ŚwiatDwie twarze sprawiedliwości na indyjskiej prowincji

Dwie twarze sprawiedliwości na indyjskiej prowincji

Indyjskie rady starszych rządzą tam, gdzie władza państwa nie sięga. Swoimi okrutnymi wyrokami samozwańczy sędziowie ściągnęli na siebie niechęć elit, ale państwo nie proponuje nic, co mogłoby ich zastąpić. Nie wszystkie też niesprawiedliwości, o które oskarża się wiejskie rady, okazują się być prawdą - jak pogłoska o skazaniu dwóch sióstr na publiczny gwałt za romans ich brata.

Dwie twarze sprawiedliwości na indyjskiej prowincji
Źródło zdjęć: © AFP | Diptendu Dutta
Tomasz Augustyniak

Latem przez światowe media przetoczyła się jedna z wielu historii udowadniających światopoglądowe zacofanie indyjskiej prowincji. Dwie siostry ze wsi w stanie Uttar Pradesh miały zostać skazane przez miejscową radę starszych na zbiorowy gwałt za to, że ich brat miał romans z mężatką z wyższej kasty. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, zajęła się nią też Amnesty International, która opublikowała petycję w obronie sióstr. Dokument podpisały setki tysięcy osób. Tyle tylko, że oskarżenia przeciwko nieformalnemu trybunałowi okazały się kompletnie fałszywe.

Pogłoska, że 23-letnia Meenakshi Kumari i jej 15-letnia siostra mają być publicznie upokorzone przed sąsiadami i zgwałcone z powodu postępku swojego brata Raviego zaczęła krążyć, kiedy konflikt między dwiema wiejskimi rodzinami trwał już od dawna. Mieszkająca w miejscowości Sankrod rodzina, należąca do jednej z najniższych kast, przez dłuższy czas była prześladowana przez wywodzących się z wyższej warstwy sąsiadów, którzy nie chcieli się zgodzić na związek swojej córki z Ravim. Gdy rodzice i rodzeństwo Raviego uciekli do odległego o kilkadziesiąt kilometrów Delhi, zaczęli być nękani telefonami. To wtedy pojawiła się groźba gwałtu na młodych kobietach. Ich pracujący jako policjant najstarszy brat zgromadził dowody i znalazł prawnika, a ten napisał w imieniu sióstr do Sądu Najwyższego z prośbą o ochronę.

Na tej podstawie międzynarodową kampanię rozpoczęła Amnesty International, która o skazanie dziewcząt na gwałt oskarżyła radę starszych. Ani prawnik, ani przedstawiciele organizacji, ani pierwsi dziennikarze, którzy zajmowali się tematem nie pojawili się jednak w wiosce i nie rozmawiali z jej mieszkańcami. W opublikowanej petycji pojawiło się wiele nieścisłości. Jej autorzy twierdzili na przykład, że tamtejsza rada składa się z mężczyzn, chociaż w większości zasiadają w niej kobiety. Ostatecznie dowodów na wydanie wyroku nie znaleziono, a wręcz okazało się, że żaden wiec w ogóle nie został zwołany w czasie, kiedy postanowienie rzekomo miało zapaść.

Wiejskie trybunały są powszechnie krytykowane, a krążące o nich historie często wystarczają, żeby byle plotka mogła wywołać burzę. Na prowincjonalny system sprawiedliwości można jednak spojrzeć z co najmniej dwóch stron.

Bezprawne wyroki

Tradycyjne rady wiejskie (khap pańćajat) rządzą prowincją w północnych Indiach od stuleci. Regulują codzienne życie mieszkańców i działają jak nieformalne sądy. Zajmują się wszystkim - od spraw związanych z utrzymaniem dróg przez spory o ziemię i bydło aż po morderstwa. Swoje wyroki wydają na podstawie zwyczajowych praw, czasami uważanych za nieprzystające do zmieniającej się rzeczywistości. Są przy tym jednak na tyle efektywne, że w wolnych Indiach posłużyły za wzór do organizowania władz samorządowych.

W niektórych regionach ich władza pozostaje silna, a elity w Delhi początkowo były gotowe to zaakceptować. Później Sąd Najwyższy uznał je za całkowicie nielegalne. - Utrzymanie pańćajatów wydawało się dobrym pomysłem dopóki nie zdaliśmy sobie sprawy, że wiejskie starszyzny rozwiązują spory, postępując wbrew indyjskiemu prawu - mówi Aarti Tikoo Singh, redaktorka w dzienniku "Times of India". - Najczęściej zasiadają w nich konserwatywni starsi mężczyźni. Bronią patriarchalnego porządku, w którym status społeczny jest wyznaczany przede wszystkim przez płeć i pochodzenie kastowe. Liberalne światopoglądowo media bardzo to piętnują - wyjaśnia.

O pańćajatach robi się głośno przy okazji oskarżeń o honorowe zabójstwa, blokowanie małżeństw pomiędzy oficjalnie zniesionymi kastami, linczów na Dalitach (niedotykalnych), zabraniania kobietom używania telefonów komórkowych i noszenia zachodnich ubrań. Nie przysłużyła im się też trwająca od trzech lat debata o przemocy seksualnej - tym bardziej, że ich członkom zdarzało się zrzucać odpowiedzialność za gwałty. Przeciętny mieszkaniec dużego miasta nie bez racji uznaje, że wiejskie trybunały stoją na straży systemu kastowego i firmują przemoc wobec kobiet. Chociaż systemowi wiejskiej sprawiedliwości daleko do ideału, to nie był zaangażowany w najgłośniejsze sprawy, w których dochodziło do takich przestępstw.

W ubiegłym roku krajem wstrząsnęła sprawa dwóch nastolatek, które zginęły powieszone na drzewie. Dochodzenie wykazało, że jedna z zamordowanych dziewczyn miała romans z młodym mężczyzną z wyższej kasty, ale wokół sprawy panowała zmowa milczenia i morderców nigdy nie złapano. W podobne sprawy zwykle są zaangażowane działające na własną rękę rodziny i sąsiedzi ofiar. Najczęściej tam, gdzie ani policja, ani pańćajaty nie działają sprawnie. Złożone relacje między społecznościami prowadzą do prześladowania tych, którzy są najniżej w hierarchii: kobiet i niedotykalnych, zwykle ekonomicznie zależnych od swoich oprawców.

Ostoja sprawiedliwości

W kraju, w którym dostęp do legalnych instytucji jest trudny, zwłaszcza dla niewykształconych mieszkańców prowincji, ludowa sprawiedliwość jest często jedyną dostępną. Jak mówi, cytowana przez "New York Times", Madhu Purnima Kishwar, profesor w Center for the Study of Developing Societies w Delhi, większość wykształconej indyjskiej elity nie ma pojęcia o istotnej roli odgrywanej przez pańćajaty. Jej zdaniem te głęboko zakorzenione instytucje mogą odgrywać pozytywną rolę. Integrują społeczności i dobrze sobie radzą tam, gdzie oficjalne samorządy są słabe i mało aktywne.

Media milczą o tym, że rady wiejskie w większości wypadków efektywnie zastępują państwo tam, gdzie nie daje sobie ono rady. - Jest mnóstwo policjantów-tyranów, niekompetentnych i skorumpowanych sędziów, którzy wydają antypostępowe wyroki, a mimo to nikt nie wzywa do zakazania działalności policji i sądów - argumentuje Kishwar. Pańćajaty bez wątpienia stoją na straży tradycyjnego porządku, który może się nie podobać wykształconym elitom, ale brakuje dla nich rozsądnej alternatywy. Mają zresztą ciche poparcie wśród lokalnych polityków, którzy oficjalnie dystansują się od wiejskich trybunałów, ale nie robią nic, żeby je zlikwidować. Wiedzą, że pańćajaty mają ogromny wpływ na miliony wyborców.

Zdarza się, że ich ultrakonserwatywna twarz ustępuje miejsca bardziej postępowej. Może o tym zaświadczyć Santosh Dahiya, sołtyska ze wsi Bibipur w stanie Hariana, która zaangażowała się w kampanię przeciwko masowemu usuwaniu przez kobiety żeńskich płodów. Ma ambicję odwrócenia niekorzystnego dla kobiet stosunku płci (rodzice wolą mieć męskich potomków), a kierowany przez nią regionalny pańćajat głośno opowiada się przeciwko honorowym zabójstwom. Inne wiejskie rady powoli się liberalizują: zezwalają na małżeństwa pomiędzy kastami pod warunkiem zgody rodziców młodych i pozwalają kobietom się kształcić. Sama Santosh Dahiya wykłada na regionalnej uczelni i mocno wierzy w pańćajaty. - Ludzie zaczynają zdawać sobie sprawę, że starszyzny rozumieją potrzeby społeczności i są gotowe działać zgodnie z duchem czasu - powiedziała jednej z indyjskich agencji informacyjnych.

Zobacz również wideo: Cztery lata temu dowiedziała się, że jest mężatką.
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (15)