Dr Wojciech Szewko: kary za odmowę przyjęcia uchodźców mogą się skończyć Polexitem
Zdaniem dr Wojciecha Szewko, gdyby w Unii Europejskiej zaczęły obowiązywać wysokie kary nakładane na kraje za odmowę przyjęcia uchodźców, to część państw wystąpiłaby ze strefy Schengen. - Mogłoby również dojść do Węgroexitu, Polexitu i izolacji innych państw - mówi ekspert ds. Bliskiego Wschodu i stosunków międzynarodowych. Jego zdaniem UE ma nóż na gardle w negocjacjach z Turcją, a winą za brak rozwiązania kryzysu imigracyjnego obarcza głównie rząd w Berlinie i kanclerz Angelę Merkel.
02.05.2016 | aktual.: 02.05.2016 14:39
WP: Jacek Gądek: Sądzi pan, że sensacje podane przez „La Stampę”, jakoby Komisja Europejska przymierzała się do wprowadzenia zmian do konwencji dublińskiej w postaci kar 250 tys. euro za nieprzyjęcie uchodźcy, brzmią jak plan na serio?
Dr Wojciech Szewko: W takim procesie nie można by ominąć procedury zmiany konwencji dublińskiej, bo takich kar nie da się narzucić decyzją komisarza Unii Europejskiej. Jeśli nie ma konsensusu ws. kwot uchodźców, to trudno sobie wyobrazić świadome przyjęcie przez Polskę, Węgry, Czechy, Słowację, Bułgarię i Rumunię rozwiązania zakładającego kary.
- Chyba, że jest jakiś wytrych prawny w samej konwencji bądź innych aktach prawnych UE. Byłby to jednak wyłom w systemie UE, bo Unia jest systemem konsensusu, a nie dyktaturą.
WP: Póki co Komisja Europejska nie potwierdziła informacji "La Stampy", ale ta twierdzi, że w środę KE ma przedstawić właśnie takie propozycje.
- Komisja Europejska funkcjonuje w prasie jako uniwersalny odsyłacz typu "oni". A czy ktoś, a jeśli tak, to kto tak naprawdę stoi za pomysłem - nie wiadomo. Jeśli w doniesieniach prasy jest coś na rzeczy, to jakiś przedstawiciel Komisji Europejskiej powinien się odważyć i napisać, jakie byłyby podstawy prawne rzekomo planowanych kar.
WP: * - Kuriozum - tak Elżbieta Witek, szefowa gabinetu politycznego premier Beaty Szydło, mówi o doniesieniach "La Stampy". Pan się pod taką oceną podpisuje?*
- Tak. Bo to kolejna próba wymuszania solidarności europejskiej, a przecież kiedy mamy do czynienia z wymuszeniem, to nie ma solidarności.
WP: Gdyby przeforsowano propozycję kar 250 tys. euro za odmowę przyjęcia każdego uchodźcy, to jakie mogłoby to mieć konsekwencje?
- Gdyby to konwencja dublińska normowała kwestię tych kar, to państwa, które nie chcą przyjmować uchodźców, zerwałyby tę konwencję. Na pewno wystąpiłyby też ze strefy Schengen. Mogłoby również dojść do Węgroexitu, Polexitu i izolacji innych państw.
WP: Widzi pan w tym pomyśle zagrożenie dla egzystencji Unii Europejskiej w obecnym kształcie?
- Propozycje, które przedstawia KE ws. uchodźców i porozumienia z Turcją, to odejście od wartości europejskich. Nieprzypadkowo organizacje międzynarodowe zarzucają UE łamanie praw człowieka, a przecież podstawą UE było ścisłe jego przestrzeganie. Państwa, które zakładały UE albo do niej przystępowały, zaczynają się zastanawiać, czy aby na pewno jest to ta sama organizacja. Niestety, wynika to z chocholego tańca prowadzonego przede wszystkim w Niemczech.
WP: Dlaczego?
- Gdybyśmy mieli w Niemczech normalny rząd i normalną opozycję, to stworzyłaby się jakaś przeciwwaga dla polityki Angeli Merkel (w Niemczech władzę sprawuje wielka koalicja CDU/CSU oraz SPD - red.). SPD jest teraz uwikłane w rząd Merkel i tak naprawdę nie może wyjść z niego, bo utraci władzę na długie lata. W Berlinie nie słychać więc głosu sprzeciwu wobec Merkel. Kanclerz dysponuje za to pełnym mandatem i ma wpływ na dwie podstawowe grupy w Bundestagu (CDU/CSU oraz SPD - red.) i Parlamencie Europejskim (partię ludową i socjalistów).
WP: W marca, gdy wynegocjowano porozumienie UE z Turcją, szef Rady Europejskiej Donald Tusk stwierdził: - Dni nielegalnej imigracji do Europy dobiegły końca. Faktycznie?
- Turcja decyzją polityczną zablokowała nielegalną imigrację do UE, tak jak wcześniej tę imigrację umożliwiła. Słowa Donalda Tuska brzmią jak najbardziej poważnie, jeżeli UE będzie spełniać kolejne żądania Turcji. A Turcy jasno pokazują, czego chcą i czym grozi niespełnienie ich oczekiwań: jeśli w czerwcu nie zostaną zniesione wizy do UE; jeśli nie otrzymają 6 mld euro i jeśli Bruksela nie przyspieszy negocjacji akcesyjnych, to uchodźcy wrócą w liczbie dziesiątek tysięcy dziennie.
WP: To przypomina negocjacje, gdy jedna ze stron ma nóż na gardle.
- Tak właśnie jest. Na szczycie UE-Turcja nie było przecież żadnych negocjacji - premier Turcji Ahmet Davutoglu przyjechał i powiedział, jak ma być, a Unia się zgodziła. Widać, że w UE nie ma teraz mocnych przywódców, a obserwujemy tylko pasywne przyjmowanie kolejnych żądań państw trzecich - nie tylko Turcji - i odsuwanie problemów czasie. Dla Tuska to bardzo trudna sytuacja, dlatego mówił wyraźnie, że „nikt nie ma prawa pouczać Turcji”.
WP: Należy się spodziewać kolejnych żądań Ankary?
- Oczywiście, zwłaszcza, że wcześniej Turcy mieli alternatywny plan na uzyskanie 18 mld euro. Ankara ma też inne żądania jak np. stworzenie bezpiecznych stref na terytorium Syrii, co poparła już Angela Merkel. De facto będzie zgoda na turecką agresję na Syrię. Wyraźnie widać, jak Turcja mądrze realizuje swój interes narodowy, szantażując przy tym UE. Słabością Unii jest z kolei to, że nie potrafi znaleźć innego rozwiązania kryzysu imigracyjnego, jak tylko bycie pionkiem w grze Ankary.