Akcja ratownicza w kopalni Pniówek wstrzymana. Teren będzie izolowany
Akcja ratownicza po wybuchach w kopalni Pniówek zostaje wstrzymana, teren będzie izolowany. - Musimy ustabilizować sytuację wentylacyjną, która jest bardzo trudna - poinformował zespół prowadzący akcję. Jak oceniono, wysyłanie ratowników w niebezpieczny rejon byłoby "nieodpowiedzialne".
22.04.2022 | aktual.: 22.04.2022 11:55
Ratownicy nie będą szukać siedmiu zaginionych górników. Część kopalni zostanie odizolowana, żeby nie zagrażała ludziom w pozostałej części zakładu.
- Jest to bardzo trudna decyzja - powiedział w piątek dziennikarzom Tomasz Cudny, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do której należy kopalnia.
- Od 19.40 do teraz ratownicy w bazie, która została bardzo daleko odsunięta od miejsca zdarzenia, odczuli siedem wybuchów. Nie wiemy, skąd następuje dopływ tlenu, ponieważ wzrost stężenia metanu w tej sytuacji powinien nam pomagać - mówił.
- Występują różnego rodzaju zaburzenia wentylacyjne, które są w tej partii, gdzie na początku doszło do wybuchu. Sytuacja wentylacyjna jest dzisiaj bardzo trudna. (….) Ratownicy zawsze w tej sytuacji idą na krawędzi przepisów i ogromnego ryzyka. Natomiast my musimy stworzyć im warunki do tej dobrej, bezpiecznej pracy – poinformował przedstawiciel JSW.
Kolejne wybuchy w kopalni Pniówek
W czwartek wieczorem w kopalni Pniówek doszło do czterech kolejnych wybuchów metanu. Do zdarzenia doszło podczas pracy ratowników górniczych przy wydłużaniu lutniociągu (przewodu doprowadzającego powietrze – PAP) w chodniku N-12 w rejonie ściany N-6, który miał umożliwiać dojście do poszukiwanych od środy siedmiu górników.
- Po dołożeniu kolejnej lutni, w trakcie wycofywania ratowników doszło do kolejnych wybuchów, w wyniku których podmuchy objęły 10 ratowników, którzy ulegli urazom. Wszyscy po wyjechaniu na powierzchnię trafili do okolicznych szpitali, większość z nich na obserwację. Wszyscy ratownicy opuścili zagrożony rejon o własnych siłach - zrelacjonowali przedstawiciele JSW.
Dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego Łukasz Pach przekazał, że wszystkich poszkodowanych po wybuchu 10 ratowników było przytomnych i wydolnych krążeniowo oraz oddechowo. Stan trzech z nich określono jako ciężki, czterech jako dobry, do obserwacji szpitalnej, a trzech zaopatrzono na miejscu, aby odesłać ich do domu.
W Centrum Leczenia Oparzeń przebywa 10 górników
Stan zdrowia poszkodowanych w środowym wybuchu metanu w kopalni Pniówek, którzy trafili do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich jest nadal ciężki, ale stabilny. Od wczoraj ten stan się nie zmienił - przekazał w piątek wicedyrektor CLO lek. med. Przemysław Strzelec.
W tej placówce przebywa dziecięciu rannych. Pięciu z nich leczonych jest na oddziale intensywnej terapii, a pozostali na chirurgii.
Jak dodał wicedyrektor, część rannych jest w stanie bezpośredniego zagrożenia życia, w przypadku części pacjentów można mówić o nieznacznej poprawie.
Poszkodowani mają oparzenia od kilkunastu do kilkudziesięciu procent powierzchni ciała, ci najciężej ranni – nawet powyżej 80 proc. Pytany o leczenie najciężej poszkodowanych Strzelec wyjaśnił, że u pacjentów z tak rozległymi i głębokimi oparzeniami, dotyczącymi także dróg oddechowych, bardzo często wykorzystuje się respiratory.
- To są pacjenci, którzy ze względu na wstrząs oparzeniowy wymagają podawania leków, które wspomagają pracę serca, którzy bez takiego zaopatrzenia, bez takiej pomocy nie byliby w stanie przeżyć tego urazu, jest to dla nich jedyna możliwość leczenia w tym okresie - wskazał Strzelec.
Jak opisywał lekarz, lżej ranni górnicy są przytomni, oddychają samodzielnie. Część z nich z wstaje już z łóżka. Trudno jednak ocenić jak długo potrwa ich pobyt w szpitalu i późniejsze leczenie.
Dotąd potwierdzono śmierć pięciu ofiar katastrofy
W środę kwadrans po północy w kopalni Pniówek w Pawłowicach doszło do pierwszego wybuchu i zapalenia metanu. Zgodnie z informacjami Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do której należy zakład, w rejonie prowadzącej wydobycie ściany N-6 na poziomie 1000 metrów było 42 pracowników. W czasie, gdy akcję prowadziły dwa zastępy ratowników, poszukujące trzech pracowników, doszło do wtórnego wybuchu. Według JSW obie eksplozje dzieliły niespełna trzy godziny.
Dotąd potwierdzono śmierć pięciu ofiar katastrofy. Do czasu kolejnych, czwartkowych wybuchów sześć osób było w ciężkim stanie. Kilkunastu pracowników było lżej rannych. Akcja ratownicza zmierzała do dotarcia do siedmiu zaginionych.