"Jest tragedia". Polka ujawnia, co dzieje się w Turcji po kataklizmie
- Zaczęło się w pół do piątej. Obudziło nas trzęsienie łóżka i żyrandoli. Zabraliśmy dzieci i uciekliśmy. Dwa dni temu spadł śnieg, więc na szczęście mieliśmy przygotowane ciepłe kurtki - relacjonuje w rozmowie z Wirtualną Polską Barbara Szota-Erdogan, Polka, która mieszka w Turcji. Kobieta przyznaje, że nie ma kontaktu ze znajomą, która mieszkała w regionie, gdzie trzęsienie ziemi było najsilniejsze.
07.02.2023 | aktual.: 07.02.2023 12:40
W poniedziałek nad ranem południowo-wschodnią Turcję i północną Syrię nawiedziło trzęsienie ziemi o magnitudzie 7,8, a w kolejnych godzinach potężne wstrząsy wtórne.
Kataklizm spowodował w obu krajach śmierć ponad pięciu tys. osób, a blisko 25 tys. jest rannych. Tragiczny bilans jednak wciąż rośnie. Pod gruzami zawalonych budynków nadal uwiezieni są ludzie.
We wtorek doszło do kolejnego, trzeciego już, trzęsienia ziemi. Tym razem było ono słabsze, a jego magnituda wynosiła 5,6.
Zobacz też: Kataklizm w Turcji. "To pokazuje, jak poważna jest sytuacja"
Wirtualna Polska skontaktowała się z Polką, która mieszka w Turcji w dwumilionowym mieście Şanliurfa Karaköprü. Kobieta zapewnia, że jest bezpieczna. Na co dzień jest właścicielką apteki w tureckim mieście.
- Zaczęło się w pół do piątej. Obudziło nas trzęsienie łóżka i żyrandoli - relacjonuje Barbara Szota-Erdogan, wspominając moment, w którym po raz pierwszy zatrzęsła się ziemia.
- Nasza dzielnica nie wygląda źle, ale ona ma 15 lat. Kilka starszych budynków się zawaliło. Natomiast, przejeżdżając przez starsze dzielnice, jest tragedia. Jest mnóstwo gruzu, szczególnie w centrum - opowiada Polka.
Po potężnych trzęsieniach kobieta uciekła z miasta. Zabrała rodzinę i wyjechała na prowincję oddaloną o 60 kilometrów. - Mamy tu cztery domy, więc jest w miarę bezpiecznie. Zostaniemy tutaj. Jest tu już 15 innych osób, dzieci mają tydzień wolnego w szkole. Reszta osób zostaje w centrach zorganizowanych w szkołach i salonach sportowych - opowiada kobieta.
Barbara Szota-Erdogan cały czas jest w kontakcie z innymi Polkami w regionie Gaziantep Urfa. - Część mówiła że ma się dobrze. Jedna z Kahraman Maraş, gdzie było najgorzej, nie odezwała się, ale zakładam, że zwyczajnie nie ma czasu i nic jej nie jest - przekazuje.
Sąsiedzi kobiety mają się dobrze, a blok, w którym mieszkała, stoi i czeka na inspekcje.
- Tyle dobrze, że dużo ludzi wyjechało na swoje wsie i pozbierało ludzi. Większość sklepów prywatnych jest pozamykanych. Markety są w większości otwarte. Nie otworzyliśmy naszej apteki, bo miasto jest słabo przejezdne, a nasz główny technik miał atak paniki - relacjonuje Szota-Erdogan.
"Nie mogę się wydostać"
Nie wszyscy mają jednak tak dużo szczęścia. Niektóre osoby uwięzione pod gruzami budynków, które zawaliły się w wyniku trzęsienia ziemi, zamieszczają w mediach społecznościowych dramatyczne relacje na żywo. Wołają w ten sposób o pomoc, by zostać zauważone przez ratowników.
Mężczyzna w południowo-zachodniej tureckiej prowincji Adiyaman opublikował na Twitterze nagranie wideo spod gruzów, podając swój adres. - Nie mogę się wydostać. Pomóżcie mi - błagał, prosząc o modlitwę.
Zabierają jedzenie ze sklepów, bo zostali bez pomocy
Inny człowiek w prowincji Antakya pokazał na Instagramie swoją sypialnię i prosił o pomoc dla matki, która spała w sąsiednim pokoju, do którego nie mógł się dostać. Krzyczał, prosząc o sprawdzenie, czy kobieta żyje.
Zagraniczne media relacjonują, że mieszkańcy leżącej przy granicy z Syrią Antakyi uciekają się do zabierania żywności z supermarketów po tym, jak zostali pozostawieni bez jedzenia, schronienia i pomocy. Sprawę opisuje korespondentka Sky News Alex Crawford.
- Wiele osób w tej prowincji czuje, że zostało zapomnianych, że nie otrzymało żadnej pomocy, że wciąż jej nie otrzymuje - opisuje dziennikarka.
Turecka policja przekazała, że władze cały czas monitorują internet i zgłaszają odnalezione w mediach społecznościowych prośby o pomoc.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj też: