Eksplozja w Łodzi. Zatrzymany syn właścicielki mieszkania
Policja zatrzymała 39-latka, który ma być winnym eksplozji w centrum Łodzi. Wybuch nastąpił w czasie akcji służb, które wezwała matka mężczyzny. Rannych zostało dwoje policjantów i strażak.
Mężczyznę zatrzymano w nocy, kilka godzin po wybuchu. - Funkcjonariusze tuż przed północą namierzyli go w jednym z mieszkań na terenie dzielnicy Śródmieście. W rozmowie z funkcjonariuszami 39-latek przyznał się, że amatorsko wytwarzał wybuchowy śrut - wyjaśnia mł. insp. Joanna Kącka z łódzkiej policji.
Zatrzymany jest przesłuchiwany. Z uwagi na zagrożenie, jakie spowodował można się spodziewać, że śledczy wniosą o jego tymczasowe aresztowanie. - Może odpowiedzieć za spowodowanie zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu oraz narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia człowieka. Są to przestępstwa zagrożone karą do 10 lat pozbawienia wolności - dodaje rzecznik prasowa KWP w Łodzi.
Wybuch podczas interwencji
Policja wezwanie o tym, że na trzecim piętrze kamienicy przy ul. Przemysłowej kobieta potrzebuje pomocy, otrzymała w piątek wieczorem. Sąsiadka alarmowała, że 62-letnia kobieta prawdopodobnie zasłabła i upadła. Na miejsce przybyli policjanci i straż pożarna. Ratownicy weszli przez okno do mieszkania i okazało się, że kobieta faktycznie była sama w mieszkaniu i upadła.
Zobacz też: W rękach pracownika sortowni śmieci wybuchła raca
- Policjanci zdecydowali o wezwaniu karetki pogotowia. Potrzebny był dowód tożsamości kobiety, policjant poprosił, by mu go dała. Wówczas kobieta odparła, że jest w kasetce, w drugim pokoju - relacjonuje policjantka.
Funkcjonariusz przyniósł kasetkę, a gdy ją otwierał nastąpił wybuch. Ranny został 35-letni policjant, jego o rok starsza koleżanka z patrolu, a także jeden ze strażaków.
Pirotechnicy w akcji
Policjanci po wybuchu ewakuowali kamienicę, a służby odcięły dopływ gazu i prądu. Na miejsce wezwano też policyjnych pirotechników, którzy przeszukali mieszkanie, bo pojawiły się doniesienia, że mieszkanie może być zaminowane. To się jednak nie potwierdziło.
Okazało się, że w pojemniku znajdowały się śruty do tzw. wiatrówek, które wypełnione były dodatkową substancją chemiczną.
- W momencie wystrzelenia takiego pocisku z broni pneumatycznej i dotarcia do celu oprócz przestrzeliny następuje też efekt błyskowy. Z niewiadomych przyczyn doszło do eksplozji tych substancji podczas kontaktu z dłonią funkcjonariusza - tłumaczy mł. insp. Joanna Kącka.