Dzieci PRL‑u: kiedyś święta pachniały pomarańczami
Dzisiaj święta Bożego Narodzenia to coraz częściej zatłoczone centra handlowe, amerykańskie kolędy i obwieszone światełkami domy. Pokolenie dzieci dorastających w PRL-u z rozrzewnieniem wspomina ich mniej komercyjną wersję. Skromną, rodzinną uroczystość pachnącą wystanymi w kolejkach pomarańczami.
25.12.2009 | aktual.: 12.06.2018 14:28
- Gdy sięgnę pamięcią wstecz, jeszcze przed '89 rokiem, tak mniej więcej do połowy lat 80., święta po pierwsze: były ze śniegiem, po drugie: czekało się na filmy Disneya, bo te filmy i jakiekolwiek ciekawe pozycje programowe były właśnie na święta. Poza tym - były pomarańcze. W ciągu roku pomarańczy nie było. No i była prawdziwa polędwica. Ja smaku i zapachu tej prawdziwej polędwicy, którą kroiło się w takie cieniuteńkie, prawie przezroczyste plasterki - nigdy w życiu nie zapomnę - powiedziała Beata Tadla, dziennikarka i prezenterka "Faktów", która zadebiutowała ostatnio książką "Pokolenie '89 czyli dzieci PRL-u w wolnej Polsce".
- Na pewno tamte święta były dla mnie magiczne i lepsze - Agustin Egurrola wspomina święta z roku 89. - Po pierwsze byłem małym chłopcem, to były święta oczekiwane. Wtedy nic nie było, był to moment, kiedy dzieliliśmy się wszystkim, co mamy. Był to niezapomniany czas. Moja mama i dziadkowie, którzy stali w kolejkach, żeby te święta były wyjątkowe, pomarańcze - wtedy to wszystko miało inny wydźwięk. W tamtych czasach nie byliśmy obsypani tym wszystkim, co teraz jest w zasięgu ręki - mówi.
Pomarańcze okazały się bezkonkurencyjne, jeśli chodzi o przywoływanie świątecznych wspomnień "dzieci PRL-u". Od nich zaczęła swoją opowieść również dziennikarka Beata Sadowska. - Święta pachniały oczywiście kubańskimi pomarańczami. Były lekko zielone i tylko na święta - a więc był to wielki rarytas. A w podstawówkach dostawało się wtedy paczki ze Związku Radzieckiego. Do dzisiaj pamiętam wyrób czekoladopodobny z wiewiórką na opakowaniu - to były cukierki z orzechami w takich strasznych plastikowych domkach. Jak ja je kochałam! Wysyłali nam je nasi przyjaciele i Wielki Brat ze Wschodu, aby nas przekonać, jak fajnie jest w Związku Radzieckim - mówi dziennikarka.
- Pamiętam też niezłomną wiarę w Mikołaja i to, że on przychodzi zawsze, kiedy ja śpię. Marzyłam, żeby choć raz się w tym momencie obudzić. Wtedy cieszyło wszystko, co było pod choinką. Niezależnie od tego, czy to były paczki słodyczy, które rodzice dostawali w pracy, czy pomarańcze, które wtedy lądowały pod choinką, czy chiński piórnik albo gra planszowa. Wszystko było wielkim rarytasem - dodaje Beata Sadowska.
Okazuje się, że czasem najważniejszy był nie tyle sam prezent, co możliwość spędzenia czasu z bliskimi. - Gdy byłem małym chłopcem mój ojciec pracował przy budowie linowych kolejek w Alpach. Był problem z samolotami i jego powrotem na święta. Pamiętam, że gdy dotarła do mnie wiadomość, że mój ojciec nie przyleci na Wigilię, tylko dopiero w pierwszy dzień świąt. Strasznie to przeżyłem, a w sumie okazało się, że ojciec stanął na głowie i na Wigilię dotarł. To były dla mnie najpiękniejsze święta. Już nie pamiętam, jakie wtedy były prezenty. Największym prezentem było to, że mój ojciec dotarł na Wigilię z daleka, wtedy wydawało mi się, że z drugiego końca świata. To wspomnienie wciąż jest żywe i ciepłe - opowiada aktor, piosenkarz Piotr Polk.
Dorota Zawadzka, pedagog i psycholog rozwojowy, która na antenie TVN jako "Superniania" uczy rodziców, jak mądrze wychowywać dzieci, także podkreśla, że czas poświęcony dziecku jest najlepszym prezentem, jaki może ono sobie wymarzyć.
- Wielu rodziców dziwi się, że dzieci pisząc listy do świętego Mikołaja piszą: "chciałbym pójść z mamą i tatą do kina, do cyrku, na spacer, na basen..." To nie są rzeczy materialne przecież. Myślę, że to, co możemy dać naszym dzieciom i będzie dla nich najlepsze, to nasz czas. Bo nie mamy dla nich czasu, dzieci rosną obok. Więc wszystkim życzę na święta dużo czasu dla własnych dzieci.
- A święta w PRL-u to... pomarańcze. Wystane w kolejce przez rodziców. Zebranie się w domu nie było zgromadzeniem wokół telewizora. Pamiętam też zapach pasty do podłogi, zapach unikalny w tej chwili. Kilka lat temu kupiłam takie pudełko pasty do podłogi i w swoim domu pastuję teraz kawałek żywego drzewa, żeby wydobyć ten zapach i moje dzieci przychodzą i mówią: "tak pachnie czystością". A dla mnie to zapach domu rodzinnego - dodaje Dorota Zawadzka.
Mimo całkowitej zmiany świątecznych dekoracji wspomnienia z PRL-u - nieraz absurdalne, innym razem trudne - stały się wartością, z której czerpie generacja opisana przez Beatę Tadlę jako pokolenie'89.
- A dzisiaj wszystko jest. Dzisiaj pomarańcze są zawsze wtedy, kiedy mamy na nie ochotę. W każdym sklepie pachnie tak, jak kiedyś pachniało w Pewexie. Być może te dawne wspomnienia świąt - jak strasznie trzeba było się starać, kombinować, wystać w kolejkach, mama z siatami i koralami PRL-u, czyli papierem toaletowym - pozwalają mojemu pokoleniu szczerze cieszyć się z tego, co mamy obecnie - mówi Beata Tadla.