Dziki Zachód na argentyńskich pampach
Argentyńczycy protestują przeciwko sytuacji w kraju (AFP)
Argentyńskie pampy zaczynają wyglądać jak niegdyś Dziki Zachód - stada bydła, kradzieże zboża, napady z bronią w ręku. Jedyne czego brakuje to szeryf - pisze agencja Reutera.
Przestępcy, którzy dotąd włamywali się do sklepów, kradli radia samochodowe i portfele na ulicach miast, udają się na spokojną niegdyś prowincję, aby porywać bydło i sprzedawać je na mięso. Inni opróżniają olbrzymie silosy ze zbożem, które mogą następnie sprzedać za całkiem niezłe pieniądze na lokalnym rynku rolnym.
Życie na prowincji stało się mniej spokojne. Jeden z gangów podpalił farmera, który nie chciał oddać pieniędzy, zaś inny farmer został trzy razy postrzelony, gdy nie dał przestępcom kluczy do posiadłości.
Wzrastająca przestępczość jest kolejnym symptomem gospodarczego i instytucjonalnego kryzysu, który podkopuje fundamenty bogatego niegdyś kraju. W czwartym roku recesji bezrobotny jest co czwarty mieszkaniec Argentyny, zaś prawie połowa z 36-milionowej populacji żyje w ubóstwie. Tymczasem przestępczość "wylewa" się z miast i dociera na pampę.
Wskutek recesji farmerzy sprzedają w tym roku od 30 do 40% mniej zbiorów. Wolą trzymać towar, bo nie mają zaufania do niestabilnego peso. Nikt nie chce wpłacać pieniędzy do banków, obawiając się spadku kursu.
W ostatnich dniach największym wzięciem wśród przestępców cieszą się silosy ze zbożem. Zboże zostało zebrane dawno temu, ale z powodu zamrożenia wkładów bankowych i problemów ekonomicznych, ludzie nie sprzedali go i jest nadal w silosach - mówi szef państwowego programu bezpieczeństwa terenów rolniczych, Domingo Malagamba.
W 2001 roku prawie 20 tys. sztuk bydła w prowincjach Buenos Aires, Entre Rios i La Pampa zostało albo skradzionych, albo zabitych dla mięsa. Ich łączna wartość sięga 10 mln dolarów. Znacznie łatwiej jest ukraść krowę, która stoi sama na pastwisku, niż radio z samochodu w mieście, za które możesz dostać 10 peso (2,57 dol.), podczas gdy za mięso wołowe dostaniesz 400 do 600 peso (103 do 155 dol.) - tłumaczy Malagamba.
Farmerzy skarżą się, że są niemal bezradni wobec kradzieży, gdyż policja jest zbyt daleko, nie ma także wystarczających instrumentów prawnych. Złodzieje nie są aresztowani, chyba że kradną pięć lub więcej sztuk bydła, zaś złapanie kogoś na odludnych, ciemnych pastwiskach z dala od miast graniczy z cudem.
Trzy osoby potrzebują zaledwie 30-45 minut, aby zabić dwie sztuki bydła, pociąć je na części, załadować mięso do samochodu i odjechać - dodaje Malagamba. (jask)