Drużyna PiS pojechała do Szczecina. Wraca z sakwami "ryb słonych i cuchnących”
Trudno ich przebić gdy występują w pojedynkę. Gdy występują we dwóch są niezwyciężeni. Tak jak przed wiekami woje Krzywoustego dobywali zachodniopomorskie grody, tak Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki wyprawili się na Szczecin.
17.09.2018 | aktual.: 17.09.2018 12:35
Spoglądając na północ kraju politycy PiS smutnieją. Tuż za granicą ziem kontrolowanych przez wiernego, aczkolwiek krnąbrnego kasztelana Tadeusza, zaraz za urodzajnymi ziemiami Wielkopolski i lubuskimi lasami leżą tereny zamieszkiwane przez wrogie plemiona. To ludy Platfusów i Czerwonych, które od dziesięcioleci – chyba można tak napisać w zgodzie z prawdą historyczną – na prawicę głosować nie chcą. Ani na Pomorzu, ani na Pomorzu Zachodnim.
To problem, bo kontrolowany przez nich pas ziem odcina resztę kraju od morza. Prezes PiS i premier uznali: koniec z tym. Pojechali urobić ten nieprzychylnie nastawiony element.
Woje Krzywoustego w rękach dzierżyli miecze i tarcze, mieli zakute w stal łby. Woje Jarosław i Mateusz wykazali się nielichą odwagą. Pojechali do Szczecina, tej jaskini lwa, uzbrojeni jedynie w słowa. Spokojnie, obydwaj posługują się tym orężem po mistrzowsku, więc w ich ustach to broń zabójcza.
Pieśń wojów ciśnie się na usta
Skąd w ogóle pomysł pisania o jakichś wrogich terenach i wojach? Zawdzięczamy to Mateuszowi Morawieckiemu, który zacytował „Pieśń wojów”, nieśmiertelność której zapewnił Czesław Niemen.
Zacytuję:
"Naszym przodkom wystarczały ryby słone i cuchnące,
My po świeże przychodzimy, w oceanie pluskające!
Ojcom naszym wystarczało, jeśli grodów dobywali,
A nas burza nie odstrasza ni szum groźny morskiej fali.
Nasi ojce na jelenie urządzali polowanie,
A my skarby i potwory łowim, skryte w oceanie!”
Zamykam oczy i widzę Mateusza Morawieckiego stojącego na dziobie rybackiej łodzi, prującej sinoszare wody Zalewu Szczecińskiego. Premier z marsową miną obserwuje zarzucone sieci – złapał się już wyborca, czy nie? Za sterem, pilnując słusznego kierunku, siedzi Jarosław Kaczyński.
Odejdę już jednak od tej wojenno-średniowiecznej retoryki, bo na dłuższą metę może to być męczące.
Premier wykorzystał w swoim wystąpieniu fragment o dobywaniu grodów, po czym błyskawicznie przeskoczył do polityki.
„ (…) niestraszne są te wszystkie pomruki z zagranicy, pomruki naszych konkurentów politycznych, tych, którzy albo nie rozumieją tej zmiany, albo chcą doprowadzić do fragmentacji Polski, do rozczłonkowania, jak dawne rozbicie dzielnicowe. Nie możemy do tego dopuścić” – mówi premier, a sala biła mu brawo.
O jaką fragmentację chodzi? Jakie rozbicie dzielnicowe? Konia z rzędem temu, kto odgadnie, w którą stronę zdryfowały myśli premiera. Mateusz Morawiecki na szczęście szybko wrócił na znane mi wody, czyli popłynął na morze obietnic wyborczych.
- Siła gospodarcza nie bierze się z biurowców w Warszawie, ani z wielkopowierzchniowych sklepów handlowych tylko podobnie jak siła północnoniemieckiej gospodarki oparta jest o logistykę, transport, przemysł morski, przemysł portowy, przemysł w innych branżach i bardzo nowoczesne rolnictwo. Taką gospodarkę musimy stworzyć tutaj, na Zachodnim Pomorzu – ogłosił.
Jarosław Kaczyński nowym Janem Długoszem
Dawno nie wizytowałem Pomorza Zachodniego, ale pamiętam, że tamtejszy obrotny naród wcale nieźle sobie radził. Ale jak premier mówi, że trzeba tworzyć, to pewnie wie, co mówi. Przekonywał również, że PiS ma bardzo dobry plan dla samorządów. W tym momencie wprowadził mnie nieco w konsternację, bo zawsze myślałem, że najlepsze plany dla siebie, samorządowcy piszą sami, bo od tego są samorządowcami.
W odniesieniach historycznych, swojego podwładnego pobił jednak bez problemu Jarosław Kaczyński. Zdradził przy tym, że ma aspiracje zostać drugim Janem Długoszem, a przynajmniej Koszałkiem Opałkiem: "Mówi się, że historię piszą zwycięzcy. My musimy ją napisać”.
Z przyrodzony wdziękiem – styl prezes jest nie do podrobienia – nie pierwszy raz postraszył naszymi sąsiadami.
- Z Niemcami mamy otwartą granicę i to bardzo dobrze, bo jesteśmy razem w UE i NATO, ale pamiętajcie, że ci, którzy wierzyli, że historia się skończyła, mylili się. Nikt nie wie, co się zdarzy. Jest jedna odpowiedź na tę sytuację: silne Pomorze Zachodnie! – oświadczył Kaczyński. - Co to wszystko ma wspólnego z wyborami samorządowymi? Kandydatom trzeba stawiać warunek, jakim jest patriotyzm. Spoiwem wszystkiego musi być patriotyzm. Wynika z tego również postulat szybkiego rozwoju gospodarczego tej ziemi. Odrzucenie zewnętrznego lobby, które tu silnie naciska.
Jak to u prezesa – konkretów mało, insynuacji i ogólników dużo.
Trudno przesądzić czy woje Jarosław i Mateusz podbili Pomorze Zachodnie. Wydaje się, że zbitka – daliśmy radę w rządzie, damy w samorządzie – traci swój urok. Dlatego w sakwach z łupami są tylko „ryby słone i cuchnące”.
PS
Nie mogę nie wspomnieć, choć na samym końcu i króciutko o Grzegorzu Schetynie. Rozważa właśnie, czy nie pozwać Mateusza Morawickiego, który znów nieco przeszarżował stwierdzając: "Nasi poprzednicy przez osiem lat wydali 5 mld zł na drogi lokalne. To jest tyle, ile my wydajemy w ciągu jednego do półtora roku, porównajcie sobie”. Ostatni raz użyję retoryki średniowiecznej. Woju Grzegorzu, wojna jest po to, żeby zdobywać grody. Żeby palić, rabować, a jeńców nie brać. Po takim akcie nie ma raczej nikogo, kto ostałby się, żeby coś rozważać. Chyba, że pan nie chce pisać historii.