Eksperci: cierpliwość eurogrupy i wierzycieli się wyczerpała
Negatywna odpowiedź eurogrupy na prośbę greckiego rządu o kilkutygodniowe przedłużenie pakietu pomocowego poza termin 30 czerwca ukazała w pełnym świetle, jak bardzo wyczerpała się cierpliwość europejskich partnerów w stosunku do Aten - mówią PAP eksperci.
- Według mnie wszyscy w Brukseli mają już naprawdę dosyć. Ich dobra wola wyczerpywała się miesiącami, ale teraz doszła do poziomu zerowego. Oni naprawdę bardzo długo próbowali pomóc Grecji, ale teraz ogólne nastawienie jest takie, że lepiej pozbyć się problemu niż to dalej kontynuować - mówi James Ker-Lindsay z London School of Economics.
Naukowiec zgadza się z oceną, jaką wystawił rządowi w Atenach szef eurogrupy Jeroen Dijsselbloem, który w sobotę zakwestionował wiarygodność rządu w Atenach i oskarżył go o negatywne nastawienie w stosunku do pakietu pomocowego. Dijsselbloem stwierdził, że nawet gdyby w referendum Grecy propozycje wierzycieli zaakceptowali, eurogrupa nie ma podstaw, aby wierzyć, że byłyby one prawidłowo wprowadzane w życie.
- Grecy nigdy tak naprawdę nie zaangażowali się w proces reform. To widać bardzo dobrze, jeśli porówna się Ateny z Cyprem. Cypr, który w 2013 r. miał bardzo podobną sytuację, już prawie z kryzysu wyszedł. W Grecji na horyzoncie zawsze majaczy następny kryzys, ponieważ reformy, które mogłyby mu zapobiec, nigdy nie są wprowadzane. Wszystko odbywa się tu na pół kroku - mówi Ker-Lindsay. Dodaje, że chociaż do końca nie wiadomo, czy to początek końca przynależności Grecji w strefie euro, wszystko wskazuje na to, że tak właśnie może być.
- To, co się dzieje, jest kompletnie nielogiczne, bo tak naprawdę zachodzi bardziej na płaszczyźnie emocjonalnej niż racjonalnej. Gdyby stosunek eurogrupy do Greków był trochę bardziej pozytywny, być może mielibyśmy inną sytuację, ale oni już po prostu nie chcą i ja im się wcale nie dziwię - tłumaczy Ker-Lindsay.
Znany grecki komentator polityczny piszący dla konserwatywnej gazety "Kathimerini", Kostas Iordanidis, powiedział PAP, że Dijsselbloem miał prawo obarczyć Greków winą za wydarzenia ostatnich godzin, ale to, co powiedział, było skierowane do słuchaczy w Brukseli i wywołało mały oddźwięk w greckim parlamencie, gdzie w sobotę wieczorem toczyły się obrady na temat zatwierdzenia wniosku w sprawie rozpisania referendum.
Dijsselbloem w swoim wystąpieniu m.in. kilkakrotnie podkreślił, że parlamentarzyści greccy powinni zrozumieć, że propozycje wierzycieli, które odrzucił rząd grecki nie są ofertą końcową, ponieważ negocjacje nad nimi nie zostały zakończone. Dlatego, nie wie tak naprawdę, co będzie przedmiotem referendum.
Iordanidis jednak tłumaczył, że "rząd czuje się osaczony i oszukany, a ich głównym celem jest wezwanie na pojedynek eurogrupy i MFW z powodu ich odmowy zgody na plan rządu".
-Według nich Grecja otrzymała od instytucji wierzycielskich w czwartek ofertę-ultimatum i to ta oferta będzie podstawą dla referendum - powiedział Iordanidis.
Iordanidis nie pozostał też dłużny Dijsselbloemowi, który, jak powiedział PAP, bardzo sprytnie bronił pozycji instytucji i eurogrupy w stosunku do Grecji.
Komentator dodał, że wszystko wskazuje na to, że propozycja referendum zostanie przez parlament przyjęta, ponieważ oprócz rządzącej Syrizy będzie za nią głosować także jej partner koalicyjny - prawicowa partia Niezależnych Greków, a także skrajnie prawicowa Złota Jutrzenka. Nie wiadomo, czy poprze ją Komunistyczna Partia Grecji, której nie podoba się pytanie referendum. Jej członkowie woleliby, aby plebiscyt dotyczył wyjścia Grecji z Unii.
W Atenach przed bankomatami od czasu do czasu gromadziły się małe kolejki ale oprócz kilku potyczek słownych z fotografami, którzy robili zdjęcia, wszystko przebiegało spokojnie. W restauracjach i sklepach w dalszym ciągu można było używać kart płatniczych.