"Fort Trump". Kosztowny lapsus prezydenta Dudy?
Według pierwotnego planu wizyty w Białym Domu, prezydent Duda miał nie wypowiadać publicznie nazwy "Fort Trump". Wywołał tym międzynarodową sensację, ale spontaniczna decyzja prezydenta może utrudnić starania o stałą amerykańską bazę w Polsce.
Prezydent Duda dość rzadko pojawia się w międzynarodowych mediach. Kiedy jednak podczas wrześniowej wizyty w Waszyngtonie zaproponował, by amerykańska baza w Polsce nosiła nazwę "Fort Trump", jego słowa cytowały największe media na całym świecie.
- Nie taki był plan. "Fort Trump" miał być na użytek bezpośrednich rozmów z Trumpem, by pozyskać jego sympatię dla projektu. To nie miało się wydostać na zewnątrz - mówi WP osoba wtajemniczona w kulisy rozmów. Jak dodaje, mimo medialnego rozgłosu, który rozpoczął szerszą debatę na temat ewentualnej bazy, decyzja prezydenta była strzałem w kolano. - To budzi irytację nie tylko w Europie, ale właściwie w całym Waszyngtonie. Oczywiście z wyjątkiem Gabinetu Owalnego - wyjaśnia rozmówca WP.
Rzecznik Kancelarii Prezydenta Błażej Spychalski zaprzecza tym informacjom. W rozmowie z WP zaznacza, że jest przekonany, że ustaleń, by nie mówić o "Fort Trump" nie było, a słowa prezydenta były korzystne, bo sprawiły, że temat przebił się do świadomości na całym świecie.
Ale wersję WP potwierdza za to inna osoba z otoczenia prezydenta. Decyzja wzbudziła do tego mieszane uczucia części polityków PiS.
- Prezydent Trump podejmuje tu decyzje i wiadomo, że ma wielkie ego, dlatego to miało sens - mówi WP polityk PiS. - Ale faktycznie, to może być problem, szczególnie jeśli Demokraci przejmą kontrolę nad Izbą Reprezentantów. Trzeba liczyć na to, że nie będą na tyle małostkowi, by blokować projekt ze względu na nazwę. Zresztą chyba nawet Trump rozumie, że "Fort Trump" nie będzie oficjalną nazwą bazy - dodaje.
Stała obecność sił amerykańskich była jednym z głównych tematów zakończonego w czwartek Warsaw Security Forum, dużej konferencji. Opinie na temat ewentualnej bazy w Polsce były mieszane, ale nawet wśród zwolenników pomysłu nazwa budziła wątpliwości. Ian Brzezinski - syn byłego doradcy i ekspert wpływowego think tanku Atlantic Council - stwierdził, że czyni ona z projektu "polityczną piñatę", czyli łatwy cel do uderzania dla jego przeciwników. Tych zaś nie brakuje, zarówno w Waszyngtonie, jak i w Europie.
Przeczytaj również: Daniel Fried dla WP: Polska nie powinna inwestować całego kapitału w Trumpa
Kto za, kto przeciw
Mimo kontrowersji, projekt amerykańskiej bazy w Polsce jest poważnie rozpatrywany i ma szanse na realizację. Podczas dyskusji na warszawskim forum poparł go m.in. były sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen. Sprawę analizuje obecnie Pentagon, który w przyszłym roku ma przeprowadzić studium wykonalności projektu.
- Byłem niedawno na spotkaniu z ludźmi z SOCEUR (europejskiego dowództwa sił specjalnych amerykańskiej armii) i usłyszałem tam, że baza powstanie. Choć nie będzie to duży obiekt, taki jak w Niemczech czy w Wielkiej Brytanii - mówi WP wojskowy z zachodnioeuropejskiego państwa NATO.
Co prawda amerykańscy wojskowi wewnątrz Departamentu Obrony są w większości sceptycznie nastawieni do pomysłu. Wątpliwości dotyczą m.in. militarnej użyteczności bazy. Ale w Waszyngtonie istnieje za to znacząca presja polityczna za projektem. Za bazą lobbuje m.in. Departament Stanu oraz wpływowe think-tanki.
Według poglądu powszechnego w polskim MON, głównym hamulcowym jest jednak szef Pentagonu generał James Mattis.
- To nie jest do końca prawda. On po prostu zadaje niewygodne pytania - mówi rozmówca WP.
Mimo to, MON liczy na szybką dymisję Mattisa, którego pozycja w ostatnich tygodniach uległa sporej erozji. Według doniesień amerykańskich mediów, wysiłki na rzecz usunięcia generała czyni doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton, zaś sam Trump nie ukrywa, że sporo go z Mattisem dzieli. W wywiadzie dla popularnego programu "60 minut" stwierdził, że szef Pentagonu jest "pewnego rodzaju Demokratą" i dodał, że nie wie, czy pozostanie na swoim stanowisku.
Niemieckie obawy
Ale sprzeciw wobec bazy słyszalny jest nie tylko w Waszyngtonie. "Fort Trump" budzi też wątpliwości w Europie - zwłaszcza w Niemczech. W Berlinie nie brakuje głosów mówiących, że stała baza USA w Polsce skomplikowałaby stosunki z Rosją. Irytację budzi też fakt, że baza miałaby stanąć w ramach porozumienia dwustronnego (a nie ustaleń NATO), a Polska nie skonsultowała pomysłu z sojusznikami.
- Jeśli doszłoby do dwustronnej umowy z Polską, mogłoby to naruszyć spójność Sojuszu. Także dlatego, że niemieckie społeczeństwo nie lubi Trumpa. To mogłoby spowodować, ze relacje transatlantyckie jeszcze by się pogorszyły - mówi WP Tobias Fella, ekspert ds. bezpieczeństwa z Fundacji Friedricha Eberta. - Nie znaczy to, że Niemcom nie zależy na bezpieczeństwe wschodniej flanki. Tu nie chodzi o pytanie "czy", tylko pytanie "jak". Myślę, że wciąć próbujemy wymyśleć sposób, by przyjąć rolę przywódcy bez antagonizowania innych państw, zarówno sojuszników, jak i rywali - dodaje.
Do tego dochodzą obawy o to, że siły potrzebne do obsadzenia bazy zostaną przeniesione z tych stacjonujących w Niemczech. Niewykluczone jest jednak, że siły zostaną "stworzone" od nowa, bez konieczności osłabiania obecności w innych częściach Europy. To pomogłoby uspokoić Niemców, ale mogłoby sprawić trudności w Pentagonie.
Dlatego jeśli mimo wszystkich wątpliwości w debacie przeważą zwolennicy budowy bazy, ostatecznym wynikiem może być kompromis, czyli powstanie ośrodka nazywanego w wojskowym żargonie "lilypad" (lilia wodna). Chodzi o małą bazę z niewielką liczbą żołnierzy pozostających tam na stałe. W skrócie - głównie symboliczna instalacja.
- Ale wcale nie jest to przesądzone. Jak na razie wszystkie opcje są na stole i są szane na prawdziwą bazę. Ważne jest, żeby to mądrze rozegrać i nie strzelać sobie w kolano - mówi nasz rozmówca.
Zobacz również: "Fort Trump"? Leszek Miller o propozycji Andrzej Dudy
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl