Dzikie słówka na maturze
Ponad 20 tys. maturzystów w województwie łódzkim zdawało pisemny egzamin z języka polskiego. Sprawdzian zaczął się od instrukcji posługiwania się... językiem migowym.
– Podniesienie do góry numerka to znak, że potrzebujecie słownika ortograficznego, jedna ręka w górze to prośba o słownik poprawnej polszczyzny, a dwie o pomoc medyczną – wyjaśniała nauczycielka z XXIII LO w Łodzi. – Jeśli podniesiecie nad głowę arkusz, będzie to oznaczać, że chcecie wyjść lub skończyć egzamin.
Od godz. 9 do 11.50 młodzież odpowiadała na pytania z obowiązkowego arkusza podstawowego, dotyczące artykułu z „Polityki” pt. „Dzikie słówka”. Maturzyści musieli też napisać wypracowanie na jeden z dwóch tematów: »Jaki obraz Polaków w XVII w. wyłania się z „Potopu” Henryka Sienkiewicza oraz Porównanie postawy Kordiana z dramatu Juliusza Słowackiego i męża z „Nie-Boskiej komedii” Zygmunta Krasińskiego«. Fragmenty tekstów były podane w arkuszach.
– Tekst był bardzo skomplikowany, a pytania wydumane. Tematy wypracowań też nie były proste – ocenia Piotr Grochowski z ZSP nr 5 w Łodzi. – Było zdecydowanie trudniej niż na próbnej maturze – dodaje Małgorzata Olesiak.
Wiele wątpliwości mieli też nauczyciele. Wiesława Zewald, dyrektor Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Łodzi: – Dyrektorzy szkół pytali o każdy drobiazg. Na przykład, czy mogą otworzyć paczkę z napisem „Nie otwierać”...
W I LO im. Tadeusza Kościuszki w Łasku jeden arkusz pytań trzeba było wymienić, aby mógł się rozpocząć egzamin. – Na stronie nie było wydrukowanych poleceń. Na szczęście mieliśmy rezerwowe arkusze – powiedział dyrektor Grzegorz Trybuchowski.
Piotr Jaworski zgłosił się na maturę w liceum dla dorosłych na łódzkim Widzewie wprost ze szpitala. 3 maja został ugodzony nożem, gdy stanął w obronie dziewczyny, zaatakowanej przez pijanego Rumuna. Dostał m.in. cios w rękę. Ze szpitala wyszedł na własną prośbę, ale matury nie pisał z powodu unieruchomionej gipsem ręki. – Zaproponowali mi, abym zdawał w styczniu, gdy wyzdrowieję – powiedział. Od godz. 12.35 maturzyści zmagali się z testem rozszerzonym.
Dla dyrektorów szkół wczorajszy dzień zaczął się już o godz. 4 rano. O świcie placówki odwiedzali kurierzy, którzy rozwozili zapakowane testy. – Kierowca przyjechał do mnie kwadrans przed piątą – mówi Jolanta Swiryd, dyrektor XXIII LO.
Ponieważ matury potrwają do końca maja i codzienna pobudka w środku nocy byłaby zbyt męcząca, dyrektorzy mogą wypisać upoważnienie do odbioru materiałów... portierom. – W piątek nasze testy odbierze dyrektor prywatnej szkoły, która wynajmuje od nas pomieszczenia – informuje Halina Jędrzejczak, dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 4 w Łodzi. (mg, maj, md, wll)