Dzierży, kto może
Ostatnie miesiące władzy Putina to gorączkowa walka o wielką kasę. Nowa kasta oligarchów, wyrosła na hasłach walki ze starymi oligarchami, dzieli między siebie Rosję. A wyborcom nic do tego
17.12.2007 | aktual.: 17.12.2007 12:07
Czego pani oczekuje od nowej Dumy?
– Że uchroni nas od kataklizmów.
– Co oznaczałby kataklizm?
– Zmianę na scenie politycznej.
– Uważa pani, że kraj zmierza w dobrą stronę?
– Bardzo dobrą.
– Dlaczego pani tak myśli?
– Bo żyje się lepiej.
– Zastanawia się pani, co będzie po wyborach prezydenckich w marcu 2008 roku?
– Jestem pewna, że będzie dobrze.
Księgowa z fabryki materiałów budowlanych Klen z baszkirskiego miasta Ufa i tak jest wylewna. Wprawdzie na wszelkie pytania wykraczające poza powyższy schemat odpowiada „tak”, „nie”, „nie wiem” – ale nie rzuciła przecież słuchawką i nie odesłała mnie do swojego naczelnika jak tuzin innych osób. Przestraszyła się tylko, gdy zapytałam ją o imię. Nawet do poparcia Jednej Rosji woli przyznać się anonimowo. W kraju, w którym dwa tygodnie temu do urn poszło dwie trzecie obywateli, a dwie trzecie z nich (według oficjalnych wyników) oddało głos na partię rządzącą, otwartość ufijskiej księgowej i tak jest rzadkością. Chętnie i odważnie wypowiada się garstka opozycjonistów. Komentarzem służy legion aktywnych działaczy organizacji związanych z partią Putina. Diagnozy stawia grupa politologów. Ale ludzie wolą się nie wychylać. W końcu walka toczy się i tak nie o nich. Niezależne centrum badania opinii publicznej Jurija Lewady w listopadzie zapytało obywateli: od kogo zależy, jakie partie wejdą do Dumy? 30 procent Rosjan
wskazało Władimira Putina. 17 jego administrację. Tylko 18 uznało, że zadecydują programy partii i wola wyborców. Zresztą skoro wynik wyborów był od miesięcy do przewidzenia, o jakiej w ogóle mówimy walce?
Otóż walka toczy się – i to im bliżej marcowego końca kadencji Władimira Putina, tym bardziej jest zacięta. Stawką są nie tylko polityczne wpływy za czerwonymi murami Kremla. W całej Rosji, od Kaliningradu po Czukotkę, trwa akcja odbijania przedsiębiorstw regionalnym potentatom. Renacjonalizacja – mówi Putin obywatelom, tłumacząc, że państwo musi odzyskać to, co rozpuścił w prywatyzacji lat 90. Borys Jelcyn. Ale ludzi z kręgu prezydenta renacjonalizacja to sposób, by bogacić się, póki można.
Prywatne Republiki Rosyjskie
Konstantin Titow był gubernatorem Samary ponad dziesięć lat. Ludzie go lubili. Przystojny, energiczny, kilka razy dostał nagrody za zarządzanie regionem, a raz nawet teatralną statuetkę Złota Maska – to już czort wie za co, bo z teatrem nie miał nic wspólnego. Już więcej wspólnego miał z samochodami. Na przykład: w 2001 roku stał się pierwszym posiadaczem Chevroleta Nivy, pierwszego wozu, który zjechał na taśmę fabryki AwtoWazu w Samarze na licencji General Motors. Albo: osobiście lobbował, żeby porozumienie AwtoWaz–GM w ogóle doszło do skutku. A jeszcze wcześniej, w 1995 roku, umorzył milionowe zaległości podatkowe fabryki AwtoWaz w zamian za sześć procent udziałów. Słowem: dobry z niego gubernator. Producent Łady AwtoWaz jest głównym przedsiębiorcą Samary. Co za tym idzie, życie gospodarcze i polityczne skupia się wokół niego. To nie wyjątek – wiele miast i regionów Rosji odgrywa rolę „folwarków” dla wiodących molochów. Tak jak Norylsk, którego trzy czwarte ludności pracuje dla potentata Norylsk Nikiel,
czy Krasnojarsk, w którym życie toczy się wokół huty aluminium giganta RusAl.
Gdy do władzy doszedł Putin, w niełaskę popadli oligarchowie próbujący przełożyć majątki na polityczne wpływy. Naciskający na Kreml (lub wręcz mający na niego zakusy) Michaił Chodorkowski czy Borys Bierezowski zostali wyeliminowani z gry, a nagonka na nich zmieniła się we wspaniałe igrzyska dla ludu. Był to jasny sygnał dla przedsiębiorców: im dalej od Kremla, tym bezpieczniej. Wtedy powiał dobry wiatr dla regionów. – Jeszcze w pierwszej kadencji prezydentury Putina oligarchowie zaczęli koncentrować swoją działalność tam, gdzie mieściły się ich najważniejsze przedsiębiorstwa – mówi „Przekrojowi” Iwona Wiśniewska, ekspertka Ośrodka Studiów Wschodnich zajmująca się powiązaniami rosyjskiej polityki i biznesu. – Nie tylko gromadzili w regionach kolejne sektory przemysłowe. Zaczęli tam wręcz przejmować władzę polityczną – dodaje. W ten sposób Federacja Rosyjska powoli i bez rozgłosu przekształcała się w Związek Prywatnych Republik Rosyjskich. Terytoria o powierzchni dorównującej Unii Europejskiej – Jakucja,
Ewenkia, Czukotka i Tajmyr – zostały praktycznie wchłonięte przez grupy oligarchiczne. Kolejne – Primorskij Kraj czy Samara – czekały w kolejce. Wszyscy byli lojalni wobec Putina, ale kraj zmierzał ku rozpadowi. Dlaczego piszę o tym w czasie przeszłym? Jak łatwo się domyślić, do rozpadu ojciec narodu nie mógł dopuścić. Od mniej więcej dwóch lat bossowie regionów dostają „propozycje nie do odrzucenia”.
Moskwa bierze wszystko
Kadencja Konstantina Titowa upłynęła nieubłagalnie w 2004 roku. Nie mógł już kandydować po raz trzeci, więc tylko przedłużył czas pełnienia obowiązków gubernatora o dodatkowy rok. Ale wtedy nieoczekiwanie przyszedł mu z pomocą sam Władimir Putin. Latem 2005 roku mianował go znowu na urząd. Jesienią AwtoWaz przeszedł w ręce państwa.
AwtoWaz ma specyficzną strukturę własności. W uproszczeniu: pakiet większościowy należy do menedżerów. Pod koniec 2005 roku do Samary przyjechali moskiewscy panowie w garniturach i zajęli po prostu menedżerskie stanowiska. W ten sposób państwowa firma Rosoboroneksport (wyłączny pośrednik rosyjskiego handlu bronią) przejęła udziały AwtoWaz. Proces elegancko dopełnił się dwa miesiące temu – szef firmy z nowego rozdania został gubernatorem, na jego miejsce przyjechał jeszcze nowszy szef z Moskwy, a Titow poszedł w odstawkę.
Scenariuszy renacjonalizacji jest tyle, ile firm. Powtarza się reguła: lokalnych bossów zastępują ludzie Putina. Regiony bronią się, jak mogą, ale po spektakularnej rozprawie z Jukosem (Chodorkowski siedzi do dziś) nikt nie wierzy, że z państwem można wygrać. – Najbardziej niebezpieczne jest to, że za renacjonalizacją nie idzie modernizacja – mówi Iwona Wiśniewska. – Starzy zarządcy, którzy kieszenie zdążyli już sobie napchać w latach 90., od paru lat próbowali rozwijać przedsiębiorstwa. Nowym chodzi tylko o przejęcie aktywów. Elity są niepewne swojej przyszłości, dlatego wyciągają tyle pieniędzy, ile się da. Sektor naftowy, niklowy, gazowy pracują na najwyższych obrotach, a nikt nie myśli o inwestycjach czy modernizacji. Na dłuższą metę taka praktyka może prowadzić do kryzysu – ostrzega.
Jednak wizja kryzysu „na dłuższą metę” nie przemawia do wyobraźni osób, które w perspektywie mają utratę wpływów już w marcu przyszłego roku. Bo koniec drugiej kadencji Władimira Putina dla wielu wpływowych osób z jego kręgu może oznaczać koniec okresu pewności i bezpieczeństwa. On sam zostanie u władzy – co do tego wszyscy się zgadzają. Ale czy jako prezydent, premier, szara eminencja? Jeśli nie jako prezydent, to kto obejmie stanowisko po Putinie? I najważniejsze: którą z kremlowskich frakcji będzie reprezentował?
Administracja Putina nie jest bowiem monolitem. Ścierają się w niej wpływy dawnych kolegów prezydenta z administracji petersburskiego ratusza, dawnych kolegów z petersburskiego FSB, dawnych kolegów z niemieckiego FSB i kolegów z lobby moskiewskiego. Oligarchowie zawierają między sobą sojusze i podjudzają siebie nawzajem, a ślady tej walki wydobywają się poza mury Kremla tylko w postaci szczątków informacji i niejasnych dla niewtajemniczonych posunięć. Jedno jest pewne: któraś z tych grup może stracić swą pozycję. Ale wtedy zagraniczne konta muszą już być pełne po brzegi.
Goskorporacja lepsza niż polisa
Garri Kasparow, dawniej mistrz szachowy, a dziś jeden z bezsilnych przywódców opozycji, tuż przed wyborami udzielił tygodnikowi „L’Express” rozpaczliwego wywiadu. – Lista oligarchów, do jakiej odwołuje się Zachód, jest już dawno przeterminowana – mówił. – Teraz w niesłychanym tempie bogacą się ludzie, których nazwiska wymawia się rzadko. A na szczycie góry korupcji okopał się Putin.
Ludzie Kremla mają bowiem nowy sposób na wyprowadzanie pieniędzy ze skarbu państwa. To goskorporacje. – Ustawa, na mocy której działają, została uchwalona w 1996 roku, ale pierwszy raz wykorzystano ją w maju 2007. Każdą nową goskorporację tworzy mocą ustawy Duma. Od wiosny powstało ich już sześć – mówi Iwona Wiśniewska.
Nowe twory to mega korporacje państwowe podległe wyłącznie prezydentowi. Nie ma nad nimi praktycznie żadnej kontroli innych organów państwa. Majątek państwa w sektorach, w których działają, otrzymują na własność. Zysk, który wypracują, nie trafia do budżetu, tylko do ich kasy. Mogą liczyć na zwolnienia podatkowe, a wymogi co do ich sprawozdawczości finansowej są bardzo łagodne. Co jeszcze można dodać? Szefów generalnych goskorporacji mianuje Władimir Putin.
Pieniądze leją się więc szerokim strumieniem. Jak czytamy w analizie OSW, pod koniec października stara Duma przyjęła poprawkę do budżetu przewidującą przekazanie 22 miliardów dolarów na trzy goskorporacje: Bank Rozwoju, fundusz na rzecz reformy sektora komunalno-mieszkaniowego oraz korporację rozwoju nanotechnologii w Rosji. Wymienione w tytułach cele są szczytne, ale z postępów w ich realizacji nikt nie będzie molochów rozliczał. Natomiast nazwiska, które pojawiają się w ich zarządzie, wymieniał też Kasparow. Bracia Kowalczuk, Władimir Dmitriew, Andriej Fursienko czy Sergiej Czemiezow. Oni zmieniają się właśnie w multimilionerów.
Co na to obywatele? Ich sympatię może wzbudzić zwłaszcza Olimpstroj. Ta goskorporacja ma do spełnienia konkretne zadanie: organizację olimpiady w Rosji w 2014 roku. Igrzyska dla swego ludu przygotowuje osobiście prezydent Putin.
Spokój za ropę
O tych zawrotnych sumach i moskiewskich zamachach na regiony wystraszona księgowa z Ufy może nawet nie wiedzieć. Koniunktura w Rosji jest tym lepsza, im wyższa jest cena za baryłkę ropy – a to przekłada się na poprawę życia ludzi. – Dla Rosjan punktem odniesienia nie są czasy stalinowskie, ale dzika prywatyzacja i kryzys lat 90. Przestali wtedy dostawać pensje i emerytury, potracili wszystkie oszczędności. Wspominają to jako traumę – mówi „Przekrojowi” Oleg Sawelew z Centrum Lewady. Dlatego Putin z jego renacjonalizacją jest postrzegany jako gwarancja dobrobytu. Wypłaty przychodzą regularnie. Siła nabywcza rośnie. A w 90 procentach gospodarstw domowych jedynym źródłem informacji jest rządowa telewizja. Naprawdę trudno się dziwić.
Joanna Woźniczko-Czeczott
Imperium Deripaski
39-letni Oleg Deripaska to najbogatszy oligarcha Kremla i najbogatszy Rosjanin na świecie. W 2006 roku jego fortuna została wyceniona na ponad 20 miliardów dolarów i przebił Romana Abramowicza.
Majątek zbudował na aluminium. Kolejno przejmował kombinaty aluminium w Krasnojarsku, Sajanogorsku i Nowokuźniecku, których poprzedni właściciele lądowali w więzieniu lub za granicą. Teraz jest szefem i głównym udziałowcem RusAl, największego producenta aluminium na świecie. Nie gardzi też innymi sektorami – ma udziały w gigancie naftowym RusNeft, jest właścicielem koncernu samochodowego Gaz, lotniczego Aviacor i firmy ubezpieczeniowej. Tydzień temu kupił część udziałów w firmie Norylski Nikiel – może to być zapowiedź przejęcia przez niego i tej branży. O Deripasce mówi się, że jest najbardziej wpływowym oligarchą na Kremlu. Popierała go jeszcze Rodzina, klan Borysa Jelcyna. Deripaska poślubił nawet córkę wpływowego szefa jego kancelarii. Z wykształcenia jest fizykiem.
JOA