Drony i podwyższony stopień bezpieczeństwa w bazie NATO w czwartek. Co to oznaczało?
W bazie lotniczej NATO Geilenkirchen podniesiono w czwartek stopień bezpieczeństwa "w oparciu o informacje o potencjalnym zagrożeniu". To niejedyne niepokojące doniesienia płynące z Niemiec. Śledczy z Flensburga wszczęli bowiem śledztwo ws. "działań sabotażowych".
"Lotnicze Siły Wczesnego Ostrzegania i Kontroli NATO podniosły poziom bezpieczeństwa w bazie lotniczej Geilenkirchen do Charlie. Jest to oparte na danych wywiadowczych wskazujących na potencjalne zagrożenie. Cały personel, który nie jest niezbędny do wykonania misji, został odesłany do domu jako środek zapobiegawczy. Bezpieczeństwo naszego personelu jest najwyższym priorytetem. Krytyczne operacje w bazie lotniczej są kontynuowane zgodnie z planem" - czytamy w przesłanym Wirtualnej Polsce przez rzecznika bazy Christiana Bretta komunikacie. Co to oznacza?
Poziom ostrzegawczy NATO Charlie oznacza, że miał miejsce incydent lub istnieją informacje wywiadowcze wskazujące, że akcja terrorystyczna przeciwko organizacjom lub personelowi NATO jest wysoce prawdopodobna. Jak podają niemieckie media, w położonej w Nadrenii Północnej-Westfalii taka sytuacja "nie zdarzyła się od lat".
Sytuacja nie miała jednak wpływu na funkcjonowanie bazy, co potwierdził w rozmowie z portalem Tagesschau sam Brett. - Nie jest to powód do niepokoju i jest to wyłącznie środek zapobiegawczy, który ma zapewnić kontynuację naszych kluczowych operacji - stwierdził. - Samoloty wczesnego ostrzegania AWACS, które operują z bazy, nadal startują i lądują - dodał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sytuacja w bazie nie ma również przełożenia na inne bazy w kraju. Kilka godzin później NATO przekazało, że z Charlie przeszli ponownie do obowiązującego wcześniej Bravo+.
Rosyjskie drony na północy Niemiec?
W rozmowie z Wirtualną Polską Brett potwierdził, że "od wczorajszego wieczora, nie pojawiły się żadne nowe ustalenia". Zapytaliśmy także, czy Charlie miał związek z innym niepokojącym sygnałem - tym razem z północy Niemiec, a dokładnie z Brunsbüttel, gdzie prokuratura wszczęła właśnie śledztwo w sprawie "działalności agenturalnej w celach sabotażowych". Na niebie nad zakładami ChemCoast Park zaobserwowano drony. Według niepotwierdzonych doniesień niemieckich mediów miały to być rosyjskie drony Orlan-10.
- Nie jesteśmy świadomi żadnych powiązań z innymi incydentami - zapewnił w rozmowie z WP Brett.
Podejrzenia o działalność agenturalną
"Prokuratura we Flensburgu potwierdza wszczęcie postępowania przygotowawczego w sprawie podejrzenia o działalność agenturalną w celach sabotażowych w związku z powtarzającymi się lotami dronów nad infrastrukturą krytyczną w Szlezwiku-Holsztynie" - czytamy w przekazanym m.in. Wirtualnej Polsce oświadczeniu.
Rąbka tajemnicy uchyla w tej sprawie natomiast policja z Itzehoe, która podaje, że drony miały zostać zaobserwowane 8 sierpnia. Bezzałogowce miały pojawić się nad terenem parku przemysłowego Brunsbüttel, zauważono je także nad nowym terminal LNG i likwidowaną elektrownią jądrową Brunsbüttel. "W tym ostatnim przypadku strefa zakazu lotów została naruszona kilkukrotnie" - podaje Tagesschau. Maszyny pojawiły się na niebie także 16 sierpnia.
W sprawie zwróciliśmy się do federalnego ministerstwa spraw wewnętrznych Niemiec. To nabiera jednak wody w usta i odsyła nad do krajowej policji ze Schleswigu-Holsztyn. Policja krajowa nie chce jednak komentować sprawy i odsyła nas do prokuratury we Flensburgu. Ta jednak - poza przesłaniem komunikatu - podkreśla, że "w tej chwili nie zostaną podane żadne dalsze szczegóły". "Prosimy o wyrozumiałość w tym względzie" - dodał prokurator Bernd Winterfeldt, gdy chcieliśmy się dowiedzieć czegoś więcej.
Policyjne drony nie dały rady
Wiadomo natomiast, że w śledztwo zaangażowane są władze na poziomie federalnym - wedle niemieckiego prawa - to one odpowiadają za ochronę infrastruktury krytycznej, z którą w tym wypadku mamy bezsprzecznie do czynienia. Jak podaje serwis niemieckiej telewizji publicznej ARD, w sprawę zaangażowana jest także Bundeswehra, która udostępniła policji m.in. dane radarowe. Rzecznik Dowództwa Terytorialnego Bundeswehry w Berlinie przekazał, że współpraca przy czynnościach prowadzona jest od poniedziałku.
Tygodnik "Der Spiegiel" podaje, że policja próbowała przechwycić niezidentyfikowane drony. Te miały być jednak zbyt szybkie i poruszać się z prędkością ponad 100 km na godzinę. Funkcjonariusze ustalili także, że nie były to modele powszechnie dostępne na rynku, co - w ich ocenie - sugeruje, że mogą mieć one wojskowy rodowód.
Niemieckie media zastanawiają się w związku z tym, skąd maszyny pojawiły się nad północną częścią kraju. Jedna z hipotez zakłada, że maszyny musiałyby mieć ponad 600 km zasięgu i zostały wystrzelone z cywilnych statków znajdujących się u wybrzeży.
Gdyby natomiast maszyny startowały z Królewca, zasięg musiałby być jeszcze większy. Odległość między rosyjskim obwodem a miejscem, gdzie drony były widziane, wynosi bowiem ok. 700 km. Jak jednak było? Nie wiadomo, służby pracują nad wyjaśnieniem sprawy.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski