Ewa Falkowska z UNICEF Polska: trend jest niepokojący, sytuacja polskich dzieci nadal bardzo zła
Trend jest niepokojący, sytuacja polskich dzieci jest nadal bardzo zła. Zagrożenie ubóstwem utrzymuje się na wysokim poziomie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Ewa Falkowska z UNICEF Polska. Z raportu GUS wynika, że ponad pół miliona polskich dzieci nie dojada, nie ma podręczników szkolnych, nie chodzi do dentysty. Optymizmem nie napawa również ubiegłoroczny raport UNICEF przedstawiający problem ubóstwa dzieci w 29 krajach rozwiniętych. W zestawieniu opracowanym przez organizację humanitarną, Polska znalazła się na 21 pozycji.
25.03.2014 | aktual.: 26.03.2014 10:25
WP: Agnieszka Niesłuchowska: Najnowszy raport Głównego Urzędu Statystycznego nie napawa optymizmem. Ponad 500 tys. dzieci w Polsce nie dojada, blisko 450 tys. nie ma wszystkich podręczników, 600 tys. nie chodzi do dentysty z powodów finansowych. Jest aż tak źle?
Ewa Falkowska: Dokonując analizy raportu GUS musimy mieć na względzie, że dotyczy on sytuacji sprzed kilku lat. Dane zebrano w 2011 roku, trudno zatem precyzyjnie określić czy nadal jest tak źle, czy coś drgnęło.
WP: Niemniej na przestrzeni lat stosunkowo niewiele się zmieniło.
- Trend jest niepokojący, sytuacja polskich dzieci jest nadal bardzo zła. Zagrożenie ubóstwem utrzymuje się na wysokim poziomie, co więcej - istnieje duże zróżnicowanie między wsią i miastem. Według wskaźników GUS, aż 23 proc. rodzin mieszkających na wsi żyje w biedzie, w mieście problem dotyka o połowę mniej rodzin.
WP: Wiejskie tereny są wciąż defaworyzowane?
- Widać to na każdym kroku. Znacznie gorzej funkcjonuje opieka zdrowotna – lekarzy specjalistów, szczególnie dentystów, jest jak na lekarstwo, edukacja – niski odsetek dzieci uczęszczających do przedszkoli, słaby dostęp do dodatkowych, bezpłatnych zajęć pozaszkolnych, brak żłobków. Sytuację tylko w niewielkim stopniu poprawiło wprowadzenie nowych form opieki nad dziećmi w wieku żłobkowym. Mimo, że przybyło dość dużo nowych placówek, to jednak zazwyczaj dysponują one niewielką liczbą miejsc (16-17) oraz w większości mają charakter niepubliczny.
Do tego dochodzi gigantyczne bezrobocie i fakt, że na wsi mieszka więcej rodzin wielodzietnych niż w mieście. W praktyce, wiele matek, które mogłyby pójść do pracy, ma związane ręce. Dobre chęci to za mało, by pogodzić wychowanie dzieci z obowiązkami zawodowymi, dojazdami – często do oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów miejscowości.
WP: Na problem zwracał uwagę Bronisław Komorowski, który swoje orędzie noworoczne zaczął od apelu: „Nie bądźmy obojętni na bezradność, bo nie wszyscy Polacy odnaleźli godne miejsc w w zmieniającym się kraju, nadal obecne są bieda i starość”.
- Słowa prezydenta zasługują jak najbardziej na aprobatę, tym bardziej że kancelaria Bronisława Komorowskiego prowadzi wiele działań dotyczących problemów społecznych.
WP: Z danych GUS wynika, że w skrajnej nędzy, poniżej tzw. minimum egzystencji, żyje blisko 10 proc. rodzin wychowujących troje dzieci i aż 26,6 mających ich czworo lub więcej. Tymczasem wysokość świadczeń dla rodzin pozostaje w zasadzie na tym samym poziomie od dekady.
- To prawda, pomimo świadczeń dedykowanych tym rodzinom, sytuacja niewiele się poprawiła. Być może problem tkwi w redystrybucji świadczeń społecznych, szczelności systemu. Państwo, choć ma ograniczone środki, powinno usprawnić ich podział. Inaczej w niedalekiej przyszłości ucierpi na tym całe społeczeństwo.
WP: Choć z analiz wynika, że wiele rodzin odczuwa potrzebę korzystania z pomocy finansowej, stosunkowo niewiele z nich korzysta ze wsparcia. Z czego to wynika?
- Odczucia nie zawsze się materializują, ktoś deklaruje, że chce pomocy, ale nie prosi o nią. W przypadku rodzin wielodzietnych aż 48 proc. odczuwało konieczność korzystania z pomocy finansowej, ale tylko 27 proc. o nią się zwracało. Niektórzy po prostu wstydzą się wyciągać rękę po zasiłek, bo nie czują się z tym komfortowo. To stygmat. Inni – nie wiedzą jak z wsparcia korzystać, do kogo się zwrócić. Niejednokrotnie pomoc jest trudno dostępna, brakuje czytelnych informacji.
WP: Niepokojem napawa fakt, że aż 10 proc. dzieci żyje w skrajnej biedzie.
- To prawda. Rodzice nie są w stanie zapewnić im zbilansowanych posiłków, co odbija się na kondycji, zdolności intelektualnej najmłodszych. Takie dzieci mają znacznie gorsze wyniki w szkole. Bieda to jednak znacznie szersze pojęcie. Nie polega wyłącznie na tym, że dzieci nie mają co jeść i w co się ubrać. Nie mają podręczników, nie jeżdżą na szkolne wycieczki, częściej chorują, bo brakuje pieniędzy nawet na lekarstwa.
WP: Tu dochodzimy do pojęcia kultura ubóstwa, czy, jak mówią inni – zaklętych kręgów biedy. Co w praktyce oznaczają te terminy?
- Socjologowie i demografowie coraz częściej wskazują na wzorzec życiowy, przekazywany z pokolenia na pokolenie przez społeczności ubogie w społeczeństwach nowoczesnych. Oznacza to, że jeśli dziecko dorasta w ubóstwie, bo rodzice, dziadkowie, są bezrobotni, nie mają środków do życia, powiela schemat. Wzrastając w takim otoczeniu, ma mniejsze szanse na to, by osiągnąć sukces edukacyjny, zdobyć dobrą pracę, ogranicza się do korzystania z pomocy społecznej. W szkole spotyka się z ostracyzmem rówieśników, jest nieśmiałe, wycofane, ma zaniżone poczucie własnej wartości. Choć niektórym dzieciom udaje się wybić, wciąż są to jednostkowe przypadki. Trudno jest wydostać się z tego zaklętego kręgu, jeśli nikomu z otoczenia nie udało się wyjść na prostą, nie ma zachęty. Postawienie sobie poprzeczki o szczebel wyżej wymaga ogromnego wysiłku, zaangażowania.
WP: Gdzie są największe enklawy biedy?
- Najbardziej narażeni na ubóstwo są mieszkańcy województw: świętokrzyskiego, lubelskiego, warmińsko-mazurskiego i podlaskiego. Coraz więcej gett biedy jest również w wielkich miastach. Niestety odnoszę wrażenie, że wszyscy - choć świadomi wagi problemu – nie podejmują konkretnych działań. A przecież jeśli nie wychowamy zdrowych, wykształconych dzieci, będziemy lada moment mieli problemy ze spójnością społeczną, wydolnością systemu socjalnego.
WP: Trudno oczekiwać, że politycy rozwiążą problem. Mogą jednak, przynajmniej w niewielkim stopniu, ułatwić życie rodzin wielodzietnych. Jak?
- W tej chwili powinniśmy przyglądać się pracom nad Krajowym Programem Przeciwdziałania Ubóstwu i Wykluczeniu Społecznemu 2020. Bowiem w rządowym programie znalazły się dwa priorytety dotyczące dzieci – kwestia niedożywienia i zapewnienia dzieciom miejsc w żłobkach i przedszkolach. Problem w tym, że rządowe wytyczne spadną na samorządy, i to one zadecydują czy mają na pieniądze na realizację wskazanych celów. Jednym z pomysłów dotyczącym poprawienia sytuacji, o których mowa w dokumencie, jest uruchomienie w okresie wakacyjnym stołówek szkolnych.
WP: Mówi pani o posiłkach w czasie wakacji, a jak poprawić system kształcenia, zapewnić dzieciom z biednych rodzin równy start w dorosłe życie?
- Najważniejsza jest szkoła. To jej rolą jest zdiagnozować problem i pomóc dzieciom ze szczególnymi potrzebami edukacyjnymi. Niestandardowe kształcenie uczniów stanowi jednak duży problem. Brakuje czasu, nauczycieli, pieniędzy. I tu potrzebny byłby silny impuls, finansowanie dodatkowych zajęć, podręczników. Nie wiem, na ile to realne.
WP: Na początku roku Donald Tusk zapowiadał, że od września każdy pierwszoklasista otrzyma bezpłatny podręcznik, a w następnych latach akcja ta będzie obejmować uczniów kolejnych klas.
- Ideologicznie – to bardzo dobry kierunek, za którym powinny pójść kolejne. Politycznie – nie wiadomo, czy uda się to zrealizować. Nie ulega wątpliwości, że trzeba zintensyfikować działania, by całe społeczeństwo na tym skorzystało w przyszłości. Mam nadzieję, że program przeciwdziałania ubóstwu, gdy wejdzie już w życie, będzie punktem wyjścia do szerszej rozmowy.
WP: W ubiegłorocznym rankingu UNICEF dotyczącym warunków i jakości życia dzieci w 29 krajach rozwiniętych Polska wypadła blado na tle innych państw europejskich. Co przemawiało na naszą niekorzyść?
- Jakość życia dzieci rozpatrywaliśmy w kilku aspektach. Biorąc pod uwagę warunki materialne znaleźliśmy się na 22 pozycji, zdrowie i bezpieczeństwo – 18. Najlepiej wypadliśmy pod kątem edukacyjnym – 15 pozycja. Najsłabiej w aspekcie mieszkaniowym – 26 miejsce. Reasumując, Polska znalazła się na 21 pozycji, co nie jest niczym nobilitującym. Pierwsze miejsca zajęła Holandia, następnie - Norwegia, Islandia, Norwegia, Szwecja. Za nami są m.in. Włochy, Litwa, Łotwa i Rumunia.
Rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska