Dzieci z Wołomina opuściły szpital; nie wiadomo, czy będą przesłuchane
Dwoje dzieci, które w kwietniu zostały ranne w wyniku tragedii rodzinnej w Wołominie, opuściły szpital. 8-letni chłopiec i 10-letnia dziewczynka są w złym stanie psychicznym, co wyklucza obecnie ich przesłuchanie - poinformowała prokuratura.
Do tragedii doszło pod koniec kwietnia w domu w podwarszawskim Wołominie. Jej przyczyną była prawdopodobnie awantura domowa, w wyniku której od ran kłutych i ciętych życie straciły: 15-letnia dziewczyna i jej matka, 37-letnia Katarzyna C. Konkubent kobiety, domniemany sprawca zbrodni, 40-letni Jerzy M. popełnił samobójstwo.
Ciężko ranni zostali 8-letni chłopiec i 10-letnia dziewczynka. W szpitalu przy ul. Niekłańskiej w Warszawie, gdzie dzieci przeszły skomplikowane operacje, spędziły ponad dwa tygodnie.
W środę rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur poinformowała, że dzieci opuściły już szpital. - Sąd wydał tymczasowe zarządzenie o umieszczeniu tych dzieci w rodzinie ciotki, czyli siostry ich mamy. W lipcu na posiedzeniu sądu ma zapaść decyzja w tej sprawie - powiedziała Mazur.
Poinformowała, że dzieci w tej chwili są w bardzo złym stanie psychicznym. - Są pod opieką psychologa w Wołominie. W opiekę nad nimi włączyła się szkoła. Prawdopodobnie do końca roku szkolnego, ze względu na zły psychiczny stan zdrowia, będą miały indywidualny tok nauczania - powiedziała prokurator.
- Czekamy na to, czy psycholog pozwoli na przesłuchanie dzieci. Nie możemy wykluczyć takiej sytuacji, że dzieci w ogóle się nie da przesłuchać na okoliczność tego, co się stało, że będzie to zbyt traumatyczne przeżycie dla nich - zaznaczyła Mazur.
Wyniki sekcji zwłok ofiar tragedii wskazują, że przyczyną śmierci dwóch kobiet był krwotok, a mężczyzny - powieszenie.
Wojewoda mazowiecki weryfikuje, czy gmina prawidłowo realizowała zadania wynikające z ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.
Tuż po tragedii rzecznik Komendy Stołecznej Policji asp. Mariusz Mrozek zwracał uwagę, że wcześniej - choć między partnerami dochodziło do sprzeczek i utarczek - nikt z sąsiadów nie informował o tym ani pomocy społecznej, ani policji. Dopiero przesłuchani po ujawnieniu zbrodni przyznali, że do takich sytuacji dochodziło.
Na razie stwierdzono, że mężczyzna, który prawdopodobnie miał dokonać tej zbrodni, był w przeszłości dwukrotnie karany za rozboje - odsiadywał kilkuletnie wyroki.