Fala samobójstw wśród uciekinierów z Korei Północnej. Dlaczego odbierają sobie życie?
Już sama ucieczka z północnokoreańskiego piekła nie jest łatwa. A jeszcze trudniejsze często bywa przedostanie się do Korei Południowej przez nieprzyjazny chiński szlak. Wydawać by się mogło, że gdy uciekinierzy osiągną już swój upragniony cel, pozostaje im już tylko wieść szczęśliwe życie w krainie wolności. Jednak rzeczywistość niejednokrotnie bywa dla nich brutalna. Na tyle, że wśród uciekinierów można dziś mówić o fali samobójstw. Dlaczego tak wielu z nich odbiera sobie życie?
10.11.2015 | aktual.: 17.11.2015 15:54
We wrześniu jeden z południowokoreańskich parlamentarzystów ujawnił, że w ciągu ostatnich 10 lat 31 uciekinierów z Północy popełniło samobójstwa, a 72 zmarło z niewyjaśnionych przyczyn. Według Statystyk ministerstwa ds. unifikacji w tym okresie na Południu zmarło w sumie 442 uciekinierów, co oznacza, że ponad 7 proc. z nich odebrało sobie życie. W samym tylko roku 2015 aż 15 proc. zgonów wśród uciekinierów było spowodowanych samobójstwami.
Dla porównania w Polsce, gdzie wskaźnik samobójstw jest stosunkowo duży, w 2014 roku popełniono ich średnio 17,5 na 100 tys. mieszkańców. Odsetek samobójstw wśród uciekinierów z Korei Północnej jest więc astronomiczny.
Degradacja
Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest degradacja społeczna, z jaką spotykają się Koreańczycy po ucieczce. W ubiegłorocznym badaniu ministerstwa ds. unifikacji, w którym wzięło udział prawie 13 tys. uciekinierów, okazało się, że o ile w Korei Północnej prawie 13 proc. uciekinierów określało swój status jako "klasa wyższa", to już po ucieczce na Południe było to tylko 3 proc. Najgorzej wypadła rozbieżność wśród "klasy niższej". Na Północy identyfikowało się z nią 50,5 proc, a Południu aż 73,2 proc.
Spada także zadowolenie z życia w Korei Południowej. W 2012 roku ponad 3/4 uciekinierów żywiło pozytywne uczucia wobec swojej egzystencji na Południu, a w ostatnim badaniu było to 68,5 proc.
Mimo obowiązkowych, trzymiesięcznych szkoleń, które mają na celu przystosowanie do życia na Południu, uciekinierzy często nie potrafią się odnaleźć w nowe rzeczywistości. - Czułem się jak ktoś z lat 70. wsadzony w wehikuł czasu i wyrzucony w XXI w. - mówił student Kim Kyeong Il w rozmowie z "The New York Times". Młody uciekinier opowiadał, że nie rozumiał żartów wykładowców, nawiązujących do południowokoreańskiej popkultury, ale śmiał się z nich, by się nie wyróżniać. Wspominał również studentów, którzy naśmiewali się z jego akcentu i drobnej budowy, sugerując, że wynika ona z niedożywienia.
Spychani na margines, mający braki w edukacji i wiedzy o świecie, często są skazani na niskopłatne prace fizyczne. W ten sposób utrzymuje się aż 1/3 z nich. Z tego względu średnie zarobki całego środowiska uciekinierów odpowiadają zaledwie 2/3 średniej krajowej.
Trauma
Wśród innych powodów złej kondycji psychicznej uciekinierów są traumatyczne wydarzenia z przeszłości i strach o bliskich pozostawionych na Północy. Część Koreańczyków z Północy na własnej skórze przekonała się na surowości władzy. Są wśród nich ludzie złamani przez tortury. Są też tacy, do których docierają informacje o reżimowej zemście na ich rodzinach, pozostawionych bezpowrotnie za najsilniej strzeżoną granicą świata. W końcu są też tacy, którzy padli ofiarą oszustów, obiecujących transport z Korei Północnej czy załatwienie obywatelstwa. Tracą w ten sposób i tak skromny dorobek swojego życia, co jest prostą drogą do depresji i myśli samobójczych.
Trzeba przy tym pamiętać, że droga na Południe zawsze wiedzie przez Chiny. Tamtejsze władze nie traktują Koreańczyków jako uchodźców i bezlitośnie deportują ich w objęcia komunistycznej dyktatury. - Sama ucieczka jest wystarczająco trudna, ale życie w Chinach jest jeszcze trudniejsze. (…) Chiny to obowiązkowy przystanek, bo oprócz Południa, do którego nie da się dostać przez granicę, są jedynym krajem, który styka się z Koreą Północną. Jednak władze Chin wyłapują uciekinierów i odsyłają ich na Północ, choć doskonale wiedzą, że czekają ich tam tortury i więzienie - mówiła uciekinierka Hyeonseo Lee w wywiadzie z Wirtualną Polską, dodając, że handel żywym towarem z Korei Północnej jest poważnym problemem w Chinach. - Wiele kobiet jest zmuszanych do prostytucji lub jest sprzedawana Chińczykom w charakterze żon, choć nawet wtedy są one traktowane jak
przedmiot i własność męża - opowiadała. Bez dokumentów, bez ochrony prawnej i ze stałym widmem deportacji uciekinierzy i uciekinierki są łatwym celem wszelkiego rodzaju wyzyskiwaczy.
Nawet jeśli uciekinierzy dotrą na Południe, to szlak, jaki pokonują często jest dla nich tak głęboko traumatyzujący, że wolność w kapitalistycznym społeczeństwie nie stanowi dla nich wystarczającego wynagrodzenia. Zresztą już samo uczestnictwo w wolnorynkowej gospodarce może prowadzić do tragedii. - Gdy moje poprzednie biznesy kończyły się niepowodzeniem, trzykrotnie próbowałem się zabić - mówił Kim Sung Il na antenie telewizji BBC, dla którego prowadzenie firmy sprzedającej drób, jest siódmym zajęciem od czasu ucieczki 14 lat temu. Wcześniej pracował na budowie, kierował autobusem i prowadził restaurację. Kim zaznacza, że tylko pamięć o tym, jak wiele zaryzykował, by dostać się do Korei Południowej, trzymała go przy życiu.
Tęsknota
Jak można tęsknić do Korei Północnej - zastanawiają się często osoby, obserwujące wydarzenia w tym kraju. Jednak, jeśli poznamy historie uciekinierów, często okazuje się, że tęsknota jest czynnikiem, który podporządkowuje każdy dzień ich życia. W wywiadzie z Wirtualną Polską mówiła o tym Hyeonseo Lee, która 11 lat życia w Chinach podporządkowała sprowadzeniu swojej rodziny. - Życie tam (w Korei Płn - przyp. red.) jest okropne i nieludzkie, nie można za nim tęsknić. Jednocześnie, jeśli ktoś spyta mnie o najweselszy moment w moim życiu, będę wspominać czas w Korei Północnej. To dlatego, że nie mam żadnej drogi powrotnej do tego świata. Chodzi nie tylko o wspomnienia o dzieciństwie czy ojcu, ale także członków rodziny, od których jestem odcięta - opisywała ten paradoks.
O dziwnym rodzaju tęsknoty mówił nawet jeden z najbardziej znanych uciekinierów, Shin-dong hyuk, który urodził się w obozie pracy i właściwie nie zaznał "normalnego" życia w Korei Północnej. Shin jest zresztą szczególnym przypadkiem, ponieważ jego niezwykła historia okazała się częściowo zmyślona. Ten fakt w szczególny sposób podzielił badaczy Korei Północnej, z których część zarzuca mu "karierowiczostwo", a inni mówią o traumie i blokadzie psychicznej (wszyscy o nieuczciwości).
Są nawet tacy, którzy decydują się na powrót. W sierpniu tego roku świat obiegła historią Kim Ryen Hi. Kobieta cztery lata temu uciekła z Korei Północnej, szlakiem przez Chiny i Tajlandię. W swojej ojczyźnie szyła suknie, tymczasem na południu pracuje zakładzie przetwórstwa odpadów. - Wolność, dobra materialne i inne zachęty różnego rodzaju nie są dla mnie tak ważne, jak rodzina i dom. Chciałabym wrócić do mojej bezcennej rodziny, nawet jeśli mam umrzeć z głodu - mówiła Kim na konferencji prasowej w Seulu.
Politycy z Korei Południowej dostrzegli problem samobójstw i deklarują, że będą przeciwdziałali temu zjawisku. Shim Jae-kwon z opozycyjnej partii NPAD sądzi, że trzymiesięczne przysposobienie do życia na Południu to zbyt krótki okres i proponuje czterokrotne wydłużenie programu. Wówczas uciekinierzy mieliby pełen rok nadrobienie całych dekad, jakie dzielą dziś Półwysep Koreański.
Zobacz również: Szokująca relacja strażnika z obozu w Korei Północnej: