ŚwiatFilm o przeszłości wzbudził ostre kontrowersje w Niemczech

Film o przeszłości wzbudził ostre kontrowersje w Niemczech

16 lat po upadku komunistycznej dyktatury w NRD na ekrany niemieckich kin wszedł film obnażający mechanizm represji stosowanych przez wschodnioniemiecką Stasi wobec niepokornych artystów.

Pełnomocniczka ds. akt służby bezpieczeństwa byłej NRD Marianne Birthler broni w przeprowadzonej rozmowie z PAP reżysera filmu "Życie innego człowieka", Floriana Henckel von Donnersmarcka, przed zarzutami o bagatelizowanie przestępstw Stasi czy też wręcz zamiar wybielenia NRD. Film przedstawia fikcyjną historię, ukazuje jednak w sposób prawdziwy realia NRD - powiedziała Birthler. Jej zdaniem, jest to pierwsza udana filmowa próba pokazania systemu represji.

Nawrócony oficer Stasi

Ostre kontrowersje wśród widzów i krytyków wzbudza główny bohater filmu, grany przez Ulricha Muehe, kapitan Stasi - Gerd Wiesler, który z bezwzględnego prześladowcy przeciwników socjalizmu staje się "aniołem stróżem" krytycznego wobec systemu reżysera teatralnego. Poszukując "haka" na artystę, Wiesler zakłada w jego mieszkaniu podsłuch i systematycznie obserwuje jego życie prywatne. Z czasem przejmuje sposób myślenia swego przeciwnika i udziela mu w krytycznej sytuacji pomocy, przez co sam popada w niełaskę u przełożonych.

Film wszedł na ekrany w czasie, gdy byli funkcjonariusze Stasi przeszli do ofensywy, domagając się politycznej rehabilitacji i zarzucając swoim krytykom fałszowanie historii.

Birthler powiedziała, powołując się na opinię polskich znajomych z "Solidarności", że film może zostać pokazany w Polsce i byłby tam doskonale odebrany, podobnie jak w innych krajach byłego obozu komunistycznego. Poczucie stałej kontroli, podejrzliwość, szpiegowanie, codzienne szarpanina między bohaterstwem a tchórzostwem - tego wszystkiego doświadczali na co dzień mieszkańcy krajów w byłym bloku wschodnim - wyjaśniła Birthler.

Znany pisarz Thomas Brussig nie szczędzi reżyserowi słów uznania. Jego film jest tak autentyczny, że trudno wprost uwierzyć, że reżyser urodził się na Zachodzie i w dodatku w latach 70. - napisał w recenzji zamieszczonej w "Sueddeutsche Zeitung".

Brussig jest autorem powieści "Słoneczna Aleja", która posłużyła za kanwę do utrzymanego w satyrycznym tonie filmu o NRD.

Legenda o "dobrym ubeku"

To włoska opera lub coś w rodzaju bajki - krytykuje film Hannes Schwenger, pochodzący z NRD pisarz i publicysta, zajmujący się obecnie badaniem zbrodni popełnionych przez Stasi. Legenda o "dobrym ubeku" powoduje, że niedoświadczony widz, szczególnie młodzież, ocenia system łagodniej, niż na to zasługuje. Młodzież będzie identyfikowała się z dzielnym kapitanem. System represji schodzi tym samym na dalszy plan - tłumaczy Schwenger.

Krytyk filmowy Claus Loeser z dziennika "Taz" uważa, że "cudowna przemiana" oficera Stasi "z Szawła w Pawła" jest niebezpiecznym kiczem. Pokazując dobro w złym systemie, odwracamy uwagę od zła - podkreśla Loeser.

Reżyser zapewnia, że nie chciał wybielać NRD-owskich zbrodni. Podkreśla jednak, że jest przeciwny potępianiu w czambuł wszystkich pracowników ministerstwa bezpieczeństwa państwa. Byli wśród nich porządni ludzie, chociaż to wyjątki - mówi.

Mimo słabych stron, film jest - zdaniem większości przedstawicieli demokratycznych niemieckich partii - mocnym argumentem przeciwko tendencji do wybielania NRD, do "ukazywania jej w romantycznym świetle". Jest to szczególnie ważne teraz, gdy byli oficerowie Stasi wykazują wzmożoną aktywność.

Na niedawnej publicznej dyskusji na temat przyszłości muzeum na terenie byłego więzienia Stasi w dzielnicy Hohenschoenhausen w Berlinie pojawiło się około 200 byłych funkcjonariuszy Stasi. Swoim zachowaniem prowokowali uczestników spotkania, wśród których były ofiary prześladowań. Głośno kwestionowali zasadność pojęcia "komunistyczna dyktatura", zakłócali przebieg dyskusji.

Gdy były przewodniczący Bundestagu Wolfgang Thierse odsłaniał tablicę pamiątkową poświęconą ofiarom represji w więzieniu w dzielnicy Prenzlauer Berg, grupa byłych pracowników Stasi otoczyła go skandując hasła przeciwko "historycznym kłamstwom". Byli funkcjonariusze Stasi piszą listy protestacyjne do szkół, które w ramach nauki historii mają w programie zwiedzanie więzienia Stasi. Zdarzają się telefony z pogróżkami do nielubianych polityków.

"Agresywna propaganda"

Byli pracownicy ministerstwa bezpieczeństwa państwa założyli nawet własną organizację "Towarzystwo prawnej i humanitarnej pomocy" (GRH). Spotkania odbywają się w dawnej siedzibie redakcji partyjnego organu "Neues Deutschland".

Birthler zgadza się z oceną, iż była kadra Stasi uprawia "agresywną propagandę". Jest to - jej zdaniem - "alarmujący sygnał", gdyż komunistycznych zbrodni nie wolno bagatelizować. Przypomniała, że w czasach NRD przez więzienia przeszło 250 000 osób. Wszyscy mieszkańcy NRD, czyli 17 milionów osób było zakładnikami - dodaje.

Po upadku NRD prokuratura prowadziła ponad 30 000 śledztw przeciwko pracownikom Stasi. Jednak tylko niewiele ponad 20 spraw zakończyło się wyrokiem skazującym.

Jacek Lepiarz

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)