"FAZ": Polscy narodowcy uważają, że status ofiary jest kapitałem. "Chcą, by historia służyła racji stanu"
Narodowi konserwatyści w Polsce prowadzą historyczną ofensywę chcąc podporządkować historię racji stanu i wzbudzić w sojusznikach wyrzuty sumienia - pisze warszawski korespondent "Frankfurter Allgemeine Zeitung" Konrad Schuller. Dodaje, że za granicą rząd PiS ponosi na razie same porażki.
24.02.2018 | aktual.: 25.03.2022 12:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Schuller zwraca uwagę na "historyczną kontrofensywę" podjętą przez Jarosława Kaczyńskiego i jego politycznych sojuszników w trzecim roku sprawowania przez nich władzy.
Przejawami tej kampanii są jego zdaniem zarówno nowelizacja ustawy o IPN, jak i wystąpienie premiera Mateusza Morawieckiego na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, w którym mówił między innymi o "żydowskich sprawcach".
Zdaniem Schullera określenie użyte przez premiera "nie jest błędne, lecz oszczercze". "W przeciwieństwie do kolaborantów z innych narodów, dla Żydów alternatywą wobec kolaboracji była najczęściej pewna śmierć, podczas gdy na przykład polscy 'szmalcownicy' zarabiali na szantażowaniu ukrywających się Żydów" - stwierdza.
Jak pisze Schuller, Morawiecki "próbował bagatelizować tę różnicę". O tym, że nie było to zwykłe przejęzyczenie, według niemieckiego dziennikarza, świadczy złożenie przez premiera wieńca na grobie żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej na cmentarzu w Monachium. "Historycy zarzucają tej jednostce, że systematycznie likwidowała nie tylko komunistów, lecz także Żydów” - pisze publicysta "FAZ".
Według Schullera udział premiera w konferencji w Monachium był "katastrofą". "Zamiast o uzasadnionych obawach Polaków o bezpieczeństwo, świat dyskutował o problemach Polaków z rozliczeniem się z kolaboracją" - dodaje.
Schuller zaznacza, że ustawa o IPN jest "zła, ale nie taka zła, jak twierdzi jej wielu krytyków". "W żadnym przypadku nie będzie karany każdy, kto będzie mówił o polskiej kolaboracji" - podkreśla.
Historyczna ofensywa polskiej prawicy
Faktem jest - zdaniem niemieckiego dziennikarza - "nowy język" stosowany przez polską prawicę w jej "historyczno-politycznej ofensywie". "Opiera się ona na przekonaniu, że każdy rząd na świecie musi, konkurując z innymi rządami, interpretować historię w sposób zgodny z racją stanu" - pisze Schuller. "Status ofiary opłaca się" - cytuje autor polskiego publicystę Marka Kochana.
Zdaniem Schullera Kaczyński uważa zarówno instrumentalne wykorzystywanie historii, jak również prawa i religii, za uprawniony środek polityki światowej.
Szef PiS uważa - twierdzi Schuller, że Niemcy chcą zrzucić swoją winę na Polaków i polskich kolaborantów, aż pewnego dnia Polska będzie musiała "zapłacić odszkodowanie za niemieckich żołnierzy poległych w wojnie". Autor dodaje, że Polska akceptowała pedagogikę wstydu, zamiast "obudzić w sojusznikach nieczyste sumienie".
Walka o sumienie świata
Schuller nazywa polskie działania w dziedzinie polityki historycznej "walką kogutów o sumienie świata". Elementem tej walki jest jego zdaniem stawianie na jednej płaszczyźnie cierpień Żydów i Polaków pod pojęciem Polokaust, a także traktowanie obu tych narodów, jako współsprawców. Zwolennicy tej tezy na prawicy argumentują, że komunistyczny aparat terroru posługiwał się "chętnymi żydowskimi pomocnikami".
Innym elementem jest opowieść o niepowtarzalności polskiego ruchu oporu, co - zdaniem Schullera - jest w większości prawdą. Wymienia w tym kontekście Powstanie Warszawskie. Z drugiej strony - pisze - jednak byli też kolaboranci w rodzaju Brygady Świętokrzyskiej. "Fakt, że Morawiecki właśnie teraz ich upamiętnił, wpisuje się w imperatyw heroizacji, któremu narodowi konserwatyści chcą podporządkować historię" - zauważa korespondent "FAZ".
"Nadzieje twórców historycznej ofensywy spełniły się tylko częściowo" - ocenia Schuller. Zaznacza, że ustawa o IPN i potknięcie Morawieckiego w Monachium nie zaszkodziło PiS w polityce wewnętrznej.
"W światowym pojedynku o historyczną dominację narracji ostatnie husarskie ataki były ciężkimi porażkami. Podjęta przez Kaczyńskiego próba przekucia sumienia w polityczną podrobioną walutę opłaciła się być może w kraju. Poza granicami nikt jednak nie chce tych podrobionych banknotów" - konkluduje Schuller.
Jacek Lepiarz, Berlin