Egipcjanie głosują za przywróceniem stabilności
Egipcjanie głosowali w pierwszym dniu wolnych wyborów prezydenckich, wierząc, że to już ostatni etap transformacji systemowej, która zaczęła się wraz z zeszłoroczną rewolucją i obaleniem Hosniego Mubaraka. Trwający przez ostatni rok okres przejściowy zmęczył Egipcjan i sprawił że zatęsknili za stabilnością.
W śródmiejskiej dzielnicy Kairu Maaruf ludzie stali w krótkiej kolejce do lokalu wyborczego, mieszczącego się w szkole dla dziewcząt. 40-letnia farmaceutka Olfat powiedziała, że jest bardzo szczęśliwa, iż może głosować. - To pierwszy raz, kiedy możemy wybrać prezydenta. Chcemy, żeby Egipt w końcu się ustabilizował - powiedział Olfat.
Stojąca za nią w kolejce studentka prawa Magda, przyszła oddać głos na niezależnego kandydata Abdela Moneima Abula Fotuha, którego określa się jako postępowego islamistę. - Zgadzam się w 100% z jego poglądami, to mój idealny kandydat - powiedziała Magda.
Wybory rozpalają emocje
Ludzie zaczepiali się nawzajem na ulicach i wymieniali informacjami, na kogo głosują. Często dochodziło do emocjonalnych sprzeczek, szczególnie między zwolennikami kandydata armii, ostatniego premiera z czasów Mubaraka Ahmeda Szafika a tymi, dla których najważniejsze jest zerwanie ze starym reżimem.
Wyborcy wszystkich opcji politycznych, szczególnie w centrum Kairu, mówili, że najważniejsze jest to, by sytuacja się uspokoiła. Śródmieście egipskiej stolicy najsilniej doświadczyło rewolucji. Zakorkowane ulice, blokowane kolejnymi demonstracjami, przemoc oraz wzrost bezrobocia i przestępczości wygasiły rewolucyjny zapał.
Salaficki imam Baderi Abdel Hamid Muhammed z najważniejszej religijnej instytucji w kraju, uniwersytetu Al-Azhar, głosował w kairskiej dzielnicy Abdin. - Wierzę, że wybory będą uczciwe. Potrzebujemy zmian, ostatni rok był zły, szczególnie ze względu na wzrost bezrobocia - powiedział. Zaprzeczył, by podczas kazań w meczecie mówił ludziom, na kogo mają głosować. Wzywał natomiast wiernych do udziału w wyborach i głosowania zgodnie z własnymi przekonaniami.
Długie kolejki do głosowania
W godzinach porannych w wielu lokalach wyborczych osobne kolejki dla kobiet były znacznie dłuższe niż te, w których stali mężczyźni. Można się spodziewać, że wieczorem, po godzinach pracy, proporcje będą odwrotne.
W Islamskim Kairze, bardzo starej dzielnicy gdzie mieszczą się najważniejsze miejsca kultu religijnego, mieszka wielu ubogich sufitów, praktykujących mistyczny nurt islamu.
Sufici obawiają się zwycięstwa islamisty w wyborach prezydenckich. Sufitka Samah, głosowała w małym lokalu wyborczym w Islamskim Kairze. Przed lokalem wyborczym nie było kolejki, za to wszędzie widać było licznych wojskowych.
Samah na głosowanie udała się z dwiema małymi córeczkami i ze swoją matką. Obie kobiety planowały oddać głos na lewicowego kandydata Hamdina Sabahiego. - Choć islamiści wygrali wybory parlamentarne, nie zrobili nic dobrego dla ludzi. Sabahi nie jest islamistą i nie jest człowiekiem starego reżimu - powiedziały.
W małej sufickiej kawiarni przy meczecie starsi mężczyźni denerwowali się na Bractwo Muzułmańskie. - Bractwo przekupywało ludzi jedzeniem i drobnymi kwotami pieniędzy, by głosowali na ich kandydatów w wyborach parlamentarnych, pewnie teraz robią to samo - powiedział jeden z nich.
Gdy włączona tam telewizja Al-Dżazira w wyborczych migawkach pokazała oddawanie głosu przez kobietę w nikabie zasłaniającym całą jej twarz z wyjątkiem oczu, mężczyzna zdenerwował się jeszcze bardziej. - Przecież nie wiadomo nawet, kto to jest. Jeśli islamiści dojdą do władzy, to każą kobietom zasłaniać włosy, zniszczą nasz swobodny sposób życia - martwił się głośno.
Z Kairu Ala Qandil