Dziwna praktyka. Rodzina musi "wykupić" ciało zmarłego

Ustawy i rozporządzenia szczegółowo regulują zasady postępowania z ciałami osób, które zmarły w szpitalach czy zakładach opiekuńczo-leczniczych. Czasem jednak wciąż dochodzi do sytuacji, które mrożą krew w żyłach. Rodziny bliskich, którzy zmarli w jednym z zakładów opiekuńczo-leczniczych, muszą "wykupić" ciało z zakładu pogrzebowego.

Dziwna praktyka. Rodzina musi "wykupić" ciało zmarłego
Dziwna praktyka. Rodzina musi "wykupić" ciało zmarłego
Źródło zdjęć: © PAP | Jan Bielecki
Violetta Baran

08.09.2023 | aktual.: 08.09.2023 21:31

Lokalny serwis dts24.pl opisuje niepokojącą procedurę, z jaką mają do czynienia rodziny podopiecznych Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Klęczanach.

- W tamtym tygodniu zmarł mój dziadek, który przebywał w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Klęczanach. Po śmierci został oddany przez placówkę do Zakładu Pogrzebowego w Limanowej. Dziadek zmarł o godzinie 18.50. Natomiast o jego śmierci poinformowano nas o godzinie 20.54 - opowiada serwisowo dts24.pl wnuczka jednego z podopiecznych.

To nie wszystko, okazuje się, że gdy następnego dnia rodzina przyjechała do zakładu pogrzebowego, by odebrać zwłoki i przewieźć je do Chełmca, gdzie został pochowany, musiała "wykupić ciało" od zakładu pogrzebowego. Koszt? 500 zł.

- Gdy przyszliśmy do Zakładu Opiekuńczo Leczniczego w Klęczanach zapytać o okoliczności, zostaliśmy zlekceważeni. Otrzymaliśmy informację od pani dyrektor, że zrobiła wszystko tak, jak należy - relacjonuje kobieta i dodaje, że to stała praktyka tego ośrodka.

Serwis skontaktował się z Zakładem Opiekuńczo-Leczniczym w Klęczanach. Dziennikarze dowiedzieli się tam, że placówka postąpiła zgodnie z obowiązującymi przepisami, które mają stanowić, że rodzinę można informować o śmierci dopiero po dwóch godzinach od stwierdzenia zgonu. Tłumaczono to tym, że taka jest procedura, ponieważ bywało tak, że pomimo stwierdzonego zgonu, ktoś jednak dawał oznaki życia.

Poinformowano też, że Zakład Opiekuńczo-Leczniczy nie musi posiadać chłodni, gdzie wedle przepisów, ciało musi trafić. Placówka przekazała więc ciało do zakładu pogrzebowego, który taką chłodnię ma.

Przepisy brzmią inaczej

Zerknęliśmy do przepisów. Zgodnie z ustawą o działalności leczniczej, placówka ma obowiązek "w razie pogorszenia się stanu zdrowia pacjenta, powodującego zagrożenie życia lub w razie jego śmierci, niezwłocznie zawiadomić wskazaną przez pacjenta osobę lub instytucję, lub przedstawiciela ustawowego".

Trzeba odczekać dwie godziny? Tak, ale dotyczy to nie kwestii poinformowania rodziny, lecz przekazania ciała... do chłodni. Stanowi o tym art. 7 Rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie sposobu postępowania podmiotu leczniczego wykonującego działalność leczniczą w rodzaju stacjonarnym i całodobowe świadczenia zdrowotne ze zwłokami pacjenta w przypadku śmierci pacjenta.

"Zwłoki osoby zmarłej, wraz z wypełnioną kartą skierowania zwłok do chłodni i identyfikatorem, są przewożone do chłodni nie wcześniej niż po upływie dwóch godzin od czasu zgonu, wskazanego w dokumentacji medycznej" - brzmi ten artykuł.

Co to oznacza? Że należy powiadomić rodzinę natychmiast po zgonie ich bliskiego. Można jej też przekazać, że zwłoki trafią za dwie godziny do chłodni w zakładzie pogrzebowym i ile będzie kosztować rodzinę ich "wykupienie". A być może rodzinie udałoby się załatwić w ciągu dwóch godzin przewiezienie ciała do innej chłodni, w innym zakładzie pogrzebowym?

Dlaczego ta usługa zakładu z Limanowej jest tak droga? Jego właściciel tłumaczy, że to kwestia transportu i zakupu worka na zwłoki. Jak się okazuje koszt worka na zwłoki to ok. 30 zł. Jedna doba przechowywania zwłok w chłodni to ok. 50-60 zł.

Klęczany od Limanowej dzieli ok. 20 km.

Źródło: dts24.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (130)