"Zaraz nas zabiją". Kulisy rządowej akcji, tak wyglądała ewakuacja z Kabulu

Dramatyczne sceny przed bramą na lotnisku w Kabulu, Polacy przewożeni lawetą do wojskowych samolotów i specjalna ustawa, która powstała nocą – tak wyglądały kulisy rządowej ewakuacji Polaków, ich współpracowników, a także mieszkańców zaprzyjaźnionych państw. Wirtualna Polska rozmawiała o szczegółach akcji z jednym z urzędników z Kancelarii Premiera Mateusza Morawieckiego, koordynującym ewakuację.

Do Polski z Afganistanu przyleciało już 11 samolotów, które ewakuowały ok. 750 osób
Do Polski z Afganistanu przyleciało już 11 samolotów, które ewakuowały ok. 750 osób
Źródło zdjęć: © Facebook | KPRM
Sylwester Ruszkiewicz

24.08.2021 15:57

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Mamy informację, że talibowie nie zgodzą się na przedłużenie rozejmu po 31 sierpnia. Biorąc pod uwagę ilość działań, jaka musi być wykonana, żeby amerykańskie wojska opuściły Afganistan, zostało bardzo mało czasu na ewakuację wszystkich osób, którym polski rząd może pomóc. Ewakuacja ludności cywilnej zakończy się dosłownie na dniach – mówi nam urzędnik Kancelarii Premiera, który był zaangażowany w ewakuację.

We wtorek na warszawskim lotnisku wylądował 11. samolot z osobami ewakuowanymi z Afganistanu. Na pokładzie maszyny znajdowało się sto kilkanaście osób. W sumie, jak informuje MSZ, udało się już ewakuować ponad 750 osób. Ewakuacja w pierwszej kolejności dotyczyła Polaków, w drugiej kolejności byli to współpracownicy ambasady i ich rodziny, a w trzeciej współpracownicy polskiego kontyngentu. Jak wyglądała akcja?

- Polscy żołnierze są rozmieszczeni obok bramy kontrolowanej przez Brytyjczyków. Dwie pozostałe bramy obstawione są przez amerykańskich żołnierzy. W momencie, kiedy "nasza" brama zostanie definitywnie zamknięta, nie będzie już możliwości pozyskiwania osób, które są po drugiej stronie muru. Lotnisko jest zmienione w obóz warowny, otoczone murem, strzeżone przez wojska sojusznicze. Wokół lotniska gromadzi się obecnie ok. 15 tys. zdesperowanych osób. W niedzielę pojawiły się informacje o możliwych zamachach w tłumie. Sytuacja jest bardzo dynamiczna, informacje wywiadowcze mówią o tym, że będzie coraz niebezpieczniej. Przykładowo: Francuzi startują już i odlatują z flarami, zabezpieczając się przed atakami rakietowymi – mówi nam informator.

W podobnym tonie wypowiadała się w programie Wirtualnej Polski dziennikarka Jagoda Grondecka, która pomagała w ewakuacji wielu osobom i wróciła do Polski pod koniec ubiegłego tygodnia.

- Talibowie, aby utrzymać tam porządek, zachowywali się bardzo brutalnie. Chodzili i bili ludzi kolbami karabinów i biczami - mówiła o sytuacji na lotnisku. Było słychać też strzały. Aby uspokoić tłum, bojownicy używali gazu łzawiącego.

O coraz bardziej agresywnej postawie talibów mówi nam również urzędnik, który zajmuje się koordynacją ewakuacji z Afganistanu.

- Widziałem dramatyczne wymiany korespondencji między osobami, które były na "naszej" liście i chciały się ewakuować, a czekały na swoją kolej. W nocy dochodziło do strzelanin, Brytyjczycy używali granatów błyskowo-hukowych, by zapanować nad porządkiem, talibowie również używali broni. Nad ranem przed lotniskiem były zbierane trupy. Nasi Afgańczycy pisali do nas, że "wszyscy strzelają, zaraz nas tu zabiją, co mamy robić?". Człowiek był w takiej sytuacji bezradny. Co możemy zrobić, będąc na miejscu, w kraju? Można próbować uspokoić, pisać, żeby nie odchodzili od bramy, żeby tylko nie dali się przepchnąć. Trudno, żeby ludzie nie uciekali w panice, jak obok nich była strzelanina – komentuje nasz rozmówca.

- Do bramy strzeżonej przez Brytyjczyków prowadzi wąskie przejście, tunel. Po drodze jest posterunek talibów i ustawiona barykada z rozbitych samochodów. Osoby z naszej listy mają narysowaną literkę "P" i są wyłapywane przez nasze i brytyjskie służby za barykadę. Często siłą wyrywane z tłumu. Później weryfikowane przy bramie, gdzie sprawdzane są dokumenty. A w przypadku kiedy nie ma dokumentów, sprawdzana jest ich tożsamość – czy znajdują się na liście. Po potwierdzeniu czekają na jeden z trzech samochodów, jakimi dysponują nasze siły. Jeden z tych samochodów to laweta do mycia i rozwożenia toi toi na lotnisku. Dwa pozostałe to porzucone przez Afgańczyków osobowe auta. Nasi ludzie "buchnęli" te auta, łamiąc stacyjki, by je uruchomić - ujawnia urzędnik.

- Tymi pojazdami osoby są przewożone do punktu bezpośrednio przy samym pasie startowym, gdzie jest polska strefa. Tam czekają w namiotach na lądowania wojskowych maszyn: Herculesa albo CASY. Później lecą na lotnisko w Nawoi w Uzbekistanie i bezpośrednio przechodzą z samolotu do samolotu, bo Uzbecy nie zgadzają się, żeby czekali na lotnisku. Stamtąd lecą do Tibilisi, gdzie jest tankowanie maszyn i odlatują do Warszawy – opowiada informator.

Problemy z Uzbekistanem, nocna umowa międzynarodowa

- Mieliśmy bardzo poważny problem, bowiem Uzbekistan odmówił nam zgody na loty z międzylądowaniem w Nawoi. Argumentowali, że mowa była o kilku lotach, a ich było coraz więcej. I zażądali od polskiego rządu umowy międzynarodowej. Trzeba było w 8 godzin przygotować dokument. A musieliśmy to zrobić z uwzględnieniem wszystkich procedur. Trzeba było uzgodnić tekst umowy, później Rada Ministrów musiała przyjąć uchwałę w tej sprawie i dokument musiał być podpisany. Udało się to zrobić w sobotę w nocy, w ciągu 8 godzin. Obdzwanialiśmy pracowników ministerstw, a do resortów dokument był wysyłany e-puapem. Finalnie udało się to załatwić. Na tyle skutecznie, że o pomoc w sprowadzeniu swoich obywateli poprosili nas Litwini, Łotysze, Chorwaci, Czesi, Niemcy i Holendrzy. Myślę, że pomogła nam polska cecha sprowadzająca się do myślenia: "szlachta na koń, ja z synowcem na czele i jakoś to będzie" - relacjonuje urzędnik z KPRM.

Z jego informacji wynika, że weryfikacja osób, które zostały ewakuowane, trwa również po przylocie do Polski. Tożsamość osób sprawdzana jest m.in. przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego i Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

- Formalnie wyglądało to tak, że osoby, które chciały wylecieć z nami do Polski, trafiały na wspólną listę. Potem następowała weryfikacja przez służby, które dawały zielone bądź czerwone światło. Część tych osób łączyliśmy w grupy na WhatsAppie, tak, by komunikowały się ze sobą. Będąc przy lotnisku, oznaczały się pinezką na Google Maps, by wiedzieć, w którym momencie się przesuwać w stronę bramy. Będąc blisko bramy, nasi żołnierze próbowali ich przejąć. Mieszkańcy Afganistanu, którzy trafili do Polski, będą weryfikowani nadal. Jeśli okazałoby się, że ktoś jest terrorystą lub jest poszukiwany listem gończym, to służby szybko otrzymają taką informację. Jeżeli ktoś przyleciał do nas z fałszywą tożsamością, wtedy taka weryfikacja może potrwać dłużej - ujawnia nasz informator.

Tak pomogliśmy pracownikom Funduszu Walutowego

- Wszyscy po wylądowaniu do kraju trafiają na 10-dniowa kwarantannę, po czym będą składali wnioski o uzyskanie statusu uchodźcy i będą czekać w kilkumiesięcznej procedurze na decyzję. Polski rząd kończy w ramach międzyresortowego zespołu przygotowanie programu wspierającego adaptację osób, które chciałyby zostać w Polsce. Bowiem spora grupa zapewne nasz kraj potraktuje jako miejsce, skąd wybiorą się dalej. Mamy informacje, że z 300 osób, ewakuowanych Afgańczyków, na stałe zostanie tutaj ok. 50 osób. Natomiast pozostałe osoby, w ciągu trzech miesięcy, mają trafić do innych krajów NATO. Nie mamy na chwilę obecną informacji o jakimkolwiek obywatelu Polski, który zostałby w Afganistanie i czekał jeszcze na ewakuację - słyszymy.

Jak ujawnia rozmówca znający kulisy sprawy, Polska współpracowała sprawnie z innymi państwami i organizacjami międzynarodowymi. Czasami przydatne okazały się znajomości.

- Udało się nam przy okazji ewakuacji współpracować z naszymi znajomymi z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Oni się dogadali z Pakistańczykami, że przewiozą ich w konwoju przez supertajne wejście na lotnisko. Zabrali do tego konwoju kilkadziesiąt osób z naszej listy, a my w zamian na pokład wojskowej maszyny zabraliśmy 21 pracowników Funduszu - ujawnia.

Przypomnijmy, że po tej sytuacji, dyrektor zarządzająca Międzynarodowym Funduszem Walutowym Kristalina Georgieva podziękowała za udaną ewakuację i ochronę personelu Funduszu na pokładzie polskiego samolotu.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
ewakuacjaafganistantalibowie
Komentarze (609)