Dziennikarze to treserzy - drażnią w klatkach bestie
Dziennikarze grają rolę cyrkowych treserów, którzy z upodobaniem drażnią w klatkach różne bestie. Podrażnione, ryczą wywołując szybkie reakcje w innych klatkach. Rozumiem potrzebę zwiększania oglądalności, rozumiem potrzebę sławy i utrzymywania się na topie. Nie mam pretensji. Problemem są proporcje i granice. Do jakich granic gadanie z kumplami i pokazywanie politycznych kalek stanowi prawdę o polskiej polityce i czy rzeczywiście miara oglądalności publicystycznych programów przekłada się na funkcje opiniotwórcze? - zastanawia się Magdalena Środa w cotygodniowym felietonie dla Wirtualnej Polski.
Dlaczego dziennikarze, którzy stanowią i budują wzorzec informacji i debaty politycznej zapraszają do swoich programów postacie, których kuriozalność jest wprost proporcjonalna do ich marginalności? Dlaczego, gdy w Polsce i Europie toczy się debata o budżecie, gdy Europa przeżywa kryzys, gdy toczy się mnóstwo spraw istotnych dla Polski i jej przyszłości, redaktor Monika Olejnik w swoim arcyważnym politycznym programie musi gościć posła Brudzińskiego, który charakteryzuje się tym, że nienawiść do politycznych wrogów zablokowała mu mózg, więc miota jakimiś inwektywami i plecie o dziadostwie Polski i jej premiera? Dlaczego np. w czasach gdy kobiety walczą o równe szanse i możliwości w sferze publicznej pani redaktor zaprasza Nelli Rokitę, która korzysta z wywalczonych dla niej praw, tak by ośmieszyć kwestie równości i zmarginalizować problematykę kobiet? Dlaczego zamiast stawienia czołu istotnemu z punktu widzenia interesów i problemów Polski i jej społeczeństwa, w głównych programach publicystycznych pojawiają
się postacie tyleż niekompetentne i niepoważne co agresywne i marginalne?
Panu posłowi Brudzińskiemu się nie dziwię. Przyjdzie wszędzie i zawsze, niezależnie od tego, czy wyrobił już sobie opinie na temat spraw bieżących czy nie, dołoży wrogowi, bo sensem polityki według niego jest zgnoić przeciwnika. Posłanka Nelli Rokita jest bardziej urocza; pojawia się zawsze tam gdzie jest kamera i gdzie można przed nią zabłysnąć. Kwestie meritum panią posłankę interesują znacznie mniej. Tym lepiej dla dziennikarzy! Ignorancja, śmieszność, zacietrzewienie i głupota polityków są dla nich istnym błogosławieństwem.
Dziennikarze grają więc chętnie rolę cyrkowych treserów, którzy z upodobaniem drażnią w klatkach różne bestie. Podrażnione, ryczą wywołując szybkie reakcje w innych klatkach. Na głupstwa posła Brudzińskiego natychmiast odpowie poseł Niesiołowski, na infantylizm europosła Cymańskiego natychmiast odpowie ktoś o podobnym współczynniku inteligencji tyle że z innej partii, na agresję posła Kurskiego natychmiast agresją zareaguje towarzysz z klatki sąsiedniej mimo, że niegdyś dzielił z nim tę samą klatkę.
Kilka dni temu treserzy wyżywali się nad pijanym posłem Dornem (jakiż news! Jakaż oglądalność!) ale jak trzeba będzie, z nabożnym skupieniem będą wysłuchiwali jego mądrości Tym pilniej, im większą rangę zdobędzie, bo pozycja polityków nie zależy od ich wiedzy, przyzwoitości, prawości lecz od woli lidera.
Rozumiem potrzebę zwiększania oglądalności, rozumiem potrzebę sławy i utrzymywania się na topie. Dla dziennikarzy polityka stanowi złote runo, dzięki któremu można robić karierę i wejść na wyżyny bez żadnego wysiłku; wystarczy zaprosić do studia wygadanych kupli lub zrobić wywiad z parlamentarną mentalną kaleką. Nie mam pretensji. Problemem są proporcje i granice. Do jakich granic gadanie z kumplami i pokazywanie politycznych kalek stanowi prawdę o polskiej polityce i czy rzeczywiście miara oglądalności publicystycznych programów przekłada się na funkcje opiniotwórcze?
* Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski*