Kolejny wybuch w kopalni Pniówek. W piątek decyzja o akcji ratunkowej
W kopalni Pniówek doszło do kolejnego wybuchu metanu. Państwowy Urząd Górniczy informuje, że poszkodowani są ratownicy, którzy wycofali się o własnych siłach. - Stan trzech rannych jest ciężki - przekazały służby. W piątek nad ranem ujawniono, że do wybuchu doszło podczas wycofywania się dwóch zastępów ratowników.
W kopalni Pniówek w Pawłowicach, gdzie trwa akcja ratownicza po środowych wybuchach metanu, w czwartek wieczorem doszło do kolejnej eksplozji – przekazał Polskiej Agencji Prasowej dyspozytor Wyższego Urzędu Górniczego. Nikt nie zginął.
Rannych zostało siedmiu z 10 ratowników, którzy znajdowali się w pobliżu miejsca wybuchu. - Stan trzech osób jest ciężki - przekazał dziennikarzom po godz. 22 przedstawiciel grupy ratowniczej. W piątek po północy pojawiły się kolejne szczegóły akcji.
- Mieliśmy zastęp, który wydłużył lutnię do długości 100 m, zbadał parametry atmosfery, jaka tam jest, widoczność - była dobra - i później, po wydłużeniu lutniociągu o 10 m parametry zaczęły się drastycznie zmieniać, więc ratownicy dostali rozkaz, żeby wycofać się do bazy. W trakcie wycofywania się do bazy nastąpił wybuch. Później te 2 zastępy przybyły na bazę ratowniczą, tam zbadał ich lekarz i wysłał na powierzchnię – relacjonował kierownik akcji ratowniczej Arkadiusz Frymarkiewicz.
Frymarkiewicz poinformował, że w czwartek wieczorem 1000 metrów pod ziemią doszło w sumie do czterech wybuchów, przy czym o pierwszym meldowali wycofujący się ratownicy, natomiast trzy kolejne potwierdziły wskazania urządzeń. "Już nikt nie mógł tego potwierdzić, bo nikogo tam nie było" – dodał kierownik akcji.
Jego zdaniem warunki panujące w rejonie ściany N-6 w czwartek wieczorem pozwalały na posłanie tam ludzi. "Jak by było tam niebezpiecznie, to byśmy tam w ogóle ratowników nie wysłali i by tam nie wchodzili. W chwili, kiedy tam ratownicy byli – oni meldują, my mamy wskazania naszych urządzeń i ratownicy też mają urządzenia na sobie - po prostu było bezpiecznie. Kiedy jednak dokłada się lutnię i następuje mieszanie tej mieszaniny, to sytuacja może być z chwili na chwilę różna" – powiedział Frymarkiewicz.
Spółka kontrolująca kopalnie poinformowała w czwartek, że decyzja o dalszych krokach akcji ratunkowej ma zapaść w piątek rano.
Tragedia w kopalni Pniówek
W środę kwadrans po północy w kopalni Pniówek w Pawłowicach doszło do pierwszego wybuchu i zapalenia metanu. Zgodnie z informacjami Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do której należy zakład, w rejonie prowadzącej wydobycie ściany N-6 na poziomie 1000 metrów było 42 pracowników. W czasie, gdy akcję poszukiwawczą prowadziły dwa zastępy ratowników, doszło do kolejnego, wtórnego wybuchu. Według JSW obie eksplozje dzieliły niespełna trzy godziny.
Dotąd potwierdzona została śmierć pięciu ofiar katastrofy, sześć kolejnych osób jest w ciężkim stanie. Kilkunastu pracowników jest lżej rannych. Akcja ratownicza zmierzała dotąd do dotarcia do siedmiu zaginionych. Prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej Tomasz Cudny jest w stałym kontakcie z rodzinami siedmiu poszukiwanych osób, które są co kilka godzin informowane o sytuacji.
W środę ratownicy koncentrowali się na odtworzeniu bezpiecznych warunków w rejonie zagrożenia - chodziło głównie o budowę zapory przeciwwybuchowej. Następnie, po pomiarach atmosfery, wznowili poszukiwania, podejmując jednego ratownika – dotychczas piątą śmiertelną ofiarę katastrofy.
Powietrze dla uwięzionych
Przy próbach dalszego penetrowania rejonu poszukiwań okazało się, że atmosfera stała się tam na tyle niesprzyjająca, że ratownicy – posługujący się ręcznym sprzętem pomiarowym - musieli zostać wycofani. W takiej sytuacji rozpoczęto stopniowe rozkładanie linii chromatograficznej, umożliwiającej stały, zdalny pomiar zawartości powietrza, a także lutniociągu, czyli przewodu z powietrzem mającym poprawiać stan atmosfery.
W czwartek wieczorem Jastrzębska Spółka Węglowa poinformowała, że ratownicy pracujący nad wentylacją wyrobisk zamontowali przewód powietrzny na długości ok. 100 m z ok. 270 m chodnika przyścianowego prowadzącego do miejsca, w którym mogą być poszkodowani.
Źródło: PAP/WP