"FAZ": Macron jedzie do Berlina. Zabierze Scholza do Kijowa?
Po reelekcji Emmanuel Macron najpierw odwiedzi Berlin. Francuski prezydent chce w ten sposób podkreślić znaczenie relacji swojego kraju z Niemcami i zatrzeć złe wrażenie po "germanofobicznych" słowach Marine Le Pen, która chciała storpedować łączące oba kraje więzi. Z Berlina Macron ma się udać w dalszą podróż do Kijowa. Niemiecki dziennik zastanawia się, czy uda się w nią sam, czy może z kanclerzem Olafem Scholzem.
27.04.2022 | aktual.: 27.04.2022 14:14
Na początku swojej drugiej kadencji Emmanuel Macron chce wysłać wyraźny sygnał, udając się do Berlina. Przyjaźń francusko-niemiecka pozostaje dla niego najważniejszym priorytetem, a wymiar jego podróży zyskuje na symbolice.
"Macron chce w ten sposób podkreślić kluczową rolę współpracy francusko-niemieckiej dla Europy w obliczu germanofobii podsycanej przez Marine Le Pen" - pisze "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
W Pałacu Elizejskim zaplanowano, że Macron z Berlina uda się w podróż do Kijowa. Ambasador Francji Etienne de Poncins powrócił już do stolicy Ukrainy 17 kwietnia. "Chcemy być bardzo blisko potrzeb Ukraińców" - powiedział, uzasadniając ponowne otwarcie placówki. Kanclerz Scholz mógł mu towarzyszyć w podróży do Kijowa - pisze "FAZ".
Kanclerz ostatni raz był w Kijowie jeszcze przed wybuchem wojny. Do ukraińskiej stolicy miał za to pojechać - wraz z prezydentem Dudą - prezydent Niemiec Frank-Walter Steimeier, który jednak "nie był mile widziany".
Telefon od Scholza popsuł plany Macrona
To właśnie za sprawą telefonu z Berlina opóźniło się wystąpienie Macrona pod błyszczącą Wieżą Eiffle w wieczór wyborczy. Zwycięzca wyborów prezydenckich miał rozpocząć swoje przemówienie punktualnie o 21.30, o tej samej godzinie, o której miały rozbłysnąć światła na najsłynniejszym zabytku stolicy Francji. Z początkowego planu nic jednak nie wyszło, gdyż Macron zbyt późno opuścił Pałac Elizejski właśnie ze względu na rozmowę z Scholzem.
Antyniemieckim tonem w kampanii wyborczej we Francji posługiwał się także Jean-Luc Mélenchon, który w pierwszej turze wyborów zajął trzecie miejsce z wynikiem prawie 22 proc. głosów. Kandydat skrajnej lewicy podnosił m.in. obawy przed dominacją Niemiec w Europie.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski
Zobacz też: Grozi nam III wojna światowa? "Sytuacja staje się coraz groźniejsza"