Dr G: koperty z pieniędzmi oddawałem na potrzeby szpitala
Przed Sądem Rejonowym Warszawa - Mokotów zakończyła się druga rozprawa w procesie kardiochirurga Mirosława G. Były ordynator oddziału kardiochirurgii w szpitalu MSWiA w Warszawie jest oskarżony między innymi o przyjmowanie łapówek od pacjentów. - Koperty z pieniędzmi od pacjentów oddawałem na potrzeby szpitala - tłumaczył w śledztwie kardiochirurg i opowiadał jak "szarpał się" z pacjentami, gdy dawali mu alkohole. - Dowody wdzięczności zdarzają się na całym świecie - wyjaśniał. Razem z nim jest oskarżonych 21 osób, które odpowiadają za wręczanie lekarzowi korzyści materialnych.
06.12.2008 | aktual.: 06.12.2008 14:11
Na sali rozpraw pojawił się tylko lekarz, zabrakło natomiast jego pacjentów i oskarżycieli posiłkowych. W ubiegłym tygodniu pacjenci doktora Mirosława G. oświadczyli przed sądem, że nie będą brali udziału w kolejnych rozprawach. W sobotę sąd uznał, że nie ma przeciwwskazań, żeby posiedzenie odbyło się pod nieobecność zarówno oskarżonych, jak i oskarżycieli posiłkowych.
Doktor Mirosław G. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i odmówił składania wyjaśnień. Jednocześnie oświadczył, że w przyszłości nie wyklucza odpowiadania na pytania obu stron. Wobec takiej postawy oskarżonego, sąd ograniczył się do odczytania części zeznań, jakie kardiochirurg złożył w czasie śledztwa, prowadzonego przez prokuraturę.
G. zaprzeczał, by spowodował śmierć jakiegoś pacjenta. Przyznawał, że część gazika "nieświadomie pozostawiono" w ciele jednego z pacjentów, który potem zmarł; zaprzeczał też, by miał spowodować śmierć innego pacjenta (śledztwo o przyczynienie się przez G. do tych zgonów prokuratura umorzyła, co utrzymał sąd). - Wykonałem 600 przeszczepów serca; każdy z nich jest ryzykiem - dodawał.
- Niekorzystne dla mnie zeznania świadków wynikają z ich rozgoryczenia - mówił Mirosław G. Za pomówienia uznaje on zeznania tych świadków, których bliscy zmarli po operacjach. Dodawał, że dbając o pacjentów i ich rodziny zawsze kierował ich do szpitalnego psychologa.
G. zapewniał w śledztwie, że nigdy nie uzależniał żadnych spraw lekarskich od czynności seksualnych. Przyznał, że jego słowa "wolałbym córkę od pieniędzy" - o których mówiła tydzień temu jedna z oskarżonych kobiet - były żartem, mającym jedynie służyć rozładowaniu napięcia związanego z operacją ojca tej kobiety.
Podkreślał, że gdy przejął klinikę kardiochirurgii po prof. Zbigniewie Relidze, zastał zespół zdezorganizowany, bo Religa "zabrał część lekarzy do Anina". - Mimo to, zwiększyłem liczbę operacji - dodał G.
Oskarżony nie zgadza się też z zarzutem znęcania się psychicznego nad jednym z lekarzy, choć przyznawał, że "moje uwagi były często krytyczne i miały na celu dobro pacjenta".
W śledztwie CBA zabezpieczyło w domu lekarza m.in. ślubne obrączki, biżuterię damską i męską, komplet sztućców i naczyń, 8 zegarków. O każdym z nich G. mówił w śledztwie, że to jego prezent dla żony lub podarunek od rodziców dla niego. Tylko co do jednego zegarka G. odmówił wyjaśnień.
Sąd zmniejszył, z 350 tys. zł do 100 tys zł, kwotę kaucji wobec G. - obrona chciała całkowitego jej zniesienia. Zdaniem prokuratury, kwotę kaucji można obniżyć, skoro na G. nie ciążą już zarzuty zabójstwa. Sąd uznał, że brak jest dowodów, by G. chciał utrudniać postępowanie - dlatego obniżył kaucję.
W następną sobotę sąd zacznie postępowanie dowodowe - pierwszą czynnością ma być odtworzenie nagrań dokonanych przez CBA ukrytą kamerą w gabinecie dr. G. W sumie jest tam 500 godzin nagrań. Sąd sugeruje, by ograniczyć odtworzenie nagrań na sali do spraw związanych tylko z zarzutami aktu oskarżenia.