Tragiczny wybuch w Pruszkowie. "Wszystkie nieszczęścia nas dotknęły"
Dramat w Pruszkowie. W weekend w popularnej restauracji "O Kurczaki!" doszło do wybuchu butli z gazem. Ranny został pracownik, mężczyzna w stanie ciężkim przebywa w szpitalu. Mieszkańcy założyli zbiórkę na odbudowę lokalu i pomoc poparzonemu mężczyźnie. W pomoc zaangażowało się całe miasto, a nawet konkurujące restauracje. Pani Katarzyna nie kryje łez z powodu solidarności.
Eksplozja miała miejsce w niewielkim punkcie gastronomicznym znajdującym się na dziedzińcu kamienicy przy ulicy Pruszkowskiej w sobotę po godzinie 17.
Świadkowie, do których dotarła Wirtualna Polska, mówią, że słyszeli wybuch, następnie zobaczyli płomienie. Na ratunek jako pierwsi ruszyli pracownicy kebaba. Mężczyźni wzięli ze sobą gaśnice i zaczęli gasić ogień do momentu przyjazdu straży pożarnej.
- Widzieliśmy tego rannego. On miał całą poparzoną twarz i nogi. Widok był straszny. Na szczęście pogotowie pojawiło się bardzo szybko i zaczęli go opatrywać - mówi Dogus Demircioglu, który pracuje w lokalu po drugiej stronie ulicy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Strzelanina przed Biedronką w Bolkowie na Dolnym Śląsku
- Zadzwoniła do mnie pracownica, że ucieka z lokalu, że był wybuch. Zamknęła drzwi i zostawiła wszystko. Jak dojechałam na miejsce, to już nikogo nie wpuszczali. Współczuję moim sąsiadom - dodaje z kolei Agnieszka, która prowadzi cukiernię obok.
Pożar zniszczył wszystko
W poniedziałek na miejscu pożaru spotkaliśmy właścicielkę. Kobieta oczekiwała na strażaków, którzy mieli przyjechać na oględziny. Na dziedzińcu kamienicy widać szkło, porozrzucane są paragony. - Tutaj była szyba, która została rozbita. Ta lodówka też się przewróciła - opowiada nam Katarzyna Grabowska. Z drugiej strony niewielkiego lokalu, który raczej przypomina budkę, widzimy, że nie ma ściany. Na zewnątrz stoi kilka butli z gazem i gaśnica.
- Jestem przerażona. Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Mój mąż miał być na miejscu naszego pracownika, ale musiał pilnie wyjechać na Mazury, bo jego tata zmarł w sobotę. Wszystkie nieszczęścia dotknęły nas naraz - mówi w rozmowie z WP Grabowska.
Kobieta twierdzi, że ze wstępnych ustaleń, do wybuchu przyczyniła się wadliwa butla. Eksplodowała w momencie, gdy 29-letni pracownik lokalu próbował ją wymienić. - My mamy podpisaną umowę na dostawę tych butli, nie kupujemy ich sami. Wszystko ma certyfikaty, pracownicy są przeszkoleni. Nie wiem, jak do tego mogło dojść. Tu nigdy nie było problemów - płacze.
Kobieta przyznaje, że martwi się o stan zdrowia swojego pracownika. - Ja na miejscu byłam bardzo szybko. Piotrek siedział na ławce na przystanku, pogotowie go opatrywało. Miał już zabezpieczoną twarz, nogi i ręce. Mówił do mnie, że wszystko jest w porządku, uspokajał mnie. On jeszcze zdążył zadzwonić do swojej narzeczonej i jej o wszystkim opowiedzieć. Podobno powiedział, że "kurczaki się palą, a on jedzie do szpitala". Bardzo się o niego martwię, bo mają trójkę małych dzieci - relacjonuje.
- Zarówno dla niego, jak i dla nas, ta praca to jedyne źródło utrzymania. My też mamy dzieci. Piotrek zaczynał jako kucharz, a później zaczął pracować jako kierowca. Gdyby nie śmierć w rodzinie, to jego by tu nie było. Nie wiem, co my teraz wszyscy zrobimy - mówi pani Katarzyna.
Straty w lokalu są bardzo duże, pani Katarzyna z mężem będzie chciała odbudować lokal. Po tragedii, która ją spotkała, z pomocą przyszła sąsiadka, która założyła zbiórkę pieniędzy zarówno na odbudowę lokalu, jak i na leczenie i potrzeby rannego 29-latka.
- Do mnie to wszystko jeszcze nie dotarło, ale jestem wzruszona solidarnością ludzi, tym, że wpłat jest coraz więcej. Dziękuję każdemu z całego serca, za dobroć, którą dostajemy w tym trudnym dla nas momencie. Mój mąż wkładał w ten lokal wszystko, co mieliśmy, zawsze kupowaliśmy najlepszej jakości produkty, świeże mięso. Ja mam stopień niepełnosprawności, dlatego robiłam mniej, ale też wkładałam tu swoje życie. Jak mieliśmy pieniądze, to z chęcią pomagaliśmy potrzebującym i angażowaliśmy się charytatywnie - podsumowuje właścicielka spalonego lokalu.
Ogromne wsparcie
Wydarzenia w "O Kurczaki!" wstrząsnęły lokalną społecznością i klientami. - Mieli pyszne kurczaki. Straszna tragedia, jest nam bardzo przykro. Mamy nadzieję, że wszystko się ułoży - mówią Marek i Urszula.
Na lokalnej facebookowej grupie pojawia się nawet stwierdzenie, że miejsce było kultowe, a do poszkodowanego pracownika i właścicieli lokalu płyną słowa wsparcia. Komentarze podnoszące na duchu pojawiają się też na zrzutce, którą założyła sąsiadka i przyjaciółka Paulina Gołaszewska.
"Trzymaj się kolego i nie poddawaj, możesz na nas liczyć nie raz", "Dzięki wam mieliśmy chwilę przyjemności. Teraz chcemy się odwdzięczyć wspierając Was.", "Szybkiego powrotu do zdrowia!" - czytamy w komentarzach.
Wsparcie zaoferowali również właściciele kebabu, którego pracownicy jako pierwsi ruszyli na pomoc w gaszeniu. We wtorek cały dochód ze sprzedaży kanapek ma być przekazany na wsparcie dla "O Kurczaki!".
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj też: