Dramat jednego z najbogatszych Polaków. Tomasz Gudzowaty boi się, że dzieci popełnią samobójstwo

- Jej nie chodzi o dzieci, tylko o mój majątek. Dostaję smsy z groźbami - mówi Tomasz Gudzowaty. Jeden z najbogatszych Polaków przeżywa rodzinny dramat. Sąd zdecydował, że Zosia i Aleksander trafią pod opiekę jego żony, która ma krzywdzić dzieci. A one same mówić o śmierci.

Dramat jednego z najbogatszych Polaków. Tomasz Gudzowaty boi się, że dzieci popełnią samobójstwo
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Rafał Mielnik
Anna Kozińska

15.11.2018 | aktual.: 28.03.2022 08:46

Decyzją węgierskiego sądu dzieci Tomasza Gudzowatego mają wrócić do jego byłej partnerki Judit Berekai. Takie postanowienie wymiaru sprawiedliwości szokuje, bo relacje świadków, którzy przed 2015 r. pracowali w domu, w którym kobieta mieszkała razem z Zosią i Aleksandrem, na zachodnich przedmieściach Budapesztu, są zatrważające.

Spór o dzieci trwa od rozstania Gudzowatego i Berekai, czyli od 2012 roku. Od tamtego czasu dzieci przebywały trochę u matki na Węgrzech, a trochę u ojca w Polsce. W 2014 r. Gudzowaty od opiekunek i sąsiadów usłyszał, że jego była partnerka krzywdzi dzieci. W efekcie 17 kwietnia 2015 r. zabrał je do Warszawy i do tej pory nie wracały na Węgry. Aż do teraz. Założona przez Berekai sprawa o uregulowanie władzy rodzicielskiej została rozstrzygnięta na jej korzyść.

W rozmowie z "Wprost" Gudzowaty przyznaje, że jest mocno zaniepokojony losem Zosi i Aleksandra. - Boję się, że jeżeli moje dzieci wrócą do matki, to popełnią samobójstwo. Matce nie chodzi o dzieci, tylko o mój majątek. Dostaję smsy z groźbami - podkreślił.

"Zabiedzone, blade, chude"

Kulisy dramatu, jakie przeżyły dzieci u matki, przedstawili świadkowie. Opiekunka Zosi i Aleksandra twierdzi, że byli oni zamykani w pokoju na klucz. Powód? "Żeby nie wychodziły i nie budziły mamy". Dozorca domu zwraca uwagę, że dzieci nie miały dostępu do łazienki. - Było tak, że dzieci siedziały w swoich odchodach - mówi pomoc domowa. - Aleksander był jeszcze w pełnych i brudnych pieluchach - dodaje inna opiekunka.

Według relacji świadków dzieci nie miały co jeść. - W weekend dzieci były zabierane przez opiekunki do ich domów, bo matka urządzała imprez - podkreśla dozorca. - Dzieci były zabiedzone, blade, chude. (...) W jednym z pomieszczeń domu zastaliśmy duży bałagan oraz dużą ilość butelek po alkoholu. Były to pozostałości po imprezie pani Judit - zaznacza monter.

To nie wszystko. Według opiekunki "Zosia mówiła o śmierci".

Źródło: "Wprost"

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz także
Komentarze (499)