Europa zlekceważyła zmiany w rosyjskiej armii
Europa lekceważy militarne możliwości Rosji, wynika z niedawnego raportu Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR). Według autora opracowania, państwa zachodnie mocno nie doceniły moskiewskich reform i zamiast skupić się na udanych zmianach, które mogą zagrozić całemu obszarowi postsowieckiemu, wytykają Rosji zapóźnienie technologiczne i problemy z modernizacją sprzętu.
21.10.2015 | aktual.: 22.10.2015 16:48
W dokumencie zatytułowanym "Cicha militarna rewolucja Rosji i jej znaczenie dla Europy" jego autor, Gustav Gressel skupił się pięciu zagadnieniach.
Po pierwsze, stwierdził, że Moskwa skutecznie wdrożyła wojskowe reformy, wprowadzając dzięki nim profesjonalne siły gotowe do błyskawicznych działań poza granicami. Dodatkowo są one wspierane przez niekonwencjonalne, wywrotowe i propagandowe taktyki.
Po drugie, ocenił, że Zachód nie zrozumiał tych reform i skupił się na brakach w sprzęcie. W rezultacie, możliwości bojowe Rosji są na Zachodzie mocno niedocenione, co pokazały już niemrawe reakcje na kryzys ukraiński.
Po trzecie, realne efekty tych reform pokazują, że Rosja może dziś zdominować dowolny kraj w sferze postsowieckiej, jeśli jest on odizolowany od Zachodu. Brakuje jej jednak możliwości operacyjnych do przeprowadzenia efektywnej, długofalowej akcji zbrojnej z dala od granic, np. w Syrii.
Po czwarte, przewaga militarna Europy nad Rosją jest podkopywana przez niską gotowość, braki kadrowe i potrzebę koordynacji działań pomiędzy wieloma państwami.
Po piąte, Gressel uważa, że Europa powinna rozwinąć jednolity mechanizm odpowiedzi na ekspansjonistyczne zamiary Rosji. Powinien on polegać na opracowaniu wspólnych zasad nuklearnego odstraszania i przygotowania scenariuszy działań w ramach konfliktów hybrydowych. Wsparcie USA jest przy tym potrzebne, ale to odpowiedź Europy na wojnę hybrydową jest kluczowa.
Cicha profesjonalizacja, ostre przyspieszenie
Według raportu, dzisiejsza gotowość armii jest bezprecedensowa w historii Rosji i Związku Radzieckiego. 10 lat temu poszczególne oddziały wojsk potrzebowały tygodni, miesięcy, a czasem nawet więcej niż roku, by się zmobilizować i uzyskać gotowość do wysłania na front.
Przyspieszenie osiągnięto w stosunkowo krótkim okresie, bo jeszcze w 2008 roku przy okazji konfliktu w Gruzji rosyjskie wojska miały problem z szybką mobilizacją. By problem się nie powtórzył, zreformowano strukturę organizacyjną tak, by można było wysyłać dużą ilość żołnierzy w krótkim czasie w obszary graniczące z Rosją. Gressel zaznacza, że Moskwa w pewnym stopniu zasypała w ten sposób przepaść pomiędzy siłą militarną, jaką dysponuje "na papierze" a tą faktyczną.
Teoretycznie oddziały objęte reformą muszą być gotowe do walki w 24 godziny od momentu mobilizacji. Autor raportu podaje, że tak wyśrubowanych wyników nie udało się jeszcze osiągnąć, ale przypomina także, że niektóre rosyjskie dywizje w czasie wojny w Czeczenii potrzebowały nawet roku przygotowań zanim zostały rzucone na front.
Błąd Zachodu
Gressel krytykuje państwa zachodnie, które jego zdaniem zupełnie pominęły profesjonalizujący aspekt reform, zamiast tego skupiając się na opóźnieniach w modernizacji sprzętowej. Po nałożeniu sankcji i kryzysie ekonomicznym zmiany technologiczne mogą się dodatkowo opóźnić, ale - jak przekonuje autor - to wcale nie musi przesądzić o przyszłej nieskuteczności armii Rosji.
"By osiągnąć sukces w swoim sąsiedztwie, Moskwa niekoniecznie potrzebuje najnowszych, przełomowych technologii wojskowych. Bez nich takie interwencje muszą być precyzyjnie zaplanowane i szybko przeprowadzone, by uprzedzić odpowiednią reakcję Zachodu" - czytamy w raporcie. Dokument ocenia, że Rosja teoretycznie może stosować podobną taktykę w przypadku każdego postsowieckiego państwa, nad którym bezpośredniego parasola bezpieczeństwa nie rozpościerają europejskie i transatlantyckie struktury.
Wojna według Moskwy
Do czasu wojny na Ukrainie większość analityków ze Stanów Zjednoczonych i zachodniej Europy była zgodna - rosyjskie siły zbrojne nie są przystosowane do pola bitwy XXI w. Ta teza przestaje być jednak aktualna, bo konflikt na Ukrainie pokazał, że Zachód i Rosja widzą wojnę zupełnie inaczej.
Podczas gdy państwa NATO proponują podejście "całościowe" - koordynację działań cywilnych i militarnych, Rosja preferuje wielostronne uderzenie, które ma przytłoczyć, obalić i podbić społeczeństwo przeciwnika. To, co odróżnia Rosję od Zachodu, to około 170 tys. członków jednostek paramilitarnych, które są przydatne do szeregu aktywności, od tłumienia zamieszek po rutynowe strzeżenie granicy. Niektóre z tych organizacji i oddziałów odegrałyby dużą rolę w ewentualnej inwazji na państwo sąsiednie i podobnie - jak na Ukrainie - zostałyby wykorzystane do działań sabotażowych, propagandowych i dezinformacyjnych.
Rosyjski _ blitzkrieg_
Raport ECFR ukazuje też, że atak na państwa Europy jest jednym z rutynowych scenariuszy ćwiczonych przez rosyjskich sztabowców. Przykładami mogą być manewry "Zapad 2009", gdzie Moskwa przećwiczyła błyskawiczną agresję na państwa bałtyckie i Polskę, łącznie z użyciem ataków nuklearnych, które miały odstraszyć NATO od pomocy sojusznikom. Finał ćwiczeń przyniósł utworzenie lądowego połączenia między obwodem kaliningradzkim a Rosją. Z kolei manewry "Lagoda 2009" polegały na zainscenizowaniu desantu morsko-powietrznego na państwa bałtyckie i Finlandię, a "Zapad 2013" na usunięciu "ugrupowań terrorystycznych" z Białorusi.
Wszystkie powyższe ćwiczenia polegały na błyskawicznym uderzeniu i odcięciu atakowanych państw od zewnętrznej pomocy. O tym, że Moskwie szczególnie zależy na szybkości i zaskoczeniu świadczą także serie niezapowiedzianych manewrów, na których trenują niejednokrotnie nawet dziesiątki tysięcy żołnierzy mobilizowanych niemal natychmiastowo.
Jaka odpowiedź?
Gressel przekonuje, że rosyjska strategia, ze względu na braki w logistyce, zależność od ciężkiego sprzętu i małą elastyczność sił powietrznych, nie będzie skuteczna globalnie. Jednak może być bardzo skuteczna w sferze postsowieckiej i to właśnie tam Europa powinna wypracować procedury skutecznych odpowiedzi, zamiast zwyczajowo lekceważyć przestarzałe siły zbrojne Moskwy.
"Europejscy politycy muszą się obudzić i zrozumieć fakt, że różnice pomiędzy nimi a Rosją nie mogą być zasypane lub załagodzone współpracą ekonomiczną, dialogiem politycznym lub wspólnymi instytucjami. Asertywna postawa militarna i ekspansjonizm są wbudowane w rosyjski polityczny system i wiele z agresywnych zachowań w polityce zagranicznej jest wywołanych samą strukturą politycznego reżimu" - czytamy w raporcie.
Dlatego - przekonuje autor - Europa powinna przygotować się na scenariusze konfliktów hybrydowych i destabilizację sytuacji w krajach bezpośrednio graniczących z Rosją. Kluczowa w tym przypadku będzie nie siła, a szybkość odpowiedzi. Błyskawiczne rozmieszczenie sił państw europejskich w kluczowych punktach infrastruktury utrudni działania Rosji. Gressel uważa, że taka riposta uniemożliwi też narzucenie wojennej narracji przez Kreml, dla którego propagandowe zadanie będzie wówczas daleko trudniejsze niż w przypadku Ukrainy.
Dopiero po szybkiej odpowiedzi, Europa powinna rozmieszczać wojska o dużej sile uderzeniowej, by zatrzymać ewentualny pochód Rosji.
By to wszystko osiągnąć, konieczna jest integracja i współpraca obronna małych oraz średnich państw Europy. Zdaniem Gressela, ze względu na tradycję i suwerenność poszczególnych krajów niemożliwe jest formowanie wspólnych armii, ale już wspólne szkolenia czy zaplecze infrastrukturalno-logistyczne są osiągalne.
Raport EFCR ocenia, że lata 90. i pierwsza dekada XXI w. stworzyły możliwości dla pokojowego zjednoczenia Europy i spokojnego rozwoju bez zagrożeń zewnętrznych, ale ten okres przeminął. Dlatego autor dokumentu sądzi, że w tej chwili powinniśmy szykować się na najgorsze, ale gdy nadejdzie okazja, by porozumieć się z Rosją, nie powinniśmy od niej stronić.
Zobacz także: ćwiczenia ukraińskich desantowców