Dziennikarze oblali test na solidarność
Jeśli protest dziennikarzy przed Sejmem przeciwko ograniczaniu wolności mediów w budynku parlamentu miał być testem na solidarność tzw. środowiska, to został on oblany.
09.05.2018 | aktual.: 16.05.2018 20:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W gmachu przy Wiejskiej odbywa sie właśnie jedyne w tym miesiącu posiedzenie Sejmu. Trwa także - już czwarty tydzień - protest niepełnosprawnych i ich opiekunów. Co robi władza? Zamyka budynek parlamentu przed dziennikarzami. Nie wszystkimi - oglądacie wszak Państwo w telewizjach informacyjnych relacje z tego, co dzieje się w Sejmie - ale brak ograniczeń dotyczy tylko relatywnie niewielkiej grupy reporterów, którzy pracują w Sejmie na co dzień. Po prostu to ich miejsce pracy. Muszą tam być i są tam od lat. Nieważne, czy dzieje się coś ważnego, czy nie. Nieważne, czy na korytarzu sejmowym jest jeden poseł, czy stu. Czy jest premier, czy sprzątaczka.
Zakazy obejmują w tej chwili znaczną większość przedstawicieli mediów, którzy nie są stałymi sejmowymi sprawozdawcami. W tym niżej podpisany. Gdybym chciał dla Was, drodzy Państwo, napisać reportaż o zdesperowanych rodzinach, które już prawie miesiąc koczują na sejmowych posadzkach, nie mógłbym tego zrobić. Bo władza nie pozwoli przekroczyć mi progu Sejmu. Mimo iż w przeszłości robiłem to setki razy. Tyle że teraz pojawiły się "wyjątkowe okoliczności".
Nie mamy pańskiego płaszcza
"Centrum Informacyjne Sejmu przypomina, że z powodów organizacyjnych i bezpieczeństwa możliwość wstępu na teren Sejmu jest aktualnie dostępna dla posiadaczy stałych i okresowych kart wstępu. Decyzja Straży Marszałkowskiej, w porozumieniu z kierownictwem Kancelarii Sejmu, ma charakter tymczasowy i wyjątkowy" - taką informację otrzymaliśmy od CIR.
To tylko z pozoru zgrabnie opakowane w słowa, dyplomatyczne oświadczenie sejmowych urzędników wykonujących polecenia marszałka. W istocie to zakaz: "nie macie prawa wejść do Sejmu informować obywateli o tym, co u nas się dzieje. Koniec, kropka. A kiedy to się zmieni? Jak nam się odwidzi". Bareja.
Kryje się za tym także coś jeszcze gorszego: zrzucenie przez kierownictwo Sejmu odpowiedzialności na protestujące matki i ich dzieci. Bo przecież to opiekunów niepełnosprawnych ma na myśli Kancelria Sejmu, pisząc o "powodach organizacyjnych i bezpieczeństwa". Tymi "powodami" są oczywiście protestujące rodziny, atakowane przez kolejnych polityków PiS (Jacek Żalek, Stanisław Pięta, Bernadetta Krynicka).
Solidarność jest potrzebna
W niezgodzie z zakazami wprowadzanymi przez władzę (również dla obywateli i ekspertów, którzy chcą uczestniczyć w pracach sejmowych komisji i podkomisji), przed Sejmem zorganizowano w środę w samo południe protest, na który wezwała Eliza Michalik, najbardziej rozpoznawalna publicystka Superstacji (dawniej w "Gazecie Polskiej"). Czy na jej apel, by solidarnie stawić się przed budynkiem parlamentu, pozytywnie zareagowały dziesiątki, setki dziennikarzy? Nie, zjawiło się kilku antypisowskich publicystów, którzy w Sejmie bywają rzadko albo wcale, za to można ich spotkać na marszach zwoływanych przez opozycję lub spotkaniach organizowanych przez Platformę Obywatelską. Sejmowe reporterki i reporterzy ze stałymi przepustkami, ubolewający nad tym, że władza dzieli dziennikarzy na lepszych i gorszych, mówiący o "białoruskich standardach", nawet nie wychylili się z Sejmu, by pokazać: "jesteśmy z wami". Gdyby wszyscy stanęli razem, ograniczenia najprawdopodobniej szybko by zniesiono.
Zapytają państwo: no to w czym problem? Skoro sami dziennikarze nie chcą protestować przeciwko ograniczeniom ze strony władz, to może na nic to podnoszenie larum? Może to wydumany problem, a autor tego tekstu jest przewrażliwiony? Może. Ale w mojej opinii trzeba być "przewrażliwionym" na każdą, nawet najmniejszą, próbę ograniczania wolności mediów, a tak się dzieje obecnie w Polsce. Zwłaszcza, gdy się jest dziennikarzem. A dziennikarstwo to służba ludziom. Wam, Państwu. Naszym czytelnikom. A nie tej czy innej władzy.
To samo, ale bardziej
Problem jest inny: to brak solidarności w środowisku dziennikarzy. Media są dziś podzielone. Skłócone. Dziennikarze, często zamiast skupiać się na patrzeniu na ręce politykom, walczą między sobą. Stworzyli swoje własne plemiona. I nie widzą potrzeby wstawienia się za tymi, którym wolność - podstawową obok rzetelności wartość w tym zawodzie - się po prostu odbiera. Powoli, metodą "salami". Wbrew Konstytucji.
Art. 61 Ustawy zasadniczej, daje każdemu prawo do informacji o działaniach władz publicznych, w tym „wstęp na posiedzenia kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów, z możliwością rejestracji dźwięku lub obrazu”. Art. 14. stanowi zaś, iż „Rzeczpospolita Polska zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu”. A art. 54. z kolei mówi, że „każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji”, a „cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane”.
Poprzednia władza także miała pokusy ograniczania wolności mediow. PO mediów nie lubiła. Za bardzo przeszkadzały w konsumowaniu władzy, z wszelkimi jej przywilejami. Nikt też nie zapomni służbom zarządzanym przez poprzednią ekipę wtargnięcia do redakcji "Wprost", gdy tygodnik ten ujawnił "aferę podsłuchową". Nawet Monika Olejnik zdecydowała się wówczas przyjechać do kancelarii premiera Tuska i prosto w twarz powiedzieć mu: "Panie premierze, całe środowisko jest przeciwko panu".
Tyle że miała być "dobra zmiana". Pokora. Transparentność. "Pakiet demokratyczny". Wolność. Z niczym takim nie mamy dziś do czynienia. Widzieliśmy to już pod koniec 2016 r., gdy PiS chciało maksymalnie ograniczyć wszystkim bez wyjątku pracę w Sejmie. W końcu - w krytycznym momencie okupacji sejmowej rozpoczętej przez opozycję - interweniować musiał sam marszałek Senatu Stanisław Karczewski, który spotkał się z szefami i dziennikarzami głównych mediów w Polsce. Uspokoił sytuację. Gdzie Pan jest dzisiaj, Panie marszałku?
Dziś dziennikarze także powinni solidarnie stanąć za Waszym, drodzy Czytelnicy, interesem. Bo to dla Was powinniśmy być w Sejmie. Dla Was rozliczamy władzę z jej działań, obnażamy patologie, krytykujemy złe decyzje, ale i chwalimy, kiedy władza na to zasłuży. Ale musimy przy tych działaniach być. Normalnie, jak działo się to przez całe lata. Gdy za rządów PO w 2014 r. odbywał się w Sejmie taki sam protest jak dziś, nikt nie zamknął nam, dziennikarzom, drzwi przed nosem. A ja, początkujący wówczas dziennikarz, zamiast dzwonić z redakcji do mieszkajacych na sejmowej podłodze matek (tak jak muszę robić to dziś), mogłem do nich przyjechać w każdej chwili i porozmawiać. Zrobić zdjęcia, napisać reportaż. I robiłem to. Bez żadnych ograniczeń.
Krajobraz twierdzy, jaką staje się Sejm, tworzą dziś policjanci, żelazne barierki i zabarykadowane Biuro Przepustek. PiS zapowiadało przed wyborami wprowadzenie lepszych standardów. Robi dokładnie odwrotnie.
Michał Wróblewski dla WP Opinie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl