Dramat w Turcji kilometr pod ziemią. Polacy poznali swoje zadanie

Do bazy ratunkowej w pobliżu jaskini Morca w tureckich górach Taurus w prowincji Mersin na południu kraju zjeżdżają drużyny ratowników. Ich zadanie polegać będzie na wydostaniu w najbliższych dniach amerykańskiego naukowca, który podczas wyprawy speleologicznej zasłabł na zdrowiu i potrzebuje asekuracji specjalistów przy drodze powrotnej. W akcji uczestniczą trzej polscy grotołazi z Grupy Ratownictwa Jaskiniowego i GOPR.

Polscy speleolodzy, którzy w czwartek dotarli do Turcji, zeszli już do jaskini Morca. Będą eskortować drogę grotołaza z USA na odcinku 900-700 metrów
Polscy speleolodzy, którzy w czwartek dotarli do Turcji, zeszli już do jaskini Morca. Będą eskortować drogę grotołaza z USA na odcinku 900-700 metrów
Źródło zdjęć: © Grupa Ratownictwa Jaskiniowego

Amerykański speleolog przebywa na głębokości tysiąca metrów. W sobotę doszło u niego do krwotoku z przewodu pokarmowego, więc mężczyzna musi przerwać swoją misję badawczą i w jakiś sposób wydostać się na powierzchnię.

Nie jest to łatwe. Morca to, jak wyjaśnia Marcin Bugała, rzecznik Grupy Ratownictwa Jaskiniowego, trzecia co do głębokości jaskinia Turcji i jedna z głębszych na świecie. Od wczoraj przy 40-latku jest już zespół medyczny Ratownictwa Alpejskiego i Speleologicznego, który zszedł do podziemi w pierwszej kolejności. Badaczem zaopiekowali się węgierski lekarz i pielęgniarka. Medycy przeprowadzili awaryjną transfuzję krwi.

- Zespoły ratownicze podejmują wysiłki w celu ustabilizowania Marka. Musi być w miarę dobrym stanie, aby móc z pomocą, ale o własnych siłach, wyjść na powierzchnię. Nosze w wielu miejscach podziemnego korytarza nie przecisną się, bo przejścia są zbyt wąskie - tłumaczy Marcin Bugała.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W akcję zaangażowana jest międzynarodowa ekipa. Misję koordynowaną przez AFAD - turecki organ ochrony ludności - wspierają Włosi, Polacy, Bułgarzy i Węgrzy. Mogą minąć dni, albo nawet i tygodnie, zanim mężczyzna wydostanie się z krętych korytarzy. Niewykluczone, że w niektórych miejscach trzeba będzie ręcznie poszerzać przejście.

Dramat kilometr pod ziemią w Turcji

Mark Dickey przekazał podziękowania kolegom na poruszającym nagraniu wideo spod ziemi. Mężczyzna przyznał, że jego organizm odmówił posłuszeństwa. - Byłem bardzo blisko kreawędzi. Wiem, że szybka reakcja rządu tureckiego w celu zapewnienia niezbędnych środków medycznych uratowała mi życie - przyznał.

Wyraził też wdzięczność środowisku. - Świat jaskiń to naprawdę zwarta grupa i zdumiewające jest zobaczyć, jak wiele osób zareagowało na powierzchni. - powiedział.

Choć krwawienie i torsje ustały, a nawet udało mu się coś zjeść, speleolog wyznał, że nie czuje się jeszcze całkowicie "uzdrowiony". Będzie potrzebował dużo pomocy, aby wydostać się z jaskini.

Ekipy ratownicze planują rozpocząć misję w sobotę lub niedzielę. Po drodze na powierzchnię przygotowywane są kolejne punkty biwakowe. Na speleologa czekać w nich będą ekipy z różnych krajów.

Jaskinię podzielono na kilka części, za każdy odcinek odpowiada ekipa ratunkowa z każdego kraju. Pierwsi polscy ratownicy są już pod ziemią. Do tej trójki, która do Turcji dotarła w czwartek, dołączy lada chwila trzech kolejnych grotołazów. Polacy będą wraz z Bułgarami eskortowali Marka na odcinku korytarza na głębokości 900-700 metrów.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
turcjagrotołazwypadek
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (21)