można - przynajmniej jeśli jest się katolikiem - uznawać papieża za heretyka, wzywać do nieposłuszeństwa wobec niego czy wykorzystywać urzędy katolickie do prezentowania opinii, które są w istocie atakiem na Watykan i samego papieża.
Tomasz P. Terlikowski* dla Wirtualnej Polski
*Autor jest doktorem filozofii religii, pisarzem, publicystą RMF FM i RMF 24. Ostatnio opublikował "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", a wcześniej m.in. "Czy konserwatyzm ma przyszłość?", "Koniec Kościoła jaki znacie" i "Jasna Góra. Biografia".