Fałszywi "Romea" wabią młode Meksykanki, a potem zmuszają do prostytucji
Mówią o miłości i małżeństwie - tak handlarze ludźmi wabią nastoletnie Meksykanki, by potem zmuszać je do prostytucji. Jedna z nich, Karla Jancito, która opowiedziała swoją historię serwisowi Vice News, musiała sprzedawać swoje ciało od kiedy skończyła 12 lat. Ale takich jak Karla, jest dużo więcej. W Meksyku jest nawet miejscowość, gdzie stręczycielstwo to prowadzony od pokoleń "rodzinny biznes". A wpływy alfonsów sięgają daleko przez granicę z USA.
Nazywa się ich "Romeami". Najczęściej są przystojni i potrafią szybko nawiązać kontakt. Kuszą komplementami, a czasem wystarczy to, że są i słuchają. Mogą być niewiele starsi od swoich ofiar - 12, 13, 14-letnich dziewczynek, wypatrzonych w parkach, na przystankach autobusowych czy po prostu na ulicy. Polują na te bardziej osamotnione, po których widać, że w domu się nie przelewa. A gdy już uda im się wzbudzić zaufanie, proponują wyjazd, nawet ślub i dzieci. Lepszą przyszłość. Tyle że "Romeo" wkrótce okazują się być alfonsem.
Młody Meksykanin, który wypatrzyła Karlę Jancito, był właśnie takim udawanym uwodzicielem. Do dziś kobieta boi się nawet zdradzić, jak miał na imię. Gdy miała 12 lat, poznała swojego przyszłego oprawcę na stacji metra w stolicy - zaprosił ją na lody. - Nie ma nic złego w lodach - opowiadała serwisowi Vice News, który opisał jej historię. Młodzi wymienili numery, wydawało się, że mają wiele wspólnego - dorastali w biedzie, otaczała ich przemoc. Jak wyznała Karla, chłopak zawiózł ją pewnego dnia do swoich kuzynów do sąsiedniego, niedużego stanu Tlaxcala. Ci twierdzili, że wkrótce będą drużbami na ich ślubie. To zaniepokoiło dziewczynę, ale było już za późno. Zamiast panną młodą stała się prostytutką, a jej przyjaciel, który wyznawał jej miłość, okazał się być stręczycielem.
Jak opisuje Vice News, piekło Karli trwało cztery lata. W tym czasie została zmuszona do uprawiania seksu z około 40 tys. mężczyzn, nie tylko Meksykanami, ale też Amerykanami. Dziś Karla ma 22 lata i stała się aktywistką walcząc z gangami, które zmuszają kobiety do prostytucji. Bo jej historia nie jest niestety wyjątkiem.
Niechlubny stan i "miasto alfonsów"
Tlaxcala to niewielki stan w środkowo-południowym Meksyku. I to właśnie jego położenie, według fundacji InSight Crime, zajmującej się śledzeniem przestępczości na obszarach Ameryki Łacińskiej i Karaibów, miało duży wpływ na niechlubne procedery, do których tam dochodzi. Handlarze żywym towarem (nierzadko powiązani z kartelami narkotykowymi), którzy przerzucają nieletnich z południa kraju aż na północ, a potem do USA, właśnie w Tlaxcala mają swoje kryjówki. Dodatkowo, niedaleko znajduje się stolica kraju Mexico City.
Ale szczególnie złą sławę zyskało jedno z miasteczek w stanie Tlaxcala - Tenancingo, które opisuje się jako światową stolicą handlu ludźmi w celach seksualnych. Reporterzy śledczy z platformy Fusion nakręcili w ubiegłym roku o nim dokument o nazwie "Miasto alfonsów", a BBC News podaje wprost: to miasteczko zostało zbudowane na seksualnym niewolnictwie. Według przytaczanych w 2012 r. przez brytyjską stację danych, na 10 tys. mieszkańców Tenancingo około tysiąca to osoby związane z handlem ludźmi w celach seksualnych. Ale inne szacunki mówią nawet o 5 tys. stręczycieli.
"NY Daily News" opisuje jedną z miejskich legend, zgodnie z którą już w XVI wieku lokalni mężczyźni oddawali konkwistadorom dziewice za… koce. Fusion podkreśla z kolei doniesienia, że gdy przed laty zamknięto w okolicy część fabryk, chcący zarobić mężczyźni znaleźli inny - równie łatwy, co brutalny - na to sposób. Stręczycielstwem w Tenancingo zajmują się całe rodziny i to od kilku pokoleń. Wmieszane w proceder mają być również kobiety. Potwierdzają to w rozmowach z dziennikarzami ofiary, którym udało się wyrwać z rąk handlarzy żywym towarem. Zdarzało się, że były przedstawiane babciom czy matkom swoich przyszłych oprawców, co miało najprawdopodobniej uśpić ich czujność. A siostry na równi z braćmi zajmowały się stręczycielstwem.
Z Meksyku do USA
Handlarze żywym towarem czasem porywają swoje ofiary, czasem - co dużo mniej kłopotliwe - stosują właśnie metodę na "Romea". To łatwy sposób na nastolatki pochodzące z biednych regionów i dzielnic, gdzie łatwiej o kulkę w przypadkowej strzelaninie niż szkolny dyplom. Uwiedzione "narzeczone" alfonsów kończą szybko na ulicach nie tylko różnych meksykańskich miast - są również wywożone do USA, do Teksasu, Kalifornii, nawet Nowego Jorku.
Meksykańscy stręczyciele wiedzą, że za ich "towar" - bo tak nazywane są wykorzystywane dziewczynki i kobiety - więcej płaci się za północną granicą. Amerykański dokument wylicza nawet, że jeśli alfons ma "pod opieką" co najmniej trzy prostytutki z łatwością potrafi zarobić pół miliona dolarów w rok. Za 15 min. z dziewczyną średnio płaci się bowiem 35 dol., a ponieważ są one zmuszane do przyjmowania nawet 60 klientów dziennie, przez siedem dni w tygodniu, zyski to krocie. Kobietami nikt się nie przejmuje.
Jedna z rozmówczyń programu Fusion, nazywana Mirandą, wyznała, że była traktowana przez mężczyzn jak zwierzę. Gdy po całym dniu krwawiła, klienci nazywali ją "dziwką". - Nigdy nie zastanawiali się, że to, co nam robią, jest złe - powiedziała dziennikarzom kobieta.
Jak to możliwe, że choć o stręczycielach z Tenancingo powstało tak wiele artykułów, wiedzą o nich nie tylko służby w Meksyku, ale też USA, mroczny proceder nadal kwitnie? - zastanawiali się więc dziennikarze.
Co prawda, co jakiś czas pojawiają się informacje o aresztowaniach podejrzanych o handlowaniem ciałami kobiet. Ostatnio, w maju tego roku, dzięki wspólnemu śledztwo służb amerykańskich i meksykańskich zatrzymano w Tenancingo Paulino Ramireza-Granadosa, jednego z najbardziej poszukiwanych handlarzy żywym towarem. Ale na miejscu każdej odciętej głowy, pojawia się nowa.
Częściowo tłumaczyć to mogą przytaczane m.in. przez "NY Daily News" przerażające wyniki badania sprzed kilku lat Autonomicznego Uniwersytetu w Tlaxcala, który ankietowała kilkuset uczniów, chłopców, z Tenancingo. 16 proc. z nich chciało być w przyszłości alfonsami. A częściowo skala korupcji w Meksyku, panoszącej się wśród przedstawicieli władz. Same zmuszane do prostytucji kobiety przyznawały twórcom "Miasta alfonsów", że wśród ich klientów byli policjanci.