Dramat w Przemyślu: 26‑latek odciął sobie palce
Do tragedii doszło w zakładzie produkcji mebli. 26-letni Marek stracił trzy palce u lewej ręki podczas pracy przy maszynie do cięcia płyt. Palce zabezpieczono, a pacjenta przewieziono do miejscowego szpitala, który próbował skontaktować się z placówkami w Jaśle i Trzebnicy, gdzie przeprowadzana jest replantacja. Oba szpitale odmówiły jednak przyjęcia pacjenta.
13.05.2009 | aktual.: 11.06.2018 15:10
Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, podczas wypadku mężczyzna miał we krwi 2,5 promila alkoholu. Taki stan utrudnia, ale nie wyklucza przeprowadzenia zabiegu przyszycia palców. Zdaniem Krzysztofa Popławskiego, dyrektora ds. leczenia ze szpitala w Przemyślu, u takich pacjentów jest jednak większe krwawienie śródoperacyjne i gorzej się ich znieczula.
Walka o trzy palce
O sprawie poinformowała nas 28-letnia Agnieszka, siostra poszkodowanego. W mailu do WP napisała: „Palce, które mój brat stracił nieszczęśliwie w wypadku, zostały natychmiast znalezione i zabezpieczone przez ratowników medycznych. Po przyjeździe do szpitala Monte Cassino w Przemyślu lekarz poinformował nas, że palce nadają się do przyszycia, ale jest problem, ponieważ ich szpital nie wykonuje takich operacji. Natomiast dwa pozostałe szpitale, w Jaśle i Trzebnicy, nie chciały go przyjąć. Mój brat na zawsze został bez trzech palców i musi nauczyć się z tym żyć. Człowiek całe życie płaci składki zdrowotne i co z tego ma? Nic”.
W nocy z 8 na 9 maja Marek pracował na nocnej zmianie. Do wypadku doszło przed godz. 22.00. Na miejsce zdarzenia natychmiast przyjechało pogotowie. Place zabezpieczono, wkładając je do mieszaniny wody z lodem, której temperatura oscylowała między 4-8 stopniami Celsjusza. Tak zabezpieczone palce należy przyszyć pacjentowi w ciągu ośmiu godzin. Marka, razem z zabezpieczonymi palcami, zawieziono do szpitala Monte Cassino w Przemyślu. Tam, jak poinformował WP Popławski, z powodu braku specjalistycznego oddziału do replantacji, próbowano przekazać 26-latka dwóm placówkom: Ośrodkowi Replantacji Kończyn w Trzebnicy i Oddziałowi Chirurgii oraz Mikrochirurgii Ręki w Jaśle.
Kiedy szpital w Trzebnicy odmówił przyjęcia Marka, lekarze zadzwonili do Jasła. W tym czasie Agnieszka pojechała do domu zabrać niezbędne dokumenty brata. Wkrótce okazało się jednak, że szpital w Jaśle odmówił przyjęcia pacjenta. – Lekarz, który tam dzwonił, powiedział mi, że lekarz, do którym rozmawiał, jest zmęczony. A przecież palce nie mogą leżeć nie wiadomo jak długo. Na własną rękę dzwoniłam po różnych klinikach. W jednej mi powiedziano, że przeprowadzają takie operacje, ale tylko w dni powszednie. Widocznie trzeba jeszcze wybrać sobie dzień wypadku – kpi Agnieszka.
Zdaniem dra Krzysztofa Popławskiego ze szpitala w Przemyślu, placówki w Jaśle i Trzebnicy mogły nie przyjąć Marka, gdyż miały innych pacjentów. Zwraca uwagę, że przeprowadzenie zabiegu przyszycia palców jest potężnym przedsięwzięciem logistycznym. Do replantacji musi być specjalna sala operacyjna, lekarz anestezjolog, odpowiedni sprzęt i przynajmniej dwóch operatorów. – Ponieważ ośrodków przeprowadzających takie zabiegi jest mało, lekarze skupiają się tylko na niektórych przypadkach. Myślę, że gdyby replantacja dotyczyła przedramienia, to pacjenta łatwiej byłoby przekazać. Naczynia na przedramieniu są dużo większe, a zabiegi na nich przeprowadzane dużo prostsze i częściej się udają – tłumaczy Popławski. Tymczasem lekarz dyżurny z Jasła, jak dowiedziała się Wirtualna Polska, mówi, że pacjent nie został przyjęty ze względów medycznych. – Po rozmowie z lekarzem z Przemyśla ustalono, że palce zostały obcięte na wysokości stawów międzypaliczkowych bliższych (w okolicy nadgarstka), a w takiej sytuacji nie ma szans
na przyjęcie tych doszytych palców. Operacja nie rokuje powodzenia i z tego tytuły nie podjęto się operacji – mówi jedna z pracownic szpitala, która nie zgodziła się na podanie imienia i nazwiska.
Doc. Jerzy Jabłecki, ordynator ze szpitala w Trzebnicy, mówi w rozmowie z WP, że nie ma czegoś takiego jak stały ostry dyżur dla chirurgii replantacyjnej. – Jeżeli nie przyjmujemy chorych, to albo w porozumieniu z lekarzem kierującym uznajemy, że zakres niszczenia tkanek dyskwalifikuje chorego, albo nie mamy zespołu mikrochirurgicznego. Nie ma obsady mikrochirurgicznej, bo nikt nie chce się jej uczyć, gdyż nie ma specjalizacji chirurgii ręki – tłumaczy. Zaznacza, że jak nie chirurga, to nie jest taka replantacja wykonywana. Nie ma stałych ostrych dyżurów dla amputacji kończyn. Tak naprawdę każdy oddział chirurgiczny i urazowy może taką operację wykonać.
Stracone nadzieje
Replantacja palców to zabieg na kilkanaście godzin pracy. Czas przyszycia jednego palca to ok. 3-4 godziny. Podobne operacje, zwłaszcza jeśli poszkodowanymi są palacze, przeprowadza się tylko u osób młodych. – U osób, które nałogowo palą papierosy, replantacje po 40 roku życia nie mają sensu. Z powodu zmian w drobnych naczyniach przeszczepy zwykle się nie przyjmują – tłumaczy Popławski.
Marek przebywa obecnie na oddziale ortopedii w Przemyślu, gdzie otrzymuje zastrzyki przeciw tężcowi. Na replantację jest już za późno, więc powoli godzi się z faktem, że na zawsze utracił trzy palce. – To jest kalectwo do końca życia. A teraz co, ma się zapisywać w kolejce oczekujących na dawców? Przecież miał swoje trzy palce, które były zdrowe. Gdyby jeszcze były zmiażdżone, poturbowane czy zniszczone, to trudno, jakoś byśmy przeżyli, ale one były całe – mówi Agnieszka. Wspomina, że choć brat nie jest jedynym żywicielem rodziny, mieszka w domu z mamą, tatą i czworgiem młodszych braci, z których dwóch się uczy, a jeden jest bez pracy. Ze swojej pensji Marek opłacał m.in. prąd. Popławski uspokaja, że ponieważ pacjent jest praworęczny, a kalectwo dotyczy lewej ręki, to będzie mógł wykonywać większość prac.
Do szpitala w Przemyślu w ciągu roku trafia średnio dwóch pacjentów ze wskazaniami do replantacji. Popławski zauważa, że istnienie takich specjalistycznych ośrodków jest teraz bardzo pożądane. Ośrodków replantacyjnych w Polsce jest bardzo mało. Ideałem byłoby, gdyby na jedno województwo przypadał jeden ośrodek replantacyjny. Jego zdaniem gorzej funkcjonujący kalecy są lepsi dla społeczeństwa, niż pacjenci pozbawieni kończyn. Niestety podobne przypadki często dotyczą osób pijanych, które najpierw trzeba wyprowadzić z upojenia alkoholowego. Popławski wspomina przypadek, w którym mężczyzna włożył rękę do traktora i poharatał sobie przedramię. Pacjent nie kwalifikował się już do transplantacji, gdyż miał zniszczone nerwy, mięśnie i ścięgna na odcinku kilkunastu centymetrów.
Anna Kalocińska, Wirtualna Polska