Eszter Hajdu: 5-letnia ofiara rasistowskiej zbrodni miała w ciele metalowe strzały
Spędziłam 167 dni w towarzystwie morderców, rozpaczających krewnych ofiar. 12-letniego świadka, który zemdlał podczas przesłuchania w sali sądowej nie pokazaliśmy, ale krewni zgodzili się, by w filmie znalazły się zdjęcia ciał ofiar, w tym pięciolatka naszpikowanego metalowymi strzałami, z pociskami w głowie. Ratownik medyczny zeznał przed sądem, że jako przyczynę śmierci dziecka wpisał do protokołu „zaczadzenie”. Sędzia nie mógł uwierzyć w to, co słyszał od niego, policji i prokuratury. Krzyczał z wściekłości – mówi WP Eszter Hajdu, reżyserka głośnego dokumentu „Wyrok na Węgrzech”. W dniach 7-11 października 2015 r. w Warszawie, Oświęcimiu, Krakowie oraz Wrocławiu odbywają się specjalne pokazy filmu i debaty na jego temat.
WP: Adam Przegaliński: "Wyrok na Węgrzech” to wstrząsająca kronika procesu grupy neonazistów, oskarżonych o zamordowanie sześciu Romów, w tym kobiet i dziecka. Czemu zdecydowała się pani udokumentować dwa i pół roku tak trudnego procesu - 167 dni przesłuchań, które ruszyły w 2011 r.?
Eszter Hajdu: Od dawna interesuję się społecznością romską na Węgrzech, która stanowi ok. 6-8 proc. ludności kraju i jest obecna tam od siedmiu stuleci. Szukałam sposobu, żeby o niej opowiedzieć. Gdy zaczęły się ataki ultranacjonalistów w dziewięciu miejscowościach w północno-wschodnich Węgrzech na przełomie 2008-2009, które skończyły się serią zabójstw, pomyślałam, że proces będzie dobrym pretekstem do opowieści o dramacie tej węgierskiej mniejszości.
Członkowie samozwańczych „brygad śmierci”, zainspirowani zapewne działalnością Straży Węgierskiej (organizacja nacjonalistyczna, zdelegalizowana w 2008 r., oskarżana o antysemityzm i rasizm, szczególnie wobec mniejszości romskiej) urządzali pogromy, uzbrojeni w różne rodzaje broni. Strzelali do niewinnych, nieznanych im ludzi, nie mieli nawet skrupułów, by zabić pięcioletniego chłopca. W filmie widzimy, jak sędzia pokazuje zdjęcia jego ciała, podziurawionego kulami i grubymi, metalowymi strzałami. Mordercy jednak nie odczuwają skruchy, oskarżają sędziego Laszlo Miszoriego o stronniczość i łamanie ich praw.
To była zbrodnia z premedytacją, mężczyźni przygotowywali się do niej przez kilka miesięcy, a ataki przeprowadzali przez ponad rok. Podjeżdżali pod domy Romów, podpalali je koktajlami Mołotowa, rzucali granaty ręczne, a gdy domownicy zaczynali uciekać, strzelali do nich. W sumie zabili sześć osób - w tym kobiety - i postrzelili kolejne pięć. Pobili też 50 Romów, 11 razy podpalili ich domy koktajlami Mołotowa.
Gdy 28-letni Robert Csorba z Tatarszentgyörgy, miejscowości położonej 55 km od Budapesztu, wybiegł z domu z pięcioletnim Robim na rękach, mordercy zabili ich bez mrugnięcia okiem. Erzsebet Csorba powiedziała w 2014 r. "Deutsche Welle", że cały czas wspomina, jak w nocy 23 lutego zobaczyła ciało syna leżącego w śniegu, tuż przy lesie i wzięła na ręce zmarłego wnuka. Nie doczekała się odszkodowania obiecanego przez rząd Viktora Orbana. Codziennie patrzy przez okno na ruinę, która została po domu syna. Chciałaby zamieszkać gdzieś indziej, ale nie ma pieniędzy. Rodzina liczy 11 członków, żyją za 500 euro miesięcznie.
WP: Arpad Kiss, Istvan Kiss i Zsolt Peto w 2013 r. usłyszeli wyroki dożywocia, ich apelacja została odrzucona. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. Po wysłuchaniu wyroku nie okazywali emocji, nie chcieli wygłaszać mów końcowych. Kamera pokazuje tylko, jak krople potu spływają po łysej głowie skinheada Peto. Wcześniej, podczas przesłuchań świadków, humor mu dopisywał. Napaści na Romów były zaplanowane "z wojskową precyzją" - wskazał prokurator.
- Byłym wojskowym jest Istvan Csontos, czwarty oskarżony. Usłyszał wyrok 13 lat więzienia za współudział w zbrodni - prowadził samochód wykorzystany podczas dwóch ataków. Powiedział sędziemu, że ma wytatuowane na ciele kałasznikowy, bo uwielbia ten rodzaj broni. „Wojsko to powołanie, nie zawód” – podkreślił z dumą. To jedyny z oskarżonych, którzy zdawał się żałować udziału w zbrodni, przyznając się częściowo do zarzutów i przerzucał winę na kolegów, co zresztą z oczywistych powodów wywołało ich złość.
WP: W filmie widzimy chwile załamania krewnych ofiar, którzy muszą zeznawać, stojąc tuż obok oskarżonych. Oskarżeni swobodnie korzystają z prawa zadawania im pytań, są pewni siebie, mają tatuaże z symbolami nazistowskimi, „boksują się” z sędzią, lecz Laszlo Miszori pozostaje niewzruszony. Ojciec ofiary-młodego mężczyzny (nie doczekał końca procesu, zmarł na zawał) krzyczy do sędziego, że policja też maczała palce w tej zbrodni.
- Podczas procesu okazuje się, że ślady były źle zabezpieczane, według niektórych świadków celowo zacierane, a ratownik z ambulansu - zeznający bez żadnych emocji - uznał zamordowane dziecko za „ofiarę zaczadzenia”. Nie dziwne, że nie zgodził się na pokazanie twarzy. Prokurator pytany przez dociekliwego sędziego o jedną z hipotez dotyczących obrażeń u ofiar, przyznaje, że „gwoździe wypadające z desek mogły się wbić w ich ciała”. Te słowa znalazły się w jego oficjalnym opisie miejsca zbrodni. Sędzia łapie się za głowę. To dziwne, że władze nie poniosły odpowiedzialności za błędy. W 2009 r. minister odpowiedzialny za służby specjalne Adam Ficsor przyznał, że w śledztwie były poważne nieprawidłowości, sprawców można było złapać wcześniej i była możliwość uniknięcia dwóch ostatnich ataków.
WP: Czytałem, że zdesperowani Romowie mieli dość przedłużającego się dochodzenia policji i zapowiedzieli zemstę "każdemu białemu", który pojawi się w ich osadach. Przed zatrzymaniem przestępcy czuli się bezkarni, mimo że policja zwiększyła do równowartości 300 tys. euro nagrodę za wskazanie ich miejsca pobytu i przez dwa lata (sic!) prowadziła akcję poszukiwawczą. Parlamentarna komisja z udziałem rzecznika ds. mniejszości narodowych Erno Kallaia zatwierdziła nadzwyczajne uprawnienia policji do walki z przestępczością na tle rasowym. W końcu poproszono o pomoc FBI.
- To wszystko prawda, ale ja skupiłam się na filmowaniu procesu, tym bardziej, że media pojawiły się tylko na jego rozpoczęciu i ogłoszeniu wyroku. Zresztą w mediach węgierskich jest sporo propagandy, a może też zwykłej niewiedzy. Przez kilka miesięcy w 2008 r. o zbrodnie próbowano oskarżać Romów.
WP: Czy napięcia między Węgrami a romską mniejszością to poważny problem w tym kraju? Cytuje pani sondaż, z którego wynika, że 98 proc. Węgrów nie chce mieć Roma za sąsiada, a jednocześnie 99 proc. woli nie mieć za ścianą neonazisty. Czy Romowie czują się Węgrami?
- Tak, w większości są zintegrowani ze społeczeństwem, mówią po węgiersku, traktują kulturę tego kraju jak swoją własną. To raczej skrajna prawica jest aspołeczna i groźna, co gorsza, część Węgrów z nią sympatyzuje. Ten film nie jest o specyfice mniejszości romskiej, ale o nienawiści skierowanej przeciwko konkretnej grupie ludzi. Agresorzy za ofiary zawsze wybierają sobie słabszych, zmarginalizowanych, obcych, np. gejów, Żydów, Romów. Niestety, moim zdaniem społeczeństwo węgierskie nie jest tolerancyjne, romscy studenci nie chodzą do tych samych barów, co reszta, a rodzice boją się o swoje dzieci, gdy same idą do szkoły. Mowa nienawiści jest codziennością, jadąc tramwajem, można usłyszeć epitety pod adresem Romów. Szukanie kozła ofiarnego ma na Węgrzech ma długą tradycję. W ostatnich latach sytuacja Romów się pogorszyła, zresztą nie tylko Romów. Milion Węgrów, z dziesięciomilionowej ludności, w ciągu ostatnich pięciu lat wyjechało za granicę.
WP: Liczba Węgrów, którzy chcą emigrować z kraju, jest obecnie dwukrotnie większa niż w ubiegłym roku; w grupie chętnych do wyjazdu na stałe z kraju najwięcej jest młodych, bezrobotnych, najemców i Romów. Marzy im się ucieczka do Niemiec i Austrii, tak jak zresztą większości uchodźców. Teraz na granicy Węgier wyrosły mury, a na billboardach można przeczytać napisy: „Uchodźcy, nie zabierajcie nam pracy”, co ciekawe… w języku węgierskim. Pani mówi, że uchodźcy w propagandzie rządowej są utożsamiani z terrorystami.
- Uchodźcy są teraz kozłem ofiarnym w retoryce rządu, który chce odbierać wyborców skrajnie prawicowemu Jobbikowi. Można usłyszeć wypowiedzi antyunijne, które mają na celu skojarzenie problemów związanych z uchodźcami z rzekomym „problemem z Romami”.
WP: Co pani myśli o polityce Viktora Orbana?
- Nie chcę wygłaszać deklaracji politycznych, to nie jest moja rola. Politycy na Węgrzech nie przejmują się interesem państwa, partie walczą między sobą. Państwowa telewizja nie chce pokazać mojego filmu, myślę, że z powodu autocenzury. Podczas kręcenia dokumentu unikaliśmy rozgłosu, wywiadów dla mediów i polityki, nie występowaliśmy też o pieniądze z budżetu państwa. Otrzymanie grantu łączyłoby się z tym, że państwowy instytut filmowy przejąłby prawa autorskie i decydowałby o ostatecznym montażu. Na Węgrzech wszelka sztuka krytyczna jest dla władz podejrzana.
Na premierze filmu w Amsterdamie i tak nie uniknęliśmy skandalu, bowiem przedstawiciel ambasady koniecznie chciał wziąć udział w panelu dyskusyjnym, a my się nie zgodziliśmy. Nie wyobrażaliśmy sobie dyskusji politycznej bez przedstawicieli innych, opozycyjnych ugrupowań. Film mogliśmy pokazać na Węgrzech, dopiero gdy zrobiło się o nim głośno za granicą. Otrzymał w sumie 16 nagród, ostatnio European Civis Media, przyznaną przez Martina Schulza, przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, pokazywany był w 30 krajach.
WP: Sarkastyczny sędzia Miszori, z siwymi, kręconymi włosami, jest głównym bohaterem filmu, ze względu na swój wybuchowy temperament, ale też determinację, by dojść do prawdy. Nie oszczędza nikogo, nawet krewnych ofiar. Stał się popularny na Węgrzech?
- Nie, nie zyskał popularności dzięki procesowi. Dla mnie jest interesującą postacią, ponieważ ma skomplikowaną, nietuzinkową osobowość. Rzeczywiście jego nadrzędnym celem jest doprowadzenie do sprawiedliwego wyroku. Rządzi twardą ręką, wymaga konkretów np. gdy tatuażysta, znajomy neonazistów, nie chce powiedzieć całej prawdy o antysemickich poglądach Arpada Kissa. Gdy ogłasza wyrok, na twarzach wielu Romów widać ulgę.
WP: Mieszka pani na Węgrzech?
- Mieszkam w Lizbonie, ale często odwiedzam Węgry. Moja decyzja o wyjeździe nie była polityczna.
WP: To pani pierwszy pobyt w Polsce?
- Byłam tu już kilka razy, mój dziadek był Polakiem.
Rozmawiał Adam Przegaliński, Wirtualna Polska
Pokazy filmu w ramach MFF Watch Docs zorganizowała Helsińska Fundacja Praw Człowieka oraz Społeczny Instytut Filmowy. 15. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Watch Docs „Prawa Człowieka w Filmie” odbędzie się w dniach 4-10 grudnia 2015 r.
Historia ataków na Romów. Wysiedlenia i przymusowe sterylizacje
Na Węgrzech, w Czechach, Słowacji i Bułgarii, od 2008 do 2012 r. – według danych Komisji Europejskiej - doszło do ponad 120 brutalnych ataków na Romów i ich domy. Zdaniem Amnesty International, policja niechętnie prowadziła śledztwa w tych sprawach, czasem wręcz uchylała się od obowiązków służbowych. Wpływ na postawę służb porządkowych może mieć fakt, że np. 63 proc. społeczeństwa węgierskiego uważa, że Romowie przestępczość mają zakodowaną w genach.
Na Węgrzech, nawiązując do danych Europejskiego Centrum Praw Romów, dziewięcioro Romów, włączając w to dwoje dzieci, zostało zabitych w wyniku ataków na tle rasowym pomiędzy 2008 a 2012 r. József H., ojciec romskiego chłopca zasztyletowanego w Fényeslitke na Węgrzech w 2008 roku, powiedział Amnesty International: „Wszyscy są przestraszeni, niezależnie od tego, jak straszne rzeczy się dzieją, Wszyscy są przestraszeni. Tracisz nawet potrzebę, żeby o tym mówić, bo się boisz”.
Społeczności romskie są nękane i zastraszane poprzez różnego rodzaju grupy i instytucje niepaństwowe w takich krajach jak Francja, Republika Czeska i Węgry, gdzie zdarzyły się przypadki, że policja nie broniła ich przed atakami. W grudniu 2012 r. sąsiedzi nieformalnego romskiego osiedla w Marsylii we Francji wyrzucili całą społeczność romską i podpalili jej obóz.
5 sierpnia 2012 roku około 500 osób zebrało się na placu w węgierskim mieście Devecser na demonstracji zorganizowanej przez ultraprawicowa partię Jobbik i zostało wspartych przez inne grupy. Niektórzy z zebranych skandowało antyromskie hasła i rzucali kawałki cementu i innego rodzaju przedmioty w stronę domów, w których mieszkali Romowie. Policja nie zrobiła nic, aby przeciwstawić się przemocy i nie aresztowała nikogo, kto brał udział w tym wydarzeniu – czytamy w raporcie AI z 2013 r.
Szacuje się, że w Europie żyje od 10 do 12 milionów Romów. Na przestrzeni dziejów Romowie doświadczali prześladowań, wykluczeń i dyskryminacji. Najbardziej morderczym epizodem był Porrajamos, Zagłada, kiedy podczas drugiej wojny światowej setki tysięcy Romów zostało wymordowane przez nazistów. Rządy krajów europejskich kontynuowały brutalne praktyki w stosunku do Romów, również po zakończeniu drugiej wojny światowej. Czeski Rzecznik Praw Obywatelskich oszacował, że od lat osiemdziesiątych około 90 tys. kobiet zostało siłą wysterylizowanych na terytorium byłej Czechosłowacji. W latach 1935–1975 wielu Romów poddano przymusowej sterylizacji w Szwecji.
Setki tysięcy Romów w Europie żyje w etnicznie segregowanych, nieformalnych osiedlach, czy też obozach, które powstały, ponieważ państwo nie zapewniło Romom innych możliwości zamieszkania. W konsekwencji często nie mają zapewnionej ochrony prawa posiadania i są celem przymusowych wysiedleń (ostatnio kontrowersje wzbudziła decyzja władz Wrocławia, które zdecydowały o wysiedleniu romskich rodzin – Amnesty International stanęła w ich obronie). Czasem przesiedla się ich w miejsca, które zagrażają zdrowiu. Udokumentowano przypadki przymusowych wysiedleń Romów w Bułgarii, Republice Czeskiej, Francji, Grecji, we Włoszech, Macedonii, Rumunii, Serbii, na Słowacji i w Słowenii.