HistoriaFalaise - zwycięstwo polskich czołgistów

Falaise - zwycięstwo polskich czołgistów

W sierpniu 1944 roku polscy pancerni przeszli swój chrzest bojowy, dopisując do długiej listy zwycięstw polskiego oręża bitwę pod Falaise. Był to triumf o tyle cenny, że Polacy pobili pancerną i spadochronową elitę Hitlera.

Falaise - zwycięstwo polskich czołgistów
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons | Niemieckie czołgi zniszczone przez Polaków pod Falaise

Po pierwszych sukcesach na plażach Normandii w czerwcu 1944 roku, żołnierze anglo-amerykańskich wojsk inwazyjnych szybko przekonali się, że nie będzie to łatwa kampania. Brytyjczycy utknęli na wiele tygodni pod niewielkim miastem Caen. Znacznie bardziej przebojowi okazali się Amerykanie, którzy 25 lipca w operacji "Cobra" przełamali niemiecką obronę pod Saint-Lo, otwierając tym samym drogę z Normandii w głąb Francji. Niemcy próbowali 7 sierpnia kontratakować czterema dywizjami pancernymi (operacja "Lüttich") pod Mortain, ale gdy szturmowe Typhoony zdziesiątkowały z powietrza ich Pantery i Tygrysy, nawet Hitler zrozumiał, że jeśli chce ocalić swe wojska pancerne na froncie zachodnim, musi im wydać rozkaz odwrotu z Normandii. Niemcy znaleźli się nagle między brytyjskimi dywizjami, które wreszcie ruszyły spod Caen na północ, a oddziałami słynnej później 3 Armii generała George'a Pattona.

Montgomery się spóźnia

W tym momencie alianci mieli szanse całkowitego zamknięcia w kotle i zniszczenia niemieckich dywizji pancernych, gdyby dowódca 21 Grupy Armii, osławiony zwycięstwem pod El-Alamejn, generał Bernard Law Montgomery "raczył" wydać swym oddziałom rozkaz zamknięcia "bramy" Argentan-Falaise. Ale "Monti" zachowywał się tak, jakby zupełnie nie interesował go manewr okrążający. Wściekły Patton krzyczał do swego zwierzchnika generała Omara Bradleya przez telefon: "Zwierzyna się mi wymyka z obławy! Pozwól mi uderzyć ku północy, a wyrzucę do morza Niemców razem z Brytyjczykami!" Niestety, generał Bradley nie zaakceptował tej - "godnej lojalnego sprzymierzonego" - propozycji. Szansa całkowitego zniszczenia "pancernej pięści Hitlera" została zaprzepaszczona, a Montgomery próbując naprawić swój błąd, rozkazał 11 sierpnia II Korpusowi Kanadyjskiemu zająć Falaise i domknąć kocioł.

Główne role w tej operacji otrzymał dwie dywizje pancerne korpusu - czwarta kanadyjska i pierwsza polska, która stała się - według słów Montgomery'ego - "korkiem zamykającym (nieszczelną) butelkę" pod Falaise, z której wylewały się uciekające czołgi dwudziestu niemieckich dywizji pancernych. Warto tutaj zaznaczyć, że natarcie II Korpusu było zorganizowane niezwykle oryginalnie i wbrew zasadom sztuki wojennej. Generał Guy Simonds posadził całą piechotę na transportery opancerzone i uszykował obie dywizje, z brygadami czołgów na czele, w osiem równoległych kolumn, po cztery wozy w szeregu. Cała ta falanga, poprzedzona bombardowaniem lotniczym i wsparta ostrzałem artyleryjskim, miała dokonać pierwszego przełamania pozycji nieprzyjacielskich. Następne dwie dywizje pancerne w drugim rzucie miały dokończyć dzieła wzdłuż szosy Caen-Falaise i do 8 sierpnia zdobyć tę drugą miejscowość. Zlekceważenie sztuki wojennej przejawiało się głównie w tym, że korpus atakował kolumną, w wąskim pasie terenu, a dywizji pancernych
w ariergardzie nie poprzedzała piechota. To rzeczywiście początkowo zaskoczyło Niemców, ale szybko ich działa przeciwpancerne uderzyły ze zdwojoną siłą w kanadyjskie i polskie czołgi pozbawione osłony piechoty.

Zdobyć "Maczugę"

W bitwie pod Falaise - jak nazwano umownie cały ciąg walk II Korpusu z uciekającymi z Normandii Niemcami - pierwsze straty Polacy ponieśli 8 sierpnia od własnego lotnictwa. Amerykańskie superfortece B-17 właściwie wyeliminowały dywizyjną artylerię, przez co zadanie przełamywania obrony niemieckiej wzdłuż szosy Caen-Falaise było jeszcze cięższe. Pancerni kawalerzyści (zwłaszcza z pierwszorzutowej 10 Brygady Kawalerii) szybko przekonali się jak niebezpieczne dla czołgów są porośnięte żywopłotami pagórkowate normandzkie pola, które niemieccy grenadierzy pancerni potrafili doskonale wykorzystać do obrony przy wsparciu uzbrojonych w potężne działa 88 mm panter i tygrysów.

W tych pierwszych krwawych bojach, 9 sierpnia batalion strzelców podhalańskich w ataku na bagnety zdobył umocnioną wieś St. Sylvain, a 1 pułk pancerny prawdziwym kawaleryjskim zagonem wdarł się na wzgórze 111 pod Soignolles, przyprowadzając stamtąd osiemdziesięciu jeńców i stu pięćdziesięciu odbitych z niewoli Kanadyjczyków z "bratniej" 4 Dywizji Pancernej. Następnego dnia wzgórze to opanowali na trwałe żołnierze z 9 batalionu strzelców i 10 pułku strzelców konnych.

Trzecia faza bitwy

14 sierpnia dywizja została przerzucona na zachód od szosy i znowu zbombardowana przez Amerykanów, którzy tym samym potwierdzili ukutą w alianckich szeregach anegdotę, że amerykańskiego lotnictwa muszą bać się jedynie własne oddziały. Tym razem największe straty poniósł 10 pułk strzelców konnych (ośmiu zabitych i siedmiu rannych). W ciągu 15 sierpnia dywizja sforsowała rzekę Dives i następnego dnia, jako pierwsza wielka jednostka sprzymierzonych uderzyła wschodnim brzegiem w kierunku Trun. Mimo że atak na miasto rozwijał się szybko i pomyślnie, Polacy otrzymali rozkaz zmiany kierunku natarcia na pasmo wzgórz leżących pięć kilometrów na północny wschód od Trun. Po opanowaniu wzgórz 17 sierpnia, dywizja znowu musiała zmienić kierunek. Tym razem generał Simonds rozkazał jej uderzyć na Chambois, w którym powinno nastąpić spotkanie z Amerykanami i zablokowanie drogi odwrotu Niemcom. Generał Maczek studiując mapy tego rejonu, słusznie uznał, iż dla pełnego wykonania zadania należy koniecznie, prócz Chambois, zająć
kompleks wzgórz Mont-Ormel (262) leżących na północny wschód od miasteczka i górujących nad szosą prowadzącą na wschód. Ze względu na charakterystyczny kształt, polski dowódca nazwał je "Maczugą" i rozkazał swym żołnierzom zdobyć ją wraz z Chambois. Tak rozpoczęła się trzecia, najważniejsza faza bitwy.

Niemieccy żołnierze poddający się pod Falaise fot. Wikimedia Commons

W ciągu 19 sierpnia zgrupowanie podpułkownika Aleksandra Stefanowicza (1 ppanc., baon strzelców podhalańskich i dywizjon artylerii przeciwpancernej) weszło na "Maczugę", gdzie sprawiło "krwawą łaźnię" wycofującej się kolumnie niemieckiej. Jak pisze podpułkownik Ludwik Stankiewicz: "Działa wszystkich czołgów 1 pułku pancernego rozpoczęły krwawą robotę. Zaskoczenie było kompletne. Stłoczona kolumna, długości około 2 kilometrów, została zniszczona w ciągu pół godziny - pożary i wybuch trwały do wieczora. Gęsty dym zasłał Maczugę".

Złapać uciekającego byka za rogi

Generał Maczek wzmocnił "załogę Maczugi" - 2 ppanc., dwoma batalionami strzelców (8 i 9), jeszcze jednym dywizjonem ppanc. W tym samym czasie drugie zgrupowanie pod dowództwem majora Władysława Zgorzelskiego (10 pułk dragonów, 24 pułk ułanów i dywizjon ppanc.) przy wsparciu 10 pułku strzelców konnych, zdobyło Chambois, biorąc 1,3 tys. jeńców i odblokowując "zaginiony" amerykański batalion z sześcioma czołgami majora Dulla. Dzięki tym zwycięstwom dywizja zajęła trzy strategiczne punkty: 1) na wzgórzu 113, półtora kilometra na północ od Chambois stanął 10 pułk strzelców konnych wzmocniony dwoma dywizjonami ppanc.; 2) w Chambois zgrupowanie majora Zgorzelskiego wzmocnione amerykańskim batalionem i 3) na "Maczudze" oddział ppłk. Stefanowicza.

Nagle na te trzy stanowiska ze wszystkich kierunków zwaliła się nawała dywizji pancernych 7 Armii niemieckiej uciekającej z zaciskającego się kotła Trun-Chamboise. Polacy z atakujących szybko zmienili się w osaczonych obrońców. Jak to określił podpułkownik Stankiewicz, "nasze pułki pancerne musiały walczyć stojąc w miejscu, w bardzo ciasnym ugrupowaniu. Przypominało to czasy średniowieczne, kiedy obronę w polu organizowało się przez ustawienie taborów w ciasny czworobok".

Jeszcze bardziej obrazowo opisał tę sytuację generał Maczek: "polska dywizja pancerna chwyta byka za rogi i osadza jego rozszalały impet, podczas gdy reszta armii kanadyjskiej i 2 armia brytyjska trzepią go po ogonie i bokach uciekającego zwierzęcia, dodając mu tylko szybkości". Po całonocnych walkach z 19 na 20 sierpnia 10 pułk strzelców konnych rozbił doszczętnie silną grupę bojową generała Otto Elfeldta, biorąc do niewoli jego samego, 22 oficerów i 800 grenadierów. Podobnie w Chamboise, mimo że Niemcom udało się wedrzeć do miasta, zostali tam zdziesiątkowani przez polskich dragonów i amerykańskich piechurów.

"Maczuga" w ogniu i krwi

Najtrudniej szło z "głową" niemieckiego "byka", czyli II Korpusem Pancernym SS i II Korpusem Spadochronowym, które uderzyły na "Maczugę" i tutaj też doszło do najbardziej krwawych i najcięższych walk. Ugrupowane w formie rombu polskie oddziały zostały 20 sierpnia dosłownie zalane przez niemieckich grenadierów, spadochroniarzy i wspierające ich czołgi, które wdzierały się głęboko w polskie pozycje. Szybko zaczęło brakować amunicji i środków opatrunkowych, leków, a co gorsza - wody dla rannych. Generał Maczek starał się zorganizować zrzuty zaopatrzenia dla oblężonych, ale większość zasobników spadła na kanadyjskie pozycje.

Do jakich dramatycznych sytuacji dochodziło na wzgórzu 262, świadczy relacja porucznika Bogdana Jabłońskiego z 8 batalionu strzelców: "Pantera ruszyła na nas, a za nią niby ogar, PzKpfw IV. Tuż, tuż wrzawa nawoływań niemieckiego żołdactwa. Silne natarcie wali wprost na odcinek 4 kompanii, którego broni kilkudziesięciu upadających ze zmęczenia żołnierzy. Pantera plunęła. Nasz Sherman pali się już. Jeszcze kilka pocisków potwora i palą się carriery ciężkich karabinów maszynowych; lecą wióry z naszej sześciofuntówki. (...) Pantera seriami ognia zarzuca miejsce postoju dowództwa, po czym lezie w dół.Pchor. Herman z piata i sześciofuntówki równocześnie dają ognia do PzKpfw IV. Czołg staje, zaczyna płonąć. Ratująca się załoga, przeszyta seriami stenów, zwisa bezwładnie z wieży".

Do największego kryzysu dochodzi po południu 21 sierpnia, gdy nieprzyjaciel uderza jednocześnie ze wszystkich stron na wykrwawioną i przemęczoną obsadę "Maczugi". Wydawało się, że to już koniec, ale w tym momencie, jak w klasycznym westernie, nadciągnęła wreszcie odsiecz - od północy przebiły się czołowe oddziały kanadyjskiej 4 Dywizji Pancernej i na ich widok Niemcy, którzy już byli pewni zwycięstwa - odstąpili.

"Cholerni Polacy"

Zdumieni Kanadyjczycy zobaczyli coś, co później nazwali "polskim pobojowiskiem" - spalone wraki niemieckich i polskich czołgów stojących naprzeciw siebie, lufą w lufę, w odległości kilku metrów, między którymi leżały polskie i niemieckie trupy lub "pogodzeni już z sobą" ciężko ranni. Wycieńczeni obrońcy wspinali się na kanadyjskie czołgi i prosili o wodę, a niektórzy po prostu zasnęli w swych strzeleckich dołkach... Kanadyjscy czołgiści podsumowali to krótko: "cholerni Polacy, co za robota!". Za to świetne zwycięstwo 1 Dywizja Pancerna zapłaciła krwią 325 (w tym 21 oficerów) poległych oraz 1002 rannych. O wiele większe straty były po stronie niemieckiej: 5113 (w tym 137 oficerów z jednym generałem i czterema pułkownikami) wziętych do niewoli, tysiąc zabitych i setki zniszczonego sprzętu. Radość z wygranej bitwy zakłócał tylko fakt, że z kotła udało się wyrwać niemal połowie schwytanych w nim sił niemieckich, z których odtworzono pancerne dywizje i rzucono znowu do walki. Dywizję generała Maczka przesunięto
do rezerwy II Korpusu, lecz odpoczynek nie trwał długo. Polscy kawalerzyści szybko ruszyli w pogoń za uciekającym wrogiem, zatrzymując się dopiero w 1945 roku w niemieckim porcie wojennym Wilhelmshaven.

Piotr Korczyński, II światowa

Polecamy więcej w "II Światowa".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)