Ekspert: wiele polskich instytucji nie jest przygotowanych do pracy z uchodźcami
Wiele polskich instytucji, w tym np. urzędy pracy, nie jest przygotowanych do pracy z cudzoziemcami, a szczególnie z uchodźcami - uważa Rafał Baczyński-Sielaczek z Instytutu Spraw Publicznych. Według niego brakuje też działań, które pomogłyby Polakom poznać problem uchodźstwa.
W ocenie Baczyńskiego-Sielaczka, który w Instytucie Spraw Publicznych zajmuje się problematyką migracyjną, dwa tysiące uchodźców to liczba, którą Polska jest w stanie przyjąć bez większych problemów. - Szacuję, że dla tylu osób są aktualnie miejsca w ośrodkach dla uchodźców - powiedział analityk ISP. Przypomniał, że Urząd do spraw Cudzoziemców dysponuje czterema własnymi ośrodkami oraz ośmioma wynajmowanymi od prywatnych firm.
Zdaniem eksperta niekorzystne jest jednak rozlokowanie wspomnianych ośrodków. - Większość obiektów położona jest w lasach, z dala od większych miejscowości, bo placówki zostały utworzone m.in. w byłych bazach wojskowych. To w bardzo poważny sposób izoluje od polskiego społeczeństwa osoby przebywające w tych placówkach i utrudnia ich integrację - zauważył Baczyński-Sielaczek.
Jak dodał problem niekorzystnej dla integracji lokalizacji ośrodków dla uchodźców pogłębia też bardzo długa procedura związana z rozpatrywaniem wniosków o nadanie statusu uchodźcy. -Często uchodźcy przebywają w ośrodkach jeśli nie kilka, to kilkanaście miesięcy, a zdarza się, że nawet kilka lat. W tym czasie większość z nich tak naprawdę - zgodnie z warunkami oczekiwania na nadanie statusu uchodźcy, nie ma prawa do pracy - podkreślił ekspert.
Jego zdaniem okres pobytu w ośrodkach, jest tak naprawdę w polskich warunkach stracony. - Jedynym działaniem, które w tym czasie jest realizowane, jest nauka języka polskiego, ale tak naprawdę prowadzona jest ona na dosyć słabym poziomie. Większość cudzoziemców nie korzysta z tych lekcji - zauważył Baczyński-Sielaczek.
Jak ocenił także programy integracyjne uruchamiane po tym, gdy cudzoziemcy opuszczają ośrodki, są drogie i nieefektywne. - Taki program trwa rok. Przez rok cała rodzina objęta wnioskiem otrzymuje świadczenia: musi wynająć mieszkanie na komercyjnym rynku, utrzymać się, wykupić lekcje polskiego itp. - wyjaśnił. Zaznaczył, że od wielu lat organizacje pozarządowe zajmujące się problematyką cudzoziemców w Polsce zwracają uwagę, że rok jest zbyt krótkim okresem, by nauczyć się funkcjonować w polskim społeczeństwie.
Zdaniem eksperta zamiast dyskutować o tym, czy Polska powinna przyjmować uchodźców, Polacy powinni rozmawiać o tym, jak integrować cudzoziemców. - Dla mnie jest oczywiste, że uchodźcy powinni być przyjmowani, ale mamy bardzo dużo do zrobienia w sprawie ich integracji - powiedział Baczyński-Sielaczek.
Według niego podstawowym działaniem, które sprzyjałoby integracji, powinno być skrócenie czasu oczekiwania na wydanie decyzji o przyznaniu bądź odmowie przyznania statusu uchodźcy. - Chodzi o to, by osoby, które kwalifikują się do uzyskania takiego statusu jak najszybciej go otrzymały i weszły w efektywne programy integracyjne - wyjaśnił.
Jak dodał, z jego doświadczeń w pracy z uchodźcami przebywającymi w Polsce wynika, że wiele polskich instytucji nie jest przygotowanych do pracy z cudzoziemcami, a szczególnie z uchodźcami. - Urzędy pracy tak naprawdę nie mają żadnej oferty skierowanej do uchodźców. Pracownicy urzędów nie znają języków obcych, nie znają specyfiki kultur krajów, z których pochodzą uchodźcy. To wszystko utrudnia uchodźcom odnalezienie się na runku pracy - zauważył Baczyński-Sielaczek.
Jego zdaniem w Polsce konieczna jest także ogromna praca związana z budowaniem tolerancji i otwartości w społeczeństwie. - Tutaj ważna byłaby kampania społeczna uświadamiająca Polakom powody, dla których Polska przyjmuje uchodźców i neutralizująca trochę strach, który jest podsycany przez niektóre media i radykalne antyimigranckie środowiska - powiedział Baczyński-Sielaczek. Jak dodał, Polacy "mając niewielką wiedzę na temat uchodźców, po prostu się ich boją".
- Polacy nie wiedzą, kto do nas przyjeżdża. Podnoszone są głosy, że wpuszczamy terrorystów. To jest tak naprawdę strach przed nieznanym - powiedział Baczyński-Sielaczek. Podkreślił, że polskie władze powinny skierować do społeczeństwa wyraźny komunikat, że uchodźcy nie są żadnym zagrożeniem dla kraju.
Zdaniem Baczyńskiego-Sielaczka problemem polskiej polityki migracyjnej jest to, że nie jest ona elementem debaty publicznej. - Mówi się o tym w kontekście emigracji obywateli polskich ale - by wypracować efektywną politykę migracyjną, ważne jest, aby uświadomić Polakom naszą rolę w świecie, ale też naszą sytuację demograficzną starzejącego się społeczeństwa. O migracji trzeba zacząć rozmawiać, prowadzić merytoryczne rozmowy, aby Polacy nie budowali swojej wiedzy o imigrantów czy uchodźcach w oparciu o stereotypy - podsumował ekspert.
Wiceminister spraw wewnętrznych Piotr Stachańczyk poinformował w czwartek w Luksemburgu, że Polska będzie gotowa przyjąć 2 tysiące osób w ramach unijnych planów przesiedlania i relokacji uchodźców. Liczba uchodźców, jaką gotowa jest przyjąć Polska, jest mniejsza, niż zaproponowała w maju Komisja Europejska. Według pierwotnej propozycji Brukseli do Polski miałoby trafić 2659 imigrantów, przejętych od Włoch i Grecji oraz 962 uchodźców z obozów spoza UE.