ŚwiatDżihad nawróconych. Jak biali konwertyci stają się fundamentalistami?

Dżihad nawróconych. Jak biali konwertyci stają się fundamentalistami?

Giną w tłumie - nie wyróżniają się ubraniem, rysami twarzy czy kolorem skóry. Dzięki paszportom zachodnich krajów swobodnie podróżują po świecie. Ale to właśnie oni, biali konwertyci, którzy weszli na drogę opacznie rozumianego dżihadu, budzą największe obawy służb bezpieczeństwa. Nawróceni islamiści są gorliwi i agresywni. To terroryści XXI w.

Dżihad nawróconych. Jak biali konwertyci stają się fundamentalistami?
Źródło zdjęć: © AFP | Kenyan Police

Jest ich dwóch. Są przyrodnimi braćmi. Młodszy ma kręcone włosy i delikatny zarost, ledwie dostrzegalny meszek pod nosem i na brodzie. Starszy ma twarz pokrytą mocną szczeciną i głowę owiniętą kefiją. W 12-minutowym nagraniu skierowanym do prezydenta Francji Francise'a Hollande'a wzywają go do wycofania wojsk z Mali i przyjęcia islamu (Paryż wysłał żołnierzy do Afryki, by wspomóc malijską armię w wojnie przeciwko tuareskim powstańcom i islamskim fundamentalistom).

Mimo marsowych min, militarnych uniformów, w które są ubrani, i kałasznikowów, które trzymają, nie przypominają znanych z mediów islamskich fundamentalistów. Nic dziwnego - są rodowitymi Francuzami, wychowanymi w ateistycznej rodzinie, a na islam przeszli dopiero niedawno.

Pod koniec marca porzucili swoje rodziny w Tuluzie i wyjechali do Syrii. Na razie walczą tam przeciwko reżimowi Baszara al-Asada, później - jeśli przeżyją - pewnie wypowiedzą całej zachodniej cywilizacji wojnę. Ale nie taką zwykłą, tylko świętą - dżihad.

Sęk w tym, że prawdziwy dżihad nie ma nic wspólnego z przedstawianymi przez media obrazkami: zakrwawionymi ciałami ofiar, zamachowcami samobójcami, rozerwanymi na strzępy budynkami, udręczonymi zakładnikami, mordowanymi "niewiernymi".

- Islam jest religią środka, umiaru. To ludzka natura jest nieumiarkowana. Jeśli jakiś osobnik o zaburzeniach osobowości dorwie się do dowolnej religii i połączy to z mechanizmem szukania kozła ofiarnego - Żydów, masonów, Amerykanów - może wyrządzić bardzo wiele zła - uważa Andrzej Saramowicz, prezes Polskiej Fundacji Sufich im. Dżelaladdina Rumiego i organizator polskiego Światowego Tygodnia Harmonii Międzyreligijnej.

Czy to dlatego konwertyci tacy jak bracia Nicolas i Jean-Daniel po trzykrotnym wypowiedzeniu szahady, czyli wyznania wiary ("Zaświadczam, że nie ma Boga prócz Jednego Boga i zaświadczam, że Muhammad jest jego wysłannikiem"), zasilają szeregi armii ekstremistów islamskich i sięgają po jedną z najstraszliwszych broni XXI wieku - terroryzm?

"Święta wojna"

Dr Igor Pietkiewicz, psychoterapeuta, wykładowca uniwersytecki, specjalizujący się m.in. w psychologii religii wspomina swój wyjazd na konferencję do Iranu, gdzie prowadził warsztaty na temat religii i zdrowia psychicznego. Szyici, z którymi rozmawiał, wyjaśnili mu, że owszem, dżihad jest podstawą ich wiary. - Tylko że dla nich oznacza on walkę wewnętrzną: jeśli mają ochotę zrobić coś złego, toczą bój sami z sobą, żeby nie przekroczyć pewnych granic. Podkreślali natomiast różnice pomiędzy różnymi grupami muzułmańskimi. Wiedzieli, że ich rozumienie Koranu może się różnić od tego, co prezentują walczący arabscy islamiści - wyjaśnia psycholog.

- Dżihad to zmaganie na drodze do Boga: walka ze słabościami i własnym ego, których celem jest przypodobanie się Bogu. Na przykład, gdy komuś nie chce się wstać o czwartej rano na poranną modlitwę, ale przezwycięża swoją słabość. Natomiast w sensie zewnętrznym dżihad jest obroną przed wrogiem. Jeśli ktoś przychodzi do mojego domu i czegoś się domaga albo mi grozi, mam prawo, a nawet obowiązek, stanąć w swojej obronie. Tak samo jest na poziomie państwowym: obywatele mają prawo bronić się przed obcym najazdem - mówi z kolei Andrzej Saramowicz. I jednocześnie podkreśla, że "święta wojna nie jest koncepcją muzułmańską", już prędzej chrześcijańską, a jej rodowód sięga najprawdopodobniej wypraw krzyżowych.

- Islam zabrania prowadzenia wojny agresywnej i wyraźnie mówi, że nie można stosować agresji ani terroru. Jeśli ktoś ucieka się do przemocy, dla mnie, bez względu na wyznanie, jest bandytą. Łamiąc to prawo, automatycznie się ekskomunikuje - podkreśla Saramowicz, który od 20 lat jest sufim, czyli wyznawcą mistycznego nurtu islamu.

"Najbardziej gorliwi"

Nie ma miesiąca, może nawet tygodnia, by światowe media nie donosiły o kolejnym (przeprowadzonym lub planowanym) zamachu terrorystycznym. Niektóre z podawanych do publicznej wiadomości nazwisk już nie brzmią egzotycznie: William Plotnikov, Richard Reid, Jose Padilla, Samantha Lewthwaite.

Historie tych i dziesiątek innych konwertytów, którzy przystępują do opacznie rozumianego dżihadu, wzbudzają sporo emocji, zarówno wśród funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa, cywilów, jak i samych ekstremistów. W kręgu fundamentalistów są żywymi (do niedawna) dowodami na słuszność ich racji. - Bardzo ważnym elementem działalności terrorystycznej jest propaganda, dlatego terroryści za każdym razem będą pokazywali, że w ich szeregach są ludzie wywodzący się z naszego kręgu kulturowego, mówili: "Zobaczcie! To my mamy rację, bo wasi wyznawcy przechodzą na naszą religię" - wyjaśnia dr Krzysztor Liedel, ekspert ds. terroryzmu z Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Najlepszym tego dowodem jest amerykański rzecznik Al-Kaidy we własnej osobie, czyli Adam Gadahn. Ten urodzony w Oregonie syn rzeźnika i muzyka o żydowskich korzeniach w wieku 17 lat przeszedł na islam, by sześć lat później stać się jednym z najbliższych współpracowników Osamy bin Ladena.

- Wielu takich młodych konwertytów to jednostki zagubione, mają uczucie bolesnej pustki, rozmytą tożsamość. Z różnych powodów nie mogły lub nie potrafiły znaleźć oparcia w najbliższych. W grupie religijnej szukają sobie takiej rodziny zastępczej. Świat w ich oczach jest często wrogi i niebezpieczny. Poszukują idola lub idei, która pozwoli im wydobyć się z tego stanu, nada ich życiu sens - wyjaśnia dr Pietkiewicz. I dodaje, że jego zdaniem coraz więcej będzie osób z taką strukturą osobowości, bo "więź dzieci z rodzicami jest często uszkadzana, a zmagający się z codziennością opiekunowie mają coraz mniej czasu i uwagi dla bliskich".

Wśród funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa radykalni konwertyci budzą większe emocje niż inni ekstremiści, bo podnoszą poprzeczkę: nie tylko trudniej ich wyłowić z tłumu i powstrzymać przed wprowadzeniem w życie zbrodniczych planów, ale również wydają się bardziej bezwzględni i zdeterminowani.

"Proszę Boga, by w we właściwej porze dał nam możliwość zabicia tylu kafirów (niewiernych), ilu tylko zdołamy; by rozerwać ich na strzępy", wyjaśniał w swoim ostatnim nagraniu wideo 23-letni Kanadyjczyk William Plotnikov, który zginął w ubiegłym roku w Dagestanie.

- To dobry przykład patoplastycznej funkcji religii. Niektóre osoby mogą poprzez działania rzekomo religijne wyrażać swoją wrogość, uprzedzenia - uważa dr Pietkiewicz.

- Próbują nadrobić stracony czas. Udowodnić, że są prawdziwymi muzułmanami - mówi o konwertytach w służbie "dżihadu" dr Liedel. Z kolei Ray Boisvert, były ekspert Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS), w rozmowie z "National Post" porównuje ich do nowo przyjętego członka gangu motocyklowego. - Koleś jeszcze się nie wpasował i czuje, że musi wykonać podwójną robotę, żeby zademonstrować swoją wartość. Moim zdaniem konwertyta może być więc skłonny do szybkiej, niebezpiecznej jazdy, bo czuje, że musi coś udowodnić pozostałym - ocenia.

CSIS już w 2004 roku ostrzegało w jednym z raportów, że "nawróceni są szczególnie narażeni na ekstremalne poglądy ze względu na ich nowo odkrytą gorliwość" oraz że Al-Kaida i podobne jej grupy terrorystyczne "są świadome użyteczności konwertytów do różnych celów", jak propaganda czy omijanie zachodnich systemów bezpieczeństwa.

Trzy lata później nowojorski departament policji ocenił na podstawie przeprowadzonych badań, że nawróceni "mają skłonność do bycia najbardziej gorliwymi członkami grup. Ich potrzeba udowodnienia swoim kompanom przekonań religijnych często czyni ich najbardziej agresywnymi (z nich). Konwersja często prowadzi również do zatargów konwertyty z rodziną, sprawiając, że radykalna grupa staje się jego rodziną zastępczą".

Religijne poszukiwania

Wróćmy jednak do źródła: dlaczego dla niektórych religia stanowi wyłącznie jeden z elementów ich życia (niekiedy nawet bardzo marginalny lub w ogóle), inni natomiast bardzo mocno się z nią identyfikują, czasem organizując wokół niej całą swoją egzystencję?

- W psychologii religii mówi się o dwóch grupach powodów, dla których ludzie w ogóle angażują się w sprawy religijne. Pierwsza to powody religijne per se, na przykład związane z poszukiwaniem sensu istnienia czy realizacją potrzeb duchowych, druga to powody pozareligijne, do których zaliczyć możemy próbę zredukowania lęku czy napięcia albo realizację pragnienia władzy lub kontroli - wyjaśnia dr Igor Pietkiewicz.

Która dotyczy konwertytów angażujących się w dżihad, trzeba by rozpatrywać w każdym przypadku indywidualnie. Xavier Raufer, autor "Atlasu radykalnego islamu", generalizuje na łamach książki, że nawróceni rekruci to "osoby niezrównoważone, o skłonnościach samobójczych, megalomani, młodzi i niedojrzali, zafascynowani widokiem zamachów w telewizji". Rzeczywistość jest jednak znacznie bardziej złożona. - Bardzo często są to ludzie zagubieni w życiu, którzy szukają odpowiedzi na dręczące ich pytania i znajdują je w końcu w islamie. W społeczności muzułmańskiej odnajdują też to, czego im brakuje: poczucie przynależności i więź z grupą - wyjaśnia dr Liedel. - Wobec kryzysu wartości i braku więzi między ludźmi w antropologii kulturowej coraz częściej mówi się o zjawisku, jakim jest neotrybalizm, czyli poszukiwanie wspólnot empatycznych, w których ludzi łączy wspólna ideologia, przekonania, wartości czy cele - dodaje dr Igor Pietkiewicz.

Rekrutacja

- Nigdy nie można postawić znaku równości między islamem a terroryzmem - podkreśla dr Liedel. - Bardzo często terroryzm utożsamiany jest z dokonywaniem zamachów terrorystycznych, a trzeba pamiętać, że działalność terrorystyczna jest znacznie szersza i obejmuje m.in. radykalizację i rekrutację - wyjaśnia ekspert.

Jednocześnie podkreśla, że coraz większą rolę odgrywają tzw. katalizatory radykalizacji, czyli traumatyczne doświadczenia spowodowane różnymi zdarzeniami losowymi, począwszy od utraty pracy, poprzez prześladowania (na przykład na tle rasistowskim) czy problemów z asymilacją ze społeczeństwem, po śmierć najbliższych.

Terrorystyczni prozelici celują właśnie w te jednostki: słabe, podatne na manipulację, wyalienowane.

- Człowiekowi, który przeżywa traumę trzeba na nowo wyjaśnić rzeczywistość. Tu wkraczają osoby odpowiedzialne za rekrutację do organizacji terrorystycznych. Stosują różnego rodzaju socjotechniki i manipulacje, by go radykalizować - wyjaśnia ekspert.

Gdy jednak tej opieki brakuje i zasiane przez radykałów ziarno zaczyna kiełkować, neofici trafiają do tajnych obozów treningowych na szkolenie, które jest tylko jednym z elementów tej misternej układanki. I wcale nie najważniejszym.

- Tak naprawdę chodzi o izolację. Jedynym łącznikiem ze światem zewnętrznym staje się instruktor albo dowódca obozu. W konsekwencji prania mózgu udaje im się nawet przekonać daną osobę do przeprowadzenia samobójczego zamachu - mówi dr Liedel.

Kobiety terrorystki

Szczególną grupę stanowią tu kobiety. Z obserwacji Andrzeja Saramowicza wynika, że - przynajmniej w Polsce - decydują się one na konwersję najczęściej z miłości do obcokrajowców wyznających islam. - Stają się dość fanatyczne i nietolerancyjne, dość literalnie przyjmują islam i oczywiście mogą być pod wpływem kultury ich mężów, ale nie prowadzi to do zamachów samobójczych - mówi sufi.

W krajach Europy Zachodniej czy Ameryki Północnej tylko ułamek spośród nich ulega radykalizacji. Jednak te, które dają się uwieść wypaczonej koncepcji dżihadu, nie pozostają w tyle za fundamentalistami "w spodniach". Szlak przetarła im pochodząca z Belgii pracownica piekarni Muriel Degauque, która w listopadzie 2005 roku przeprowadziła samobójczy atak na konwój amerykańskich samochodów wojskowych w Iraku.

Ostatnie doniesienia o konwertytach w służbie dżihadu pochodzą z Syrii (w maju media informowały o śmierci 33-letniej Nicole Lynn Mansfield, Amerykanki, która po przejściu na islam została zradykalizowana i wyjechała walczyć u boku ekstremistów w Syrii) oraz Kenii (od kilku tygodni spekuluje się, że w krwawym zamachu na centrum handlowe w Nairobi miała rzekomo brać udział Samantha Lewthwaite, 29-letnia "biała wdowa" po zamachowcy z londyńskiego metra).

Wśród nich chyba najbardziej dramatyczna jest historia 49-letniej Coleen LaRose z Pensylwanii, którą opowiedział reporterowi Reutersa.

La Rose była gwałcona przez ojca-pedofila od ósmego roku życia. Gdy skończyła 13 lat, uciekła z domu. Na gigancie uzależniła się od heroiny i kokainy, pracowała też jako prostytutka. Dwukrotnie wychodziła za mąż (pierwszy raz w wieku 16 lat), aż przeszła na islam i za pośrednictwem internetu zaczęła coraz mocniej się radykalizować. Do tego stopnia, że obecnie odsiaduje wyrok więzienia m.in. za plan zamordowania Larsa Vilksa, który w 2007 roku opublikował karykaturę hybrydy Mahometa i psa. W rozmowie z Johnem Shiffmanem wyjawiła, że islam wydał jej się atrakcyjny, gdyż poszukiwała swojego miejsca na ziemi. - Przeżyłam tyle (traumatycznych doświadczeń), że właściwie powinny mnie one były zabić - stwierdziła. Meczety i więzienia

Wcześniej rekrutacja i radykalizacja odbywała się właściwie tylko w niektórych meczetach i salach modlitw. To na ich grunt radykalni imamowie rzucali zatrute ziarna nienawiści, a gdy ten okazywał się podatny, wkrótce wyrastało na nim kolejne pokolenie młodych adeptów terroryzmu. Obecnie procedery rekrutacji i radykalizacji są bardziej "demokratyczne": zajmują się nimi również szeregowi żołnierze opacznie rozumianego dżihadu. Przy czym droga od nawrócenia do wstąpienia w szeregi organizacji terrorystycznej (a przynajmniej przyjęcia jej ideologicznych założeń i metod działania) nie zawsze przebiega w jednym kierunku.

- Często pierwszym krokiem jest zmiana wiary, dopiero później dana osoba jest radykalizowana. Ale zdarza się i odwrotna sytuacja: najpierw ktoś jest radykalizowany, a przejście na islam jest postawieniem kropki nad i - mówi dr Liedel.

Od końca lat 90. ubiegłego wieku coraz częściej do nawróceń dochodzi za murami więzień, głównie we Francji, Niemczech i Wielkiej Brytanii. - W więzieniu wytwarza się bardzo specyficzna kultura, odmienna od mainstreamowej. Jak w każdej mikrokulturze występują w niej specyficzne normy, wartości, hierarchia, bohaterowie - wyjaśnia dr Pietkiewicz.

Te powiązane z terrorystyczną ideologią mikrospołeczności są bardzo pociągające dla osób spoza ich kręgów. - W więzieniach grupy osób powiązanych z organizacjami terrorystycznymi są bardzo silne, silniejsze niż przestępcze czy mafijne. Osoba, która dopiero co trafia za kraty, szuka najsilniejszej grupy, dzięki której będzie mogła przetrwać - mówi z kolei dr Liedel.

Jego zdaniem często zaczyna się od pospolitego oportunizmu, bo muzułmanie dostają specjalne posiłki, mają dodatkowo wolne piątki czy prawo do przerw na modlitwy, a strażnicy podchodzą do nich bardzo ostrożnie ze strachu przed posądzeniem o prześladowania na tle religijnym. - Wszystkie te elementy sprawiają, że wielu więźniów decyduje się na konwersję, bo gwarantuje im ona liczne przywileje i ułatwienia w funkcjonowaniu za kratkami - mówi Liedel.

Andrzej Saramowicz wspomina, jak w latach 80. wyemigrował do Australii i następnego dnia po jego przyjeździe do kraju do drzwi jego domu zastukali mormoni. Wykuli na pamięć kilka zdań po polsku i chcieli go nawracać. - Doskonale wiedzieli, że człowiek, który znajduje się w stresującej sytuacji z powodu rozwodu, zamknięcia w więzieniu, śmierci bliskiej osoby czy nawet emigracji albo przeprowadzki, jest bardziej podatny na manipulację. Dlatego moim zdaniem więzienie to idealne pole do działania dla wszelkiej maści prozelitów - uważa sufi.

Terrorysta XXI wieku

Jak przekonuje dr Liedel, wizerunek śniadego brodacza w turbanie, który lada moment wysadzi się na stacji metra czy w centrum handlowym, zabierając ze sobą dziesiątki ludzkich istnień, już dawno odszedł do lamusa.

Terrorysta XXI wieku powinien być podobny zupełnie do nikogo. Dlatego dla islamskich ekstremistów świeżo nawróceni Europejczycy i Amerykanie są łakomym kąskiem: wywodzą się z kręgu zachodniej cywilizacji, mają jasną karnację i dokumenty pozwalające im na niemal nieskrępowane podróżowanie po całej Europie, a co najważniejsze - łatwo mogą wmieszać się w tłum, nie wzbudzając najmniejszych podejrzeń.

Ekspert Biura Bezpieczeństwa Narodowego nie ma złudzeń. - Trwa bezpardonowa walka z terroryzmem. Wielu terrorystów jest aresztowanych lub likwidowanych, a ktoś musi zajmować ich miejsce. Dlatego organizacje te będą wciąż rekrutowały i radykalizowały nowych członków, tym bardziej że wiele z nich utworzyło specjalne komórki, które zajmują się tylko tym - wyjaśnia dr Liedel.

- Szczerze mówiąc, nie wiem, o co tym ludziom chodzi. Oni nie reprezentują ani mnie osobiście, ani islamu, który wyznaję - mówi Andrzej Saramowicz o fundamentalistach stających do dżihadu z karabinem w jednej ręce i egzemplarzem Koranu w drugiej.

Na temat tych, którzy działają w rekrutacyjnych komórkach organizacji terrorystycznych, dodaje: - Wielu konwertytów jest przekonanych, że należy dążyć do nawracania, dlatego że ich autorytety muzułmańskie uważają, że świetnie się znają na islamie i głoszą, że celem każdego muzułmanina jest szerzenie islamu. A to nieprawda. Muzułmanin przede wszystkim musi budować swój charakter, żeby być dobrym człowiekiem.

Aneta Wawrzyńczak dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
kobietaterroryzmeuropa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)