Dziennikarze inwigilowani za Smoleńsk
Wojskowi prokuratorzy analizowali billingi i esemesy dziennikarzy śledczych - informuje dziennik "Rzeczpospolita". Chodzi o Macieja Dudę (tvn24.pl), Cezarego Gmyza oraz Grażynę Zawadkę ("Rzeczpospolita), którzy opisywali przebieg "śledztwa smoleńskiego". Śledczy wykorzystali niekonstytucyjne przepisy, aby uzyskać "pełne dane" informatorów dziennikarzy.
Sprawa związana jest z odsunięciem od śledztwa smoleńskiego prokuratora Marka Pasionka. Przełożeni podejrzewali, że Pasionek mógł przekazywać tajemnice postępowania mediom oraz funkcjonariuszom amerykańskich służb specjalnych. Prokuratorowi nie postawiono jednak żadnych zarzutów, a sprawę ostatecznie umorzono.
Jak informuje "Rzeczpospolita", z akt postępowania sprawy wynika, że prokurator wojskowy kpt. Łukasz Jakuszewski zażądał od operatorów telefonicznych wykazu wszystkich połączeń dziennikarzy od 30 kwietnia do 15 listopada 2010 roku. Zwrócił się także o wykaz i treść wszystkich wysłanych i otrzymanych przez dziennikarzy esemesów.
Według mecenasa Jacka Kondrackiego, pełnomocnika Gmyza, działanie prokuratorów to przykład na obchodzenie prawa, które zabrania przesłuchiwania dziennikarza w celu ustalenia tożsamości jego informatora. - O takich rzeczach może decydować wyłącznie sąd, a daje się wyraźnie zauważyć eskalację ingerowania w tajemnicę dziennikarską w sposób niedopuszczalny w demokratycznych państwach prawa - podkreślił.
Sprawą oburzona jest także rzecznik praw obywatelskich Irena Lipowicz, która jeszcze w czerwcu zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego przepisy o udostępnianiu służbom danych telekomunikacyjnych obywateli.
Problemu nie widzi z kolei Płk Mikołaj Przybył z Wojskowej Prokuratury Okręgowej. Jego zdaniem, prawo nie zostało złamane, a z billingów dziennikarzy śledczy mogą korzystać. - Nie jest to obejście prawa. To moim zdaniem nadinterpretacja - podsumował Przybył.