Europa cieszy się z wyborów w Iraku, ale w różny sposób
Europejskie stolice jednym głosem
wyraziły uznanie dla Irakijczyków, którzy wzięli w niedzielę
udział w wyborach powszechnych, ale - zaznacza Reuter - drobne
różnice w ich reakcjach wciąż świadczą o różnym stosunku do
amerykańskich działań w Iraku.
31.01.2005 | aktual.: 31.01.2005 14:40
Londyn i Rzym, które wsparły w Iraku Amerykanów, uznały, że wysoka frekwencja to owoc ich dotychczasowej polityki.
W Paryżu i Berlinie, które sprzeciwiły się amerykańskiej inwazji, podkreślono raczej odwagę Irakijczyków, którzy mimo gróźb zamachów poszli do wyborów. W tych stolicach prognozy rozwoju sytuacji w Iraku są bardzo ostrożne.
Brytyjski premier Tony Blair nazwał wybory ciosem w serce światowego terroryzmu, choć dodał, że ma świadomość, iż "to tylko początek, a "przed nami wiele trudności". Włoski szef rządu Silvio Berlusconi powiedział: Uważam dzisiejszy sukces także za nasz sukces. To coś, z czego możemy być dumni.
To będzie wielkie zwycięstwo, jeśli ten proces się powiedzie. Przede wszystkim zwycięstwo Irakijczyków, którzy okazali odwagę i mimo przeciwności i aktów przemocy poszli głosować - oświadczył rzecznik francuskiego rządu Jean-Francois Cope.
Frekwencja, zwłaszcza na terenach kurdyjskich i szyickich, powinna być postrzegana jako wyraz determinacji większości Irakijczyków, aby wziąć swoją przyszłość swoje ręce - powiedział rzecznik niemieckiego rządu Bela Anda.
Pragnę pogratulować irackiemu narodowi, który pokazał odwagę i determinację - powiedział szef unijnej dyplomacji Javier Solana. Mimo wielu trudności, które są jeszcze przed nami, wybory świadczą o postępie ku demokratycznemu, spokojnemu i pokojowemu Irakowi.
Ciepłe słowa Solany Reuter komentuje jako dowód, że przed szczytem unijno-amerykańskim w Brukseli 22 lutego Europa wypowiada się w "pojednawczym tonie".