Europa - dwadzieścia lat później [OPINIA]
Dwudziestolecie polskiego członkostwa w Unii Europejskiej obchodzimy w cieniu kampanii wyborczej do europarlamentu. To z natury rzeczy ogranicza wspominki i każe rozmawiać o przyszłości Unii. Czy najbliższe dwudziestolecie będzie w Europie czasem permanentnego kryzysu, czy dwudziestoleciem kolejnego rozszerzenia? - pyta z okazji rocznicy na łamach Wirtualnej Polski Jerzy Marek Nowakowski.
01.05.2024 | aktual.: 13.05.2024 22:17
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Czy Unia stanie się Unią Obronną, czy może – jak sądzą liczni eurosceptycy – rozpadnie się? Czy najbliższe dekady będą epoką Ukrainy, czy czasem kanonierek zatapiających łodzie z uchodźcami na Morzu Śródziemnym? Tę listę znaków zapytania można wydłużać w nieskończoność.
Unia jedyna w swoim rodzaju
Jedno jest pewne. Unia Europejska jest organizmem żywym, podlegającym nieustannej ewolucji. Zacząć wypada od nieoczywistego stwierdzenia, że Unia jest bytem politycznym i gospodarczym nie mającym odpowiednika w świecie. Jednocześnie jest ona umową międzynarodową, konfederacją i federacją. Podmiotem UE są państwa. Ale równocześnie są nim obywatele Europy.
To drugie to nie tylko podwójny napis na okładkach naszych paszportów. Także prawo do osiedlania się, do pomocy konsularnej państw unijnych w krajach w których nie ma naszej placówki dyplomatycznej, do prowadzenia działalności gospodarczej. Co więcej, z biegiem czasu Unia obywateli zaczyna z wielu dziedzin życia wypierać Unię państw. Spór o praworządność, o kontrolę granic, o wspólną walutę, nawet o ujednolicony system mandatów drogowych - to właśnie przeciąganie liny miedzy tymi dwiema Uniami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Unia się zmienia". 20 lat Polski w Unii Europejskiej. Cimoszewicz: Nie ma powrotu do przeszłości
Jest jeszcze jeden aspekt tego sporu. Prezydent Duda w swoim orędziu rocznicowym podkreślił, że Unia to "ciągła walka" o swoje interesy poszczególnych państw. Czy na pewno? Kiedy przeglądamy agendę Komisji albo Parlamentu Europejskiego to szybko okazuje się, iż spory w ogromnej większości idą w poprzek podziałów narodowych. Dyskusja o Zielonym Ładzie, o prawach kobiet, o praworządności i dziesiątki innych przekracza granice państwowe. A sama "walka" też toczy się zwykle na zasadzie gry o sumie niezerowej i polega na poszukiwaniu najmniejszego wspólnego mianownika pomiędzy stronami sporu.
Sojusz z innymi celami
Wracając do pytania o przyszłość, warto przypomnieć, że pierwsze próby integracji europejskiej po II wojnie światowej były związane z zamiarem tworzenia wspólnoty obronnej. Zarzucono je wraz z powstaniem NATO i proces integracji podążył drogą budowania wspólnoty gospodarczej.
Europa znalazła się pod amerykańskim parasolem bezpieczeństwa. A jej wschodnia i środkowa część znalazła się pod dominacją sowiecką określoną później mianem doktryny Breżniewa. Po upadku Sowietów uwierzyliśmy w opowieść o końcu historii i niemożliwości wojny z prawdziwego zdarzenia. Kolejne rosyjskie agresje: na Gruzję, na Krym, na Donbas bardzo wolno budziły Europę z pokojowego letargu.
Dopiero pełnoskalowa napaść na Ukrainę okazała się skutecznym dzwonkiem alarmowym. I okazało się, że europejskie zdolności obronne są niemal zerowe. Jeśli Unia Europejska ma przetrwać, musi zacząć budowę Unii Obronnej. Władimir Putin przewrócił stolik. Okazało się, że w polityce wciąż decydujące znaczenie ma naga siła, czy może coś, co geopolityce określają mianem "zdolności projekcji siły". Europa bez USA nie była zdolna nawet do ograniczonej interwencji wojskowej podczas wojny w byłej Jugosławii czy w czasie lokalnych konfliktów w Afryce. Puszczaliśmy mimo uszu apele o zaangażowanie na Bliskim i Środkowym Wschodzie, a zapasy wszystkich państw unijnych pozwalały na dwa tygodnie obrony.
Pożegnanie z Rosją
Jesteśmy świadkami globalnego przebiegunowania politycznego. Wszystko wskazuje na to, że XXI wiek będzie epoka wielkich mocarstw-cywilizacji. Takich jak Chiny, USA, Indie, Rosja. Nikt w Europie, grając samodzielnie, nie jest w stanie zagrać w tej lidze. Może to zrobić Europa jako całość. Wciąż jesteśmy gospodarką równą amerykańskiej i chińskiej. Mamy zasoby i zdolności do budowania potęgi militarnej. I odczuwamy wspólnotę cywilizacyjną.
Dobrą wiadomością jest to, że Rosja z własnej woli wypisuje się z Europy. Przygniatała nas swoim ogromem terytorialnym (jest cztery razy większa od całej Unii) i demoralizowała modelem autorytarnej władzy. Teraz Putin oznajmia, że miejsce Rosji jest w Eurazji, a właściwie w Azjopie. Doskonale. Krzyżyk na drogę. Tylko, że to za mało. Europa musi wykonać pracę zjednoczeniową. Sprawa Ukrainy jest ważna. Nie tylko dlatego, że toczy się tak wojna przesądzająca o losach wschodniej części kontynentu. Przede wszystkim dlatego, że jednoczenie Europy musi polegać na zlaniu się Europy cywilizacyjnej z Europą polityczną (czyli Unią). Ukraina, Mołdawia, zachodnie Bałkany – a w nieodległej przyszłości też i Białoruś - muszą stać się częścią Europy, jeżeli Europa będzie chciała uczestniczyć w nowym koncercie mocarstw jako podmiot.
Scenariusz przeciwny będzie oznaczał rozpad Unii i zamianę Europy w pole rozgrywek pomiędzy zewnętrznymi mocarstwami. Bardzo charakterystyczny był komentarz analityka z Indii wkrótce po rosyjskiej napaści na Ukrainę. Napisał on, że jest to kolejny dowód upadku Europy, bo dotychczas to Europejczycy toczyli wojny zastępcze na innych kontynentach a teraz konflikt amerykańsko-chiński (tak postrzega wojnę w Ukrainie) toczy się na terenie Europy. Warto czasem brać pod uwagę spojrzenie z zewnątrz.
Dwadzieścia lat naszego członkostwa w Unii Europejskiej było czasem dla Polski wspaniałym. Zarzuciliśmy kotwicę w świecie Zachodu, jesteśmy krajem zamożnym i stabilnym. Rozwój gospodarczy był najszybszy w naszej historii. Teraz jednak przychodzi czas gdy powinniśmy aktywnie zabrać się do obrony tego dorobku.
Polska musi bronić europejskiej jedności. Polska musi być awangardzie rozszerzenia. Polska musi się zbroić. Mądrze, czyli wspólnie z całą Europą i we współpracy z USA. Jeżeli chcemy za dwadzieścia lat kwitować kolejne etapy cywilizacyjnego i gospodarczego wzrostu - musimy dziś postawić na Europę.
Dla Wirtualnej Polski Jerzy Marek Nowakowski*
*Jerzy Marek Nowakowski jest historykiem, był ambasadorem RP na Łotwie (2010-14) oraz w Armenii (2014-17). W latach 1997-2001 pracował jako podsekretarz stanu w KPRM. Od 2020 roku jest prezesem Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego.