Dyrekcja szpitala nr 2 w Wałbrzychu będzie się sądzić z Dolnośląską Kasą Chorych. Lekarze uratowali życie 15-letniemu chłopcu, zatrutemu jadem kiełbasianym. Urzędnicy nie chcą jednak zapłacić za leczenie. Kasa Chorych twierdzi, że wywiązała się z zawartych wcześniej umów. Zamiast 130 tys. zł, przekazała... 6 tys. zł.
Chłopiec zatruł się jadem kiełbasianym podczas ubiegłorocznych wakacji. Częściowo sparaliżowany trafił do szpitala w Nowej Rudzie. Tam jednak nie wykryto zatrucia. Właściwą diagnozę postawiono dopiero, gdy ojciec chłopca zgłosił się do szpitala z objawami potrójnego widzenia.
Leczenie kontynuowano w Wałbrzychu. Kosztowało 130 tys. zł. - Nie jestem Bogiem i nie mogę decydować kto ma żyć, a kto nie. - mówi dyrektor szpitala, Augustyn Skrętkowicz. - Każdy pacjent ma prawo do leczenia. Tylko skąd szpital ma wziąć na to pieniądze?
Przedstawiciele Kasy Chorych twierdzą, że postąpili zgodnie z przepisami. Zapłacili za leczenie pacjenta tyle, ile wynikało z kontraktu. -Nie rozumiem roszczeń dyraktora wałbrzyskiego szpitala - mówi Ewa Cieciorko, rzeczniczka Kasy.
Nowe Wiadomości Wałbrzyskie
(MK/acid)